Jeszcze kilka miesięcy temu Stocznia Gdańsk nerwowo reagowała na próby znalezienia dla Mostostalu Chojnice nowego właściciela, bo dzierżawiona firma stanowiła dla niej bardzo ważne źródło dochodu. Obecny biznesplan przewiduje już samodzielną budowę konstrukcji stalowych w stoczni.
Istniejący od 1973 roku Mostostal Chojnice ogłosił upadłość w 2011 roku. "Złożenie wniosku jest jedynym sposobem obrony przed konsekwencjami opcji walutowych, z jakimi nasza spółka boryka się od pewnego czasu. Trudna sytuacja wynika głównie z zawarcia opcji walutowych w 2008 roku, które naraziły spółkę na olbrzymie straty i utratę płynności. Przez ostatnie miesiące nasza firma borykała się z egzekucjami komorniczymi, które pochłaniały wszystkie środki płatnicze" - napisano wówczas w oficjalnym komunikacie. Stocznia Gdańska w tym samym roku wydzierżawiła spółkę, co pozwoliło jej wejść na rynek konstrukcji stalowych.
- Mostostal Chojnice był dla nas ważny z dwóch względów. Po pierwsze dysponował wykwalifikowanymi i doświadczonymi kadrami, a także majątkiem produkcyjnym, który zapewniał miejsce wstępnego wytwarzania konstrukcji. Po drugie, co było zresztą kluczową sprawą, był od dawna obecny na rynku konstrukcji i stanowił rozpoznawalną markę, więc wejście na ten rynek Stoczni Gdańskiej, która wcześniej była na nim praktycznie nieobecna, było w pewnym sensie przetarte przez markę Mostostal Chojnice. Przebić się samodzielnie byłoby nam dużo trudniej - mówi Jacek Łęski, rzecznik Gdańsk Shipyard Group.
We wrześniu tego roku Jacek Łęski przekonywał, że utrata Chojnic zmniejszyłaby rentowność GSG i odbiła się na kondycji stoczni. Według niego ówczesny biznesplan grupy zakładał dalszą dzierżawę, a docelowo zakup Chojnic, ale sytuacja finansowa spółki na to nie pozwalała. Obecnie, choć wszystko wskazuje na to, że Mostostal Chojnice ma już nowego właściciela, rzecznik GSG wypowiada się w znacznie mniej alarmistycznym tonie.
Jacek Łęski uprzedza, że na razie nie może podawać szczegółów nowego biznesplanu, przedstawionego niedawno Agencji Rozwoju Przemysłu, ale zapewnia, że jest w nim uwzględniony także wariant samodzielnego działania Stoczni Gdańsk na rynku konstrukcji stalowych. Bazą takiej działalności miałaby być hala K1, w której zdaniem Łęskiego jest wystarczająco dużo miejsca na stworzenie ciągu produkcyjnego dla wielkich konstrukcji.
Prawdopodobnie kilka miesięcy działania pod groźbą utraty Mostostalu Chojnice, dla którego syndyk starał się znaleźć nowego właściciela pozwoliło na stworzenie planu awaryjnego i budowę własnej bazy kontrahentów. Stocznia Gdańska może przy tym wykorzystać atut, jakiego Chojnice nie mają - położenie, umożliwiające transport nawet bardzo dużych konstrukcji drogą morską.
- Myślimy o tak dużych konstrukcjach do wyposażania portów, statków, nabrzeży portowych, których nie dałoby się w całości montować w Chojnicach i stamtąd transportować. One i tak musiałyby być spinane w Gdańsku - mówi Jacek Łęski.
Mimo to strata Chojnic i konieczność szybkiego przeniesienia zakontraktowanej już produkcji do stoczni będzie dla GSG problemem. Spółka wolałaby móc stopniowo organizować produkcję konstrukcji stalowych w Gdańsku i sukcesywnie przenosić ją z Chojnic. Wygląda na to, że wszystko będzie zależeć od ewentualnych negocjacji ze spółką Zamet Industry, która w ostatnim przetargu przedstawiła ofertę przyjętą przez syndyka masy upadłościowej. Spółka czeka obecnie na zgodę sędziego - komisarza na zawarcie umowy.
Z drugiej strony jedna z wypowiedzi Jacka Łęskiego zdaje się wskazywać na to, że wykorzystanie Chojnic, mogło być jedną z przyczyn rezygnacji z wydziału budowy konstrukcji stalowych w Częstochowie - polski oddział ISD chcąc skupić się na działalności dla odbiorców z branży stoczniowej i off-shore zapewne postawił na ośrodek znajdujący się bliżej morza.
- Proszę sobie wyobrazić, że w Hucie Częstochowa robimy konstrukcję, która ostatecznie będzie montowana w Hamburgu. Wytwarzamy ją w kawałkach w Częstochowie i jedziemy do Hamburga montować. Jeżeli okaże się, że potrzebne są jakieś przeróbki to trzeba je robić na miejscu. W Gdańsku dużą konstrukcję można zrobić w całości i przetransportować statkiem. Kontrolujemy cały montaż i wszelkie poprawki robimy na miejscu. Położenie takiego zakładu w stoczni jest dużo korzystniejsze i pozwala ograniczyć koszty - wyjaśnia Jacek Łęski.
