Stocznie, Statki
Kryzys przekłada się, niestety, na każdą prywatyzację. Niektórzy inwestorzy od razu się wycofali, inni zaczęli bardzo ostrożnie podchodzić do wycen prywatyzowanych spółek. Fot. Wojciech Olkuśnik / AG Obejmując urząd ministra skarbu, deklarował pan, że czas nominacji partyjnych w spółkach skarbu skończył się, a posady będą obejmować osoby wyłonione w konkursach. Minął rok, a pan odwołuje prezesa PERN-u Krzysztofa Spandowskiego (wyłonionego w konkursie), a na jego miejsce mianuje - bez konkursu - Roberta Soszyńskiego, członka Rady Krajowej PO. - Ta decyzja to wyjątek potwierdzający regułę, pierwsza taka decyzja - na kilkaset podjętych. W przypadku PERN-u zrobiłem to w pełni świadomie. Są spółki, które mają bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo energetyczne państwa. Do nich należy PERN, a także Gaz System, PSE Operator i OLPP. Zgodnie z ustawą w takich spółkach minister skarbu może wybrać tryb powołania zarządu. Ale dlaczego?

- Bo już mam serdecznie dosyć sytuacji, w której zarządy tych spółek strategicznych zajmują się bardziej sobą i wewnątrzzarządowymi sporami zamiast powierzonym im firmami! PERN to nie jest byle jaka spółka. Ta firma musi wprost realizować politykę państwa, rządu. I na jej czele musi stać osoba, która potrafi to robić. Stąd moja decyzja, żeby na czele PERN-u postawić osobę, która faktycznie nie jest związana z branżą, ale gwarantuje, że będzie wykonywać politykę bezpieczeństwa energetycznego nakreśloną przez rząd. Czy taką osobą naprawdę musi być funkcjonariusz partyjny wysokiego szczebla? W 38-milionowym kraju nie ma innych menedżerów? - Chciałem kogoś, kto ma emocjonalny związek z koalicją rządową. I kto będzie czuł odpowiedzialność za to, co się w tej firmie dzieje. Ja nie mianowałem komisarza politycznego, ale osobę, która zechce wpisać zadania realizowane przez spółkę w politykę rządu. Tylko tyle i aż tyle. Dla Polski i dla mnie PERN jest tak ważną spółką, że warto podjąć ryzyko zgodnej z ustawą pozakonkursowej nominacji - nawet narażając się na zarzuty partyjnych nominacji. Ta nominacja jest jednak w pełni merytoryczna. Czy są jeszcze spółki, w których podobnych nominacji powinniśmy się spodziewać? - Być może jeszcze w Gaz Systemie zarząd zostanie uzupełniony o dwie osoby wybrane poza konkursem. Pierwszy rok pana urzędowania zdominowała sprawa stoczni. Czy przypuszczał pan, że przyjdzie rządowi sprzedawać stocznie po kawałku, bez żadnej gwarancji, że inwestor, który te części wykupi, w ogóle zechce budować w Gdyni i Szczecinie statki? - Nie przypuszczałem. Dokładnie rok temu trwały jeszcze negocjacje o sprzedaży stoczni w Szczecinie i Gdyni Złomreksowi. W jednym kawałku. I jeżeli czegoś żałuję, to właśnie tego, że wtedy, w styczniu 2008 r., nie zerwałem rozmów z tym inwestorem i nie zacząłem od nowa z innym. Nie zrobiłem tego, bo Komisja Europejska ostrzegła, że w takim przypadku ona natychmiast wyda decyzję nakazująca zwrócić całą dotychczasową pomoc publiczną. Próbowaliśmy więc dojść ze Złomreksem do porozumienia - i to była strata czasu, on się w końcu wycofał. Żałuję więc, że nie zagrałem va banque i nie postawiłem Komisji Europejskiej przed faktem dokonanym. Mówiąc o stoczniach, nie możemy zapominać, z jakiego punktu startowaliśmy. Na początku tamtego roku stocznie nie miały pieniędzy nawet na wypłaty i nie mogły produkować statków - choć miały zamówienia. Tę sytuację udało się nam opanować. Przez cały rok stocznie normalnie działały, płaciły wynagrodzenia i wodowały statki. Teraz sprzedajemy je w ruchu. Wszystko, co można było zrobić w sytuacji totalnego zadłużenia stoczni i braku zgody Komisji Europejskiej na dodatkową pomoc publiczną - to zrobiliśmy. Łącznie z zawarciem porozumienia społecznego z załogą. Tyle że na pakiet osłonowy dla załogi - pół miliarda złotych - złożą się wszyscy podatnicy. - Zapewniam, że gdyby doszło do upadłości stoczni, to skarb państwa również straciłby dużą kwotę. Już pojawiają się głosy, że nowi inwestorzy kupią nabrzeża, część maszyn - i nie będą produkować statków. Nikt, przykładowo, nie kupi stoczniowego biura projektowego. - Jak rozmawiałem z inwestorami, to każdy, który był zainteresowany statkami, pierwsze, o co pytał, to o biuro projektowe. Ktokolwiek będzie chciał w Gdyni budować statki, będzie chciał je mieć. Wciąż jestem przekonany, że pomimo szybko zbliżającej się recesji w sektorze stoczniowym te aktywa nadal pozostaną atrakcyjne. Paradoksalnie, dziś za majątek stoczni inwestorzy będą mogli zapłacić więcej niż np. rok temu, bo będą kupowali aktywa stoczniowe nieobciążone żadnymi zobowiązaniami. Nie będą mieli na karku ryzyka zwrotu pomocy publicznej. Wiele razy słyszeliśmy już podobne zapewnienia o kolejce chętnych czekających na stocznie. - Ale chętni byli! Tyle tylko że jedni stwierdzali, że nad majątkiem stoczni wisi zbyt duże ryzyko wiążące się z koniecznością zwrotu pomocy publicznej. A inni byli nawet gotowi ponieść to ryzyko, tyle że oczekiwali dodatkowej pomocy publicznej. I my nawet dalibyśmy wsparcie - ale Komisja Europejska powiedziała stanowczo "nie". Na polu prywatyzacji, zwłaszcza dużych spółek, jeszcze nie było spektakularnych sukcesów. Giełdowy debiut Enei był o włos od porażki, tarnowskie Azoty mogły wejść na giełdę tylko przy pomocy państwowych firm. Warszawska giełda nadal niesprzedana, choć zapowiadaliście, że do końca 2008 r. jej prywatyzacja przyniesie budżetowi nawet miliard złotych. - Gdyby okoliczności zewnętrzne były bardziej dogodne, to mogłoby się dużo więcej dobrych rzeczy wydarzyć. A one się nie wydarzyły dlatego, że myśmy czegoś zaniechali albo czegoś nie chcieli czy próbowali prowadzić jakieś działania pozorowane. Nas zatrzymały trzy przeszkody. Po pierwsze - prawne. Straciliśmy kilka miesięcy przez weto prezydenckie wobec poprzedniej wersji nowelizacji ustawy o komercjalizacji. Nie mogliśmy wprowadzić szybszych metod prywatyzacji, szczególnie procedury aukcyjnej. Po drugie - nie przypuszczałem, że wyhamowanie prywatyzacji odziedziczone po poprzedniej ekipie jest tak głębokie i w samym resorcie, i w świadomości osób tutaj pracujących. Byłem przekonany, że machinę prywatyzacji uda się uruchomić dużo szybciej. Niestety, bezwładność kosztowała nas ponad trzy miesiące. Tyle czasu trwało uruchomienie procedur od nowa i zbudowanie zespołów, które proces prywatyzacyjny poprowadzą. No i trzecia, najważniejsza przeszkoda. Kiedy na wiosnę przygotowaliśmy plan prywatyzacji, to chyba nikt z nas nie przewidywał takiego kryzysu na rynkach finansowych i w całej gospodarce światowej. Ten kryzys przekłada się, niestety, na każdą prywatyzację. Nie tylko na te duże, giełdowe, ale nawet na te najmniejsze. Niektórzy inwestorzy od razu się wycofali, inni zaczęli bardzo ostrożnie podchodzić do wycen prywatyzowanych spółek. Zderzyliśmy się ze ścianą. Musimy często robić nowe wyceny spółek - uwzględniając obecną i prognozowaną sytuację gospodarczą. A jednak pomimo tych wszystkich złych uwarunkowań blisko setka firm została sprzedana, 450 kolejnych projektów prywatyzacyjnych jest uruchomionych. I to nam pozwala być umiarkowanym optymistą na rok przyszły.
