Po upadku Stoczni Szczecińskiej mało kto wierzył w to, że polski przemysł stoczniowy stanie kiedyś na nogi. Choć wizji na budowę nowych 40-tysięczników na razie nie ma, małe statki jednak powstają. Na likwidacji molocha zyskały bowiem niewielkie prywatne stocznie, które wyspecjalizowały się w remontach i budowie od podstaw niewielkich jednostek – głównie rybackich.
Właściciele szczecińskiej stoczni „Mirand” i kołobrzeskiej „Parsęty” nie narzekają na brak zleceń. Raz za razem wodują niewielkie jednostki, wśród których prym wiodą rybackie kutry. Pod koniec stycznia kołobrzeską stocznię „Parsęta” opuściła nowa 8-metrowa łódź rybacka UNI-30. Była to trzecia jednostka zwodowana w „Parsęcie” w ostatnim czasie. UNI-30 zobaczyć będzie można na plaży w Unieściu, skąd systematycznie wyruszać będzie na połowy.
Od kilkunastu dni w Kołobrzegu podziwiać można dwa nowe kutry: 15-metrowy KOŁ-143 i 12-metrowy KOŁ-144. Oba wybudowane zostały w szczecińskiej stoczni „Mirand”, która – podobnie jak jej kołobrzeska konkurencja – na brak zleceń nie narzeka. Obie jednostki powstały w oparciu o projekty duński i szwedzki. Stoczniowcy z „Miranda” nie narzekają na współpracę z kołobrzeskimi armatorami. Przed rokiem wybudowali kuter KOŁ-57. Zajmowali się także modernizacją jednostki KOŁ-180. W tej chwili budują dwa kolejne statki dla kołobrzeskich rybaków. Tempo prac jest szybkie. Budowa stojącego już w kołobrzeskim porcie kutra KOŁ-144 trwała niespełna 9 miesięcy. Jednostka jest najmniejszą, jaką do tej pory wykonali stoczniowcy z „Miranda”.
Zapotrzebowanie na nowe kutry rybackie jest z jednej strony skutkiem zbyt dużej liczby skasowanych jednostek, z drugiej zaś odbudowaniem stad dorsza na Bałtyku Wschodnim. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej uruchomiono program „Złomowanie statków rybackich”. Wielu armatorów podjęło decyzję o pozbyciu się swoich jednostek nie dlatego, że były one w złym stanie technicznym, ale dlatego, że nie widzieli szans na unormowanie się sytuacji w rybołówstwie. Pojawiające się systematycznie informacje o przetrzebieniu ławic i stale zaostrzany system limitów połowów zdziałały swoje. Od 2004 roku skasowano aż 503 statki rybackie!
Przetrwali ci, którzy nie połakomili się na unijne odszkodowania. Mimo że były one niemałe, bo w przypadku największych jednostek sięgały nawet 3 mln zł, wielu armatorów pozostało na pokładach swoich kutrów. Dziś ze swojej decyzji są zadowoleni. Ryb jest na tyle dużo, że żyjący z rybołówstwa przedsiębiorcy coraