- Od Bałtyku Polska odepchnąć się nie da - stwierdził w słynnym sejmowym przemówieniu, wygłoszonym 5 maja 1939 roku, minister spraw zagranicznych Józef Beck. W powszechnym odczuciu o determinacji w realizacji tego hasła świadczy obrona Westerplatte i Helu.
Tymczasem, na miano najbardziej zaciętej bitwy w obronie polskiego wybrzeża we wrześniu 1939 roku, zasługują zmagania o Kępę Oksywską. Na dowód wystarczy tylko powiedzieć, że na jednego polskiego żołnierza poległego na Westerplatte i dwóch na Helu przypadało co najmniej sześćdziesięciu na Kępie Oksywskiej! W przededniu kolejnej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej przypominamy zapomnianych bohaterów września 1939.
Nie chodzi tu o licytację, kto był bardziej bohaterski. Wszyscy, którzy oddali życie w obronie Ojczyzny zasługują na takie samo wyróżnienie. Tym bardziej jednak budzi zdziwienie, dlaczego obrona Kępy Oksywskiej, w przeciwieństwie do Westerplatte i Helu, nie zajęła należnego jej miejsca w polskiej świadomości historycznej.
Trzeba przyznać, że zmianie tej sytuacji nie sprzyja małe zainteresowanie tematem historyków-marynistów. Książki poświęcone walkom o Kępę Oksywską, które ukazały się w ciągu ostatnich trzydziestu lat, można policzyć na palcach jednej ręki. Najbardziej znane są dwie: popularna publikacja Edmunda Kosiarza “Obrona Kępy Oksywskiej” i znakomita źródłowa praca “Kępa Oksywska 1939. Relacje uczestników walk lądowych”, ze wstępem, wyborem oraz komentarzami Wacława Tyma i Andrzeja Rzepniewskiego (niemal wszystkie relacje cytowane w tym artykule pochodzą właśnie z nich).
Ktoś może zapytać: Dlaczego akurat maryniści mieliby się zajmować Kępą Oksywską? Przecież jej obrona zalicza się do walk lądowych. To prawda. Ale prawdą pozostaje też fakt, że Lądowa i Morska Obrona Wybrzeża (pisane przez wielkie litery jako formacje Wojska Polskiego we wrześniu 1939 roku) były dwiema stronami tego samego medalu. Podkreślał to fakt podporządkowania ich jednemu dowódcy - kontradmirałowi Józefowi Unrugowi. Na Kępie Oksywskiej walczyli marynarze (w boju odznaczył się m.in. Batalion Kadry Floty pod dowództwem komandora podporucznika Zygmunta Horyda), a zdziesiątkowana polska flota pomagała jej obrońcom jak tylko mogła wspierając ogniem z okrętowych dział (tak uczynił np. dywizjon minowców).
Doskonale rozumiał to Jerzy Pertek, który poświęcił obronie Kępy Oksywskiej kilka stron swoich niezapomnianych “Wielkich dni małej floty”, pisząc m. in. “(...) działalność Lądowej Obrony Wybrzeża (LOW) pozostanie na zawsze przykładem dobrze spełnionego obowiązku żołnierskiego w sytuacji nie rokującej widoków powodzenia, a równocześnie pięknym dowodem gotowości do poniesienia największej ofiary w obronie nadmorskiej ziemi, w obronie POLSKIEGO MORZA (podkreślenie Jerzego Pertka – red.)”.
Ratunek i pułapka
Jako pretekst do wywołania wojny z Polską posłużył Niemcom Gdańsk. Obrona polskiego wybrzeża była więc traktowana w naszym kraju prestiżowo. Przed wrześniem 1939 roku pojawiały się różne koncepcje jak należy ją zorganizować. Ostatecznie podzielono ją na Morską i Lądową Obronę Wybrzeża. W skład tej pierwszej wchodziła Marynarka Wojenna, w skład drugiej siły lądowe pod dowództwem pułkownika Stanisława Dąbka.
W ramach LOW stworzono Oddział Wydzielony “Wejherowo” (pod dowództwem podpułkownika Kazimierza Pruszkowskiego) rozlokowany na północ od Gdyni (w jego skład wchodził m.in. 1 Morski Pułk Strzelców). Na południe od tego miasta stanął Oddział Wydzielony “Redłowo” (z 2 Morskim Pułkiem Strzelców w składzie) pod dowództwem podpułkownika Ignacego Szpunara, a na zachód Oddział Wydzielony “Kartuzy”.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»