Plan na 2008 r. przewidywał 2,3 mld zł wpływów z prywatyzacji. Przekroczony został o raptem 70 mln. Czy Ministerstwo Skarbu wykonywało go trochę na siłę? Osiągnięcie tej sumy udało się tylko dzięki sprzedaniu koncernowi PGE - w 100 proc. kontrolowanej przez skarb państwa - resztówkowych udziałów w elektrowniach Bełchatów i Turów. Taką transakcję chyba trudno uznać za prawdziwą prywatyzację - Ta "prywatyzacja" to jest kończenie porządków w grupie kapitałowej PGE. Pamiętajmy zresztą o powodach, dla których wykonanie planu prywatyzacji nagle zaczęło zależeć od sprzedaży resztówek PGE. Pierwotny plan był inny. Lwia część z sumy 2,3 mld zł przychodów prywatyzacyjnych miała pochodzić ze sprzedaży koncernowi Vattenfall reszty naszych udziałów w Górnośląskim Zakładzie Energetycznym i Vattenfall Heat Poland. Z naszej strony gotowe było wszystko: wynegocjowaliśmy warunki transakcji, przygotowaliśmy aneksy do wcześniejszych umów, złożyliśmy do Komitetu Stałego Rady Ministrów wniosek o zgodę i w ostatniej chwili Vattenfall wstrzymał swoją decyzję. Tłumaczył się niejasną sytuacją na rynku energetycznym w Polsce - chodziło oczywiście o spór firm energetycznych z Urzędem Regulacji Energetyki. Ten spór jest już rozwiązany, więc mam nadzieję, że Vattenfall na początku tego roku jednak sfinalizuje umowę kupna resztówek wartych około 1,2 mld zł. Wróćmy do PGE. Wielu ekspertów twierdzi, że byłoby lepiej, gdyby ta grupa nie została przez was zmuszona do odkupienia resztówek skarbu państwa w Bełchatowie i Turowie, tylko zachowała gotówkę na niezbędne inwestycje. - Całkowicie się z takimi opiniami nie zgadzam. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybym doprowadził do debiutu giełdowego i sprzedaży PGE inwestorom, uprzednio nie zbywając tych resztówkowych udziałów. Komu ja bym je wtedy sprzedał? Zarzucono by mi, że działam niegospodarnie. Nie mogę też oddać tych udziałów bezpłatnie, bo Komisja Europejska uznałaby to za formę pomocy publicznej. I nie zgodziłaby się. Żeby pomóc PGE zdobyć dodatkowe pieniądze na inwestycje, jestem gotów rozważyć bardziej przyjazną politykę poboru dywidendy. Ale resztówki sprzedać im musiałem. PGE je kupił. Czy mając w pamięci kłopoty z wykonaniem planów na 2008 rok, rząd nie powinien jednak dokonać korekty prognozy wpływów z prywatyzacji w przyszłym roku? Planujecie aż 12 mld zł. Jak wy chcecie zebrać taką kwotę z rynku w samym środku najcięższego od dziesięcioleci kryzysu finansowego?

- Jest za wcześnie, żeby mówić o korektach. Jeżeli sprzedamy Eneę do końca - jak planujemy - to od razy mamy na koncie ok. 7 mld zł. Sprzedaż inwestorowi strategicznemu zespołu elektrowni Pątnów-Adamów-Konin wraz z dwoma kopalniami to kolejne duże pieniądze. Od tej strony jesteśmy niezależni od sytuacji na giełdzie. Tym bardziej że jest dużo więcej spółek - na czele z warszawską Giełdą Papierów Wartościowych i zakładami wielkiej syntezy chemicznej - które też chcemy sprzedać inwestorom strategicznym z pominięciem giełdy, bo na niej może dalej być bessa. I nie zapominajmy o "drobnicy", czyli całej masie mniejszych spółek, które będą prywatyzowane m.in. w drodze aukcji. Prezydent podpisał kolejną wersję nowelizacji ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji. Tym razem niekontrowersyjną, bo bez przepisów o zniesieniu ograniczeń płacowych w spółkach skarbu państwa. W styczniu opublikujemy wykaz spółek, które zamierzamy sprzedać w drodze aukcji. To będzie kilkadziesiąt firm. Tylko jeszcze głębszy kryzys na rynkach finansowych i w gospodarce może spowodować, że inwestorzy strategiczni wycofają się ze swoich planów - wtedy ewentualnie będziemy się zastanawiali nad korektą naszych planów prywatyzacyjnych. Kwota 12 mld zł została wyliczona bardzo ostrożnie. Mam nadzieję, że sytuacja rynkowa tego nie zablokuje. Rozmawiał: Konrad Niklewicz
0
Brak komentarzy też jest wymownym komentarzem...
05 styczeń 2009 : 11:01 Perełka Lotti | Zgłoś
0 oj dana, oj dana!
byłem na weselichu!
05 styczeń 2009 : 13:03 widziałem zośkę | Zgłoś
0
SSN przygotowuje się do EURO 2012
05 styczeń 2009 : 20:08 stoczniowiec | Zgłoś
0
To już jest koniec,nie ma już nic jesteśmy wolni możemy iść
05 styczeń 2009 : 20:30 Felek | Zgłoś
0
Najpiekniejsze są tylko chwile
05 styczeń 2009 : 20:34 Bolek | Zgłoś
0 skladanie wypowiedzen zpracy
Czy ktos wie kiedy bedzie mozna zaczac skladac dokumenty o dobrowolne zwolnienia?
05 styczeń 2009 : 21:48 spawacz | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0609 4.1429
EUR 4.3167 4.4039
CHF 4.4468 4.5366
GBP 5.0564 5.1586

Newsletter