Inne

Rajd niemieckiego krążownika pomocniczego Wolf podczas pierwszej wojny światowej należy do jednej z najbardziej spektakularnych akcji w dziejach wojen morskich.

Rankiem 24 lutego 1918 roku do Kilonii wchodził imponujący zespół okrętów. Aż 90 jednostek! Trzon niemieckiej floty. Wokół nich uwijały się niezliczone motorówki, jachty i stateczki. Na nabrzeżach zebrały się tysiące wiwatujących ludzi. Panowała odświętna atmosfera, jakby to nie Niemcy przegrywały toczącą się od czterech lat pierwszą wojnę światową.

alt

Oczy wszystkich skupione były na niewyróżniającej się sylwetce o czarnych burtach. Okręt nosił nazwę Wolf i był korsarzem wracającym z dalekiego rejsu. Przebywał ponad rok w morzu nie zawijając do żadnego portu. Przepłynął 64 tysiące mil morskich, pokonując bezkresne połacie trzech oceanów: Atlantyckiego, Indyjskiego i Spokojnego.

Jego powrót tym bardziej ucieszył przybyłych na ceremonię powitania Niemców, że Wolfowi udało się nie tylko uniknąć zatopienia przez floty kilku wrogich krajów, intensywnie na niego polujących, ale także przedrzeć przez blokadę niemieckich wybrzeży i cało wrócić do domu. Na dodatek, korsarz miał się czym pochwalić. W efekcie jego działań zatonęło aż 30 nieprzyjacielskich jednostek!

alt

Już to pobieżne zestawienie wystarczyłoby, aby rajd Wolfa uznać za wyjątkowy. Ale było coś jeszcze, co spowodowało, że przeszedł on do historii wojen morskich. Kapitan Wolfa obchodził się niezwykle rycersko z załogami i pasażerami zniszczonych przez siebie jednostek. Uratował ponad 400 osób, w tym kobiety i dzieci. Wielu z nich mówiło, że zostali na pokładzie niemieckiego okrętu nie uwięzieni, ale ugoszczeni.

„SMS Wolf. Jak niemiecki korsarz terroryzował Morza Południowe w czasie I wojny światowej” - taki tytuł nosi książka Richarda Guilliatta i Petera Hohnena (jego przodek był australijskim marynarzem, jednym z więźniów Wolfa), która nakładem Wydawnictwa Replika (www.replika.eu) i z logo „Naszego MORZA” na okładce, ukazała się kilka tygodni temu na polskim rynku. Poniżej, w skrócie, przedstawiamy tę niezwykłą historię. Mamy nadzieję, że zachęcimy do sięgnięcia po bardziej szczegółowy opis...

Poszukiwany: szczęściarz

Wolf nie powstał z myślą o korsarskich rajdach. Został zbudowany w 1913 roku we Flensburgu pod nazwą Wachtfels. Był jednostką o tonażu prawie 6 tys. ton. Miał 135 metrów długości i 17 m szerokości. Jego napęd stanowił silnik parowy o mocy 2,8 tys. KM pozwalający na płynięcie z maksymalną prędkością niemal 11 węzłów.

Do wybuchu pierwszej wojny światowej Wachtfels niewiele pracował. Potem stanął w suchym doku aż nie wypatrzył go tam, 31-letni wówczas, Karl August Nerger, oficer marynarki wojennej, który dostał zadanie wybrania statku i przygotowania go do rejsu korsarskiego w charakterze krążownika pomocniczego o nazwie Wolf (po polsku Wilk).

alt

Nerger był postacią nietuzinkową, niektórzy uważali go nawet za swego rodzaju outsidera cesarskiej floty wojennej. Urodził się w Rostocku w 1875 roku. Na morze wyruszył w wieku lat dziewiętnastu. Odznaczył się podczas tłumienia tzw. powstania bokserów w Chinach. Na początku wojny brawurowo dowodził krążownikiem Stetin. Miał opinię szczęściarza. Wydawało się, że potrafił wychodzić cało z każdej, największej nawet, opresji.

Służącym z nim ludziom imponował stoickim spokojem, który nie opuszczał go w najniebezpieczniejszych nawet sytuacjach. Jedna z legend głosiła, że podczas ciężkiego ostrzału Stetina przez brytyjskie okręty, spacerował jakby nigdy nic po mostku z cygarem w zębach. Nic dziwnego, że dowództwu cesarskiej floty wojennej wydawał się wymarzonym kandydatem do korsarskiego rejsu. „Zanim zostaną ukończone prace nad określeniem zadań Wolfa, jest absolutnie niezbędne, by kierujący tym przedsięwzięciem był nie tylko skuteczny, ale powinien też mieć dużo szczęścia.” - takie oczekiwania, wobec przyszłego dowódcy Wolfa, formułowali niemieccy admirałowie.

1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter