Żegluga
Kiedy amerykańscy rybacy i właściciele nadmorskich ośrodków wypoczynkowych liczyli straty wywołane wyciekiem ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej, szef rady nadzorczej koncernu BP Carl-Henric Svanberg beztrosko żeglował w okolicach Fidżi.

Ten żyjący w cieniu biznesmen nawet teraz, gdy jego firma przeżywa największe problemy, nie raczył zabrać głosu, nie pojawił się na żadnej konferencji. Taka postawa wzbudza ogromne poruszenie nie tylko wśród zwykłych Amerykanów, ale także wśród szefów koncernu.

To może być jego koniec

Już dziś coraz głośniej mówi się, że ten wyciek, który z największym trudem udało się specjalistom BP powstrzymać, jednak tylko w połowie, może oznaczać koniec błyskotliwej kariery Svanberga. Sami dyrektorzy koncernu domagają się bowiem jego ustąpienia. Jako powód podają właśnie jego ukrywanie się, i to w czasie, gdy firma zmaga się z potężnym kryzysem. Nie można wykluczyć, że w ten sposób chcą bronić swoje stołki, a szef rady nadzorczej byłby rzucony opinii publicznej na pożarcie.

Jako jego niewybaczalny błąd podaje się to, że przez półtora miesiąca od zatonięcia platformy Svanberg, którego roczne dochody szacuje się na 10 mln dol., ani razu nie wystąpił publicznie.

Ale nie brakuje głosów, że człowiek ten zawsze był taki, zawsze żył w cieniu i łatwiej można było spotkać go na jednym ze sztokholmskich lodowisk niż na salonach. Tak działał od początku kariery. Tak naprawdę świat poznał się na jego talentach siedem lat temu, gdy trafił do Ericssona. Ta firma uznawana była przez Szwedów za klejnot w królewskiej koronie.

Svanberg dostał niewykonalne, jak wielu mówiło, zadanie, miał wydobyć firmę z finansowego dołka. Na pęknięciu bańki dotcomów w latach 2001-2003 firma straciła 8 mld dol. i by utrzymać wypłacalność, musiała zwolnić aż 50 tys. osób. W takich warunkach przyszło rozpocząć rządy Svanbergowi.

Działaj bardzo twardo

Jeśli musisz działać twardo, po prostu to robisz - mawiał Svanberg, a te słowa były jak bat dla pracowników. I tuż po przejściu wyrzucił kolejne 13 tys. osób. - Najważniejsze było przywrócenie dochodowości. To dało nam możliwość działania - tłumaczył.

Wielu przeklinało jego sposób działania, ale tylko dzięki tak drakońskiej kuracji Ericsson szybko stanął na nogi. Dziś 40 proc. komórek na całym świecie działa na sieciach szwedzkiej firmy, która w 2008 r. miała 32,2 mld dol. dochodu.

Ale nawet wtedy, gdy bezsprzecznie osiągnął ten sukces, trzymał się w cieniu. Specjaliści od łowienia najlepszych fachowców od biznesu wypatrzyli go jednak i podsunęli BP. A firma szukała akurat szefa rady nadzorczej, który wraz z nowym prezesem Tonym Haywardem miał odświeżyć oblicze giganta.

Svanberg mógł liczyć nie tylko na wielkie wyzwania, ale też na ogromne pieniądze, roczna podstawowa pensja - milion dolarów, do tego bonusy. W sumie, jak twierdzą specjaliści, do kieszeni Svanberga trafiać miała nawet ośmiocyfrowa suma.

Dziś wielu dyrektorów w BP ma obawy, czy wybór takiego hermetycznego człowieka, oderwanego od życia i problemów firmy, który pławi się w luksusie, gdy BP tonie, był dobrą decyzją.

- Jeśli wpakujesz się w kryzys i jest on ogromny, staje się twoim największym aktywem. Wszyscy są wobec ciebie pokorni i cię słuchają - to jedno z ulubionych powiedzeń 58-letniego Svanberga. Dziś unika tych słów, okazał się małym człowieczkiem, a kryzysowa sytuacja jednak go przerosła.

Prezes też może polecieć

Ale zagrożona może być także pozycja prezesa BP Tony'ego Haywarda. Co prawda, zapowiedział on w niedzielę, że nie poda się do dymisji w związku z katastrofą w Zatoce Meksykańskiej, jednak sytuacja jest dynamiczna i wszystko jest możliwe. Kiedy dziennikarze spytali Haywarda, czy rozmawiał z prezydentem Barackiem Obamą o tej tragedii, ten odparł, że nie, ponieważ nie było takiej potrzeby.

A dziennikarzom BBC powiedział, że firma jest silna i przetrwa problemy. Dziennikarze wyśledzili, że przez eksplozję na platformie BP Hayward sprzedał jedną trzecią akcji koncernu, które do niego należały. Przez to nie stracił kilkuset tysięcy dolarów, bo dziś akcje firmy w porównaniu z tym, co płacono przed wyciekiem, są niższe o 30 proc.

Nikt nie zarzuci mu, by wiedział coś o możliwej awarii, ale smrodek wokół jego osoby pozostał, a dziennikarze tłumaczą, że prezes musiał zgromadzić środki, bo buduje wspaniałą rezydencję w hrabstwie Kent.

Wściekły na Haywarda jest amerykański prezydent, który na wieść o tym, że wypłacono akcjonariuszom koncernu 10,5 mld dol. dywidendy, skomentował złośliwie, że BP ma ogromne środki i jej na pewno obecny kryzys nie zaszkodzi.

Ale BP będzie musiało się boksować nie tylko z waszyngtońską administracją. Na wojnę z koncernem ruszyli też internauci, wzywając do bojkotu firmy.

Bojkotuj koncern BP

Do grupy: Bojkotuj BP (Boycott BP) na Facebooku należy już pół miliona ludzi. Na stronie FuckBP.net jest petycja do koncernu z żądaniem posprzątania bałaganu, który spowodował. W sieci można już kupić koszulki na napisem "Fuck BP".

Koncern nadal nie potrafi zahamować wycieku ropy, choć dzięki ostatniej akcji ograniczono go o połowę. A irytacja internautów i Amerykanów, którzy na własnej skórze odczuli skutki katastrofy ekologicznej, rośnie, i to z każdym dniem.

Internauci apelują o bojkotowanie produktów koncernu BP. W tym takich marek należących do koncernu, jak Castrol, Arco, Aral i inne. Zalecają nie korzystać ze stacji koncernu do czasu likwidacji wycieku.

Wojna z BP w internecie

"Nadszedł czas na rewolucję. Na tej stronie jest ponad 400 tys. osób. To niezły początek. Wszyscy jesteśmy świadomi, co się dzieje... śmierć zwierząt, cierpienie środowiska, chciwe bękarty i tchórzliwy rząd. (...) Musimy domagać się, by te dupki były ukarane za zniszczenia, które spowodowały" - napisała jedna z internautek.

"Jeśli ktokolwiek mówi ci, że bojkotowanie BP jest stratą czasu, zwróć mu uwagę, że cena benzyny spadła o 20 centów na galonie w ciągu ostatnich 2 tygodni" - dodaje inny internauta.

Batalia przeciwko BP toczy się także na YouTube, gdzie umieszczane są bardzo ostre wypowiedzi internautów pod adresem odpowiedzialnych za wyciek.

Internauci zauważają też, że kierownictwo koncernu BP stara się za wszelką cenę kontrolować przepływ negatywnych informacji na swój temat. A szczególnie zależy mu na zablokowaniu publikacji zdjęć i filmów pokazujących martwe zwierzęta oblepione trującą mazią i zniszczenia przyrody. Dlatego wzywają do pokazywania właśnie takich scen, a nie np. podwodnych zdjęć pokazujących wyciekającą ropę.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 4.0243 4.1057
EUR 4.2863 4.3729
CHF 4.4168 4.506
GBP 5.01 5.1112

Newsletter