Magnat żeglugowy w ogniu krytyki
Wiele wskazuje na uchybienia proceduralne i w nadzorze armatorskim w zakresie bezpieczeństwa i w tym co leży w kompetencji „głównego nawigatora” kompanii żeglugowej, nie było dotąd - przynajmniej nagłośnionych przez media - zmian personalnych w Costa Cruises. Rezygnację złożył za to Gianni Scerni - prezes RINA, włoskiego towarzystwa klasyfikacyjnego, w którego rejestrze znajdował się wycieczkowiec Costa Concordia. RINA jest instytucją, która wydała statkowi dokument potwierdzający jego zdolność do żeglugi (certificate of seaworthiness) oraz certyfikat systemu zarządzania jakością ISM w listopadzie 2011 r. W żeglugowej prasie fachowej decyzję Scerni o rezygnacji wiąże się z chęcią złagodzenia kontrowersji narosłych wokół kontroli bezpieczeństwa na statku. RINA zawiesiła klasę statku formalnie z dniem 13 stycznia.
*
Costa Concordia należy do koncernu Carnival, podobnie, jak niemal 100 innych statków floty holdingu skupiającego jedenaście znanych i w większości - zaliczanych do najbardziej znaczących - brandów na rynku cruisingowym. Poza Carnival Cruise Lines, do korporacji i siostrzanej Carnival PLC, którym szefuje Micky Arison, należą także m.in.: Holland America Line, Princess Cruises, Seabourn oraz Cunard i P&O.
*
Oświadczenia w imieniu włoskiego operatora wycieczkowców wygłaszał głównie jego prezes - Pier Luigi Foschi. Ukrył się natomiast przed mediami Micky Arison, nie komentując ani razu wypadku. Media amerykańskie i opinia publiczna są zainteresowane tematem, w tym stanowiskiem Arisona, gdyż Stany Zjednoczone to wciąż największy rynek crusingowy, a Micky Arison jest współwłaścicielem i szefem największego w świecie koncernu działającego na tym rynku.
Arison, pochodzący z rodziny rumuńskich Żydów obywatel USA mieszkający w Miami, kontrolujący większość udziałów grupy Carnival, znajduje się na 75. pozycji na liście „Forbes’a” 400 najbogatszych ludzi w Ameryce i na 169. miejscu wśród miliarderów na świecie według tego samego miesięcznika (na 54. w USA).
Micky Arison, podobnie, jak jego ojciec Ted - założyciel Carnivala, doceniany jest za przebojowość i biznesowe wizjonerstwo. Budzi respekt jako lider największego w świecie koncernu eksploatującego statki wycieczkowe. W Stanach Zjednoczony on sam, jak i korporacja Carnival nie mają jednak - delikatnie mówiąc - wyłącznie dobrej prasy…
Arisonowi zarzuca się m.in., że używając kreatywnej księgowości, zdołał pozbawić Miami opłat za wynajem stadionu zbudowanego przez miasto 10 lat temu kosztem 250 mln USD, specjalnie pod umowę najmu z Arisonem. Na współpracy z magnatem żeglugowym źle wyszło też ponoć miasto Mobile w Alabamie, które specjalnie na potrzeby floty Carnival'a zbudowało warty 20 mln USD terminal dla statków wycieczkowych. Niestety, nigdy nie przyjął żadnego z nich, gdyż Carnival zrezygnował z zawinięć do tego portu…
Arisona krytykuje się też w amerykańskich mediach za to, że w okresie szczytu akcji ratunkowej i poszukiwania ofiar, znajdował czas na oglądanie meczów koszykówki z VIP-owskiej loży (do magnata żeglugowego należy Miami Heat - drużyna koszykarskiej ligi NBA), zamiast odwiedzić Włochy i spotkać się z rodzinami ofiar i ocalałymi z wypadku.
Słony rachunek
Poza wymiarem ludzkiej tragedii, wypadek Costa Concordia ma również bardzo wymierne znaczenie liczone w dolarach. Tylko w poniedziałek następujący po weekendzie, w którym miała miejsce katastrofa i szczyt akcji ratunkowej, akcje Carnival Corporation & Plc notowane w Londynie straciły na wartości początkowo 20 proc., co odpowiadało utracie rynkowej wartości firm rzędu miliarda USD, a na zamknięcie dnia - 17,04 proc. Na giełdzie amerykańskiej akcje Carnival'a staniały o 14,2 proc.
Wartość kontraktowa nowego statku klasy „Concordia” to ok. 450 do ponad 500 mln euro. Jednak wypłaty z tytułu ubezpieczenia po katastrofie mogą sięgnąć miliarda dolarów - oszacowała agencja ratingowa Moody’s. Odszkodowanie za utracony statek opiewa na pół miliarda, lecz trzeba do tej sumy doliczyć rekompensaty dla poszkodowanych pasażerów i rodzin tych, którzy zginęli, a także koszty naprawy szkód w środowisku - poinformował Bloomberg, powołując się na raport agencji Moody’s.
Na nieco niższą kwotę, bo 850 mln USD, wysokość ostatecznego rachunku, który zapłacą ubezpieczyciele, ocenili analitycy Jefferies International. Wśród firm ubezpieczeniowych, które zawarły umowy z Carnival Corp., użytkownikiem zatopionego statku, są m.in. Munich Re, Hannover Re, Assicurazioni Generali, RSA i XL Group.
Wypadek może mieć wpływ na przychody całej branży. Nawet jeżeli nie spadnie drastycznie liczba rezerwacji, może się okazać, że by ją utrzymać na dotychczasowym poziomie, stosować trzeba będzie na szerszą niż dotąd skalę zachęty dla pasażerów w postaci promocji i upustów, które przyczyniać się będą do obniżenia rentowności.
