Jakie tajemnice kryją, przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej, dokumenty byłej Służby Bezpieczeństwa, dotyczące spraw morskich? Jaka była skala inwigilacji polskich marynarzy i rybaków przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa? Z okazji kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego pokazujemy zawartość “bezpieczniackich” teczek.
Lato 1984 roku, Kilonia, pokład polskiego jachtu. Do kapitana jednostki podchodzi, dobrze mówiący po polsku, mężczyzna. Twierdzi, że reprezentuje „Solidarność” na Zachodzie i ma dla niego pewną propozycję. Chce, aby Polak przemycił do kraju maszyny i urządzenia poligraficzne dla podziemnych stuktur związku. Oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem w dolarach.
Kapitan prosi o czas do namysłu. Mężczyźni ustalają, że kiedy jacht ponownie przypłynie do RFN, a kapitan zdecyduje się na przemyt, ma się z nieznajomym skontaktować telefonicznie w celu ustalenia szczegółów akcji.
Działacz zagranicznych struktur „Solidarności” (“bezpieka” szybko ustaliła, że szwedzkich) miał jednak pecha. Kapitan jachtu był bowiem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Fotograf”. Po powrocie do kraju, zameldował swoim mocodawcom o całej sprawie. Ta postanowiła wykorzystać sytuację.
Tak powstała sprawa operacyjnego rozpracowania kryptonim „Akwen”. Jej celem było, jak można przeczytać w dokumentach: „1. Utworzenie kontrolowanego kanału przerzutowego z terenu RFN lub Szwecji do kraju. 2. Uzyskanie wyjść operacyjnych na osoby w kraju posiadające kontakty z działaczami „Solidarności” na Zachodzie.”
40 tysięcy książeczek
Licząca ponad 100 stron teczka dotycząca „Akwenu” jest szara i zakurzona. Według współczesnych oznaczeń nosi sygnaturę IPN Gd 0027/3847. Dokumenty w niej zgromadzone pokazują kawałek naszej, jak się okazuje, ciągle jeszcze nieznanej, najnowszej historii.
Przez kilka miesięcy badaliśmy zawartość dziesiątków podobnych teczek. Sprawdzaliśmy co organy bezpieczeństwa Polski Ludowej zgromadziły na temat gospodarki morskiej: portów, armatorów, przedsiębiorstw rybołówstwa dalekomorskiego i szkolnictwa morskiego. Poprosiliśmy także IPN o dokumenty dotyczące żeglarstwa, instytucji naukowych, a nawet imprez masowych związanych z morzem.
Już na wstępie dokonaliśmy kilku małych odkryć. Przede wszystkim zaskoczył nas niemal całkowity brak zainteresowania tematem zarówno wśród naukowców, jak i potencjalnych “zwykłych” czytelników tych akt. I to nawet biorąc pod uwagę obecnie obowiązującą procedurę dostępu do nich. Okazuje się, że do tej pory nie powstała żadna poważna praca dotycząca tych spraw. Na palcach jednej ręki policzyć można w Polsce tych, którzy zagłębiają się w przechowywanych przez IPN materiałach od strony naukowej. Mamy więc do czynienia z prawdziwą „czarną marynistyczną dziurą”, tak jakby w dziejach polskich kontaktów z morzem nie było okresu PRL-u.
A przecież właśnie wtedy obecność polskiej bandery na morzach i oceanach całego świata była najbardziej widoczna. Wielką naiwnością byłoby sądzić, że pozostawało to poza zainteresowaniem „bezpieki”. Temat ten czeka więc ciągle na swojego odkrywcę.
Być może brak zainteresowania ze strony badaczy jest wynikiem niewielkiego zapotrzebowania społecznego na „grzebanie się w brudach”, jak często określa się zagłębianie w teczkach zgromadzonych przez IPN. Faktem jest, że w ogromnej większości byliśmy pierwszymi czytelnikami tych dokumentów (pochodziły z gdańskich, bydgoskich i warszawskich archiwów IPN).
Postaramy się pokazać kilka typowych spraw, z jakimi spotkaliśmy się podczas lektury tych materiałów. Na pewno nie wyczerpują one tematu, którego badanie, ze względu na rozległość, to zajęcie dla wielu ludzi na całe lata.
Nasz artykuł jest tylko drobnym do tego przyczynkiem. Zastrzegamy jednak od razu, że jego celem nie jest „rozliczanie” powojennego okresu w polskiej gospodarce morskiej. Chcemy tylko, na przykładach, zademonstrować, jaka była skala spenetrowania tej dziedziny przez organa bezpieczeństwa.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»