Światowy kryzys głęboko odbił się na branży transportu morskiego. W ciągu ostatnich kilku lat armatorzy zanotowali zysk na poziomie 1 proc. Zdaniem Thomasa Bagge, dyrektora Maersk Line na Europę Centralną i Wschodnią, jeśli branża ma się utrzymać, zysk powinien oscylować wokół poziomu 10-15 proc. Największy operator na świecie w ciągu ostatniego roku zmniejszył podaż w transporcie o 1/5.
W ciągu ostatnich 6-7 lat rozpiętość między cenami frachtu a kosztami paliwa i inflacją znacznie się zwiększyły na niekorzyść armatorów. Cena paliwa między 2006 a 2011 roku wzrosła dwukrotnie, zaś stawki za fracht spadły o niemal jedną piątą. Ceny paliw żeglugowych od 2005 roku wzrastały w tempie 18 proc. rocznie, inflacja oscylowała n poziomie 4 proc., zaś stawki frachtowe w tym okresie wzrosły jedynie o 2 proc. Jak wskazuje Maersk Line w analizie rynku transportu morskiego, zaprezentowanej na spotkaniu z dziennikarzami, wysokie stopy wzrostu nie przyniosły branży transportu morskiego rentowności.
W 2005 roku średni zysk armatorów (przed odliczeniem podatków i odsetek) wyniósł 10,4 proc. Podobny wynik branża zanotowała w 2010 roku – 10,2 proc. Pozostałe lata były zdecydowanie gorsze: w 2006 r. – 1,9 proc., 2007 – 4 proc., 2008 – 1,8 proc., a w kryzysowym 2009 roku – spadek aż o 16,3 proc. 6-procentowym spadkiem branża zamknęła również rok 2011. W ciągu ostatnich siedmiu lat stawki za kontenery chłodnicze nie zrekompensowały nawet stopy inflacji.
– Rok 2009 był dla branży katastrofą. Od początku kryzysu w 2009 roku, branża w 2010 i 2011 roku zanotowała głęboki spadek obrotów. Jeśli uśrednimy wyniki za wszystkie lata, uzyskamy zysk dla branży na poziomie 1 proc. – wyjaśnia Bagge.