- Ktoś kto twierdzi, że nic się w CWM dla harcerzy nie robi, po prostu nie wie o czym mówi. W 2010 roku, czyli wtedy kiedy jeszcze nie byłem komendantem CWM, na Zawiszy Czarnym nie odbył się właściwie ani jeden rejs typowo harcerski. W tym roku już ponad połowa to rejsy harcerskie – mówi w rozmowie z nami komendant Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni hm. Tomasz Maracewicz.
- Jak to się stało, że pan - jeden z twórców Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej - został komendantem, należącego do konkurencyjnej organizacji, czyli Związku Harcerstwa Polskiego, Centrum Wychowania Morskiego w Gdyni?
- Przygodę z harcerstwem zaczynałem w 1973 roku w ZHP, potem rzeczywiście byłem jednym z założycieli ZHR i pierwszym naczelnikiem harcerzy tej organizacji. Jednak po niemal czterdziestu latach w harcerstwie człowiek mniej myśli o interesie jakiejś konkretnej organizacji, a bardziej o interesie samych harcerzy. Zawsze byłem związany z wychowaniem morskim, jednak w ZHR były mniejsze możliwości zajmowania się tym tematem, więc kiedy dwa lata temu ZHP ogłosił konkurs na komendanta CWM, wziąłem w nim udział i wygrałem. Moja przynależność organizacyjna, jak sądzę, nie liczyła się tak bardzo, jak to jakie miałem pomysły na zarządzanie CWM.
- Pańskie przyjście do CWM odbiło się jednak szerokim echem w środowiskach harcerskich, wzbudziło wiele kontrowersji...
- To prawda. Obie organizacje, w pewnym sensie, rywalizują ze sobą. W ZHP pojawiły się nawet obawy, że mogę działać na jego szkodę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Myślę, że po półtora roku mojego zarządzania CWM, te wszystkie emocje już przycichły. Co więcej – nadal, choć w rezerwie, jestem członkiem ZHR i nikomu w ZHP to nie przeszkadza. Dla mnie służba tutaj jest działaniem na rzecz harcerstwa polskiego w ogóle, a nie tej czy innej organizacji.
- W jakim stanie zastał pan CWM?
- CWM spotkał los taki, jaki był udziałem bardzo wielu podobnych instytucji w okresie transformacji ustrojowej, która dokonała się w Polsce w 1989 roku. W czasach PRL-u ośrodek był bardzo mocno dotowany, potem nagle tych dotacji zabrakło i CWM musiał sobie jakoś radzić bez nich. Popadł w długi. Moi poprzednicy ratowali sytuację budując ofertę komercyjną, głównie bazując na udostępnianiu naszej flagowej jednostki jaką jest żaglowiec Zawisza Czarny. Od strony harcerskiej działo się jednak bardzo niewiele. Zaproponowałem, aby to zmienić. Wrócić do korzeni. To był i jest nadal mój program dla CWM.
- Przyszedł pan do CWM trochę w roli szeryfa, którego zadaniem jest zrobić w nim porządek. Udało się?
- Tak bym tego nie powiedział, tzn., że w CWM był nieporządek. Był porządek i to aż za duży, bo nie było harcerzy, słowem panował spokój. Postawiłem sobie za cel to zmienić, wnieść tutaj trochę życia, ruchu. Chciałem ustabilizować sytuację finansową CWM, ale jednocześnie przywrócić w centrum realizację zadań, do których został powołany, a więc morskiego wychowania harcerzy. Mogę chyba powiedzieć, że obie sprawy udało mi się pozytywnie załatwić.
- Panuje jednak przekonanie, że w CWM nadal nic się nie dzieje, że zajmuje się ono wszystkim tylko nie działalnością harcerską. Jak pan to skomentuje?
- To absolutnie nieprawda.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»
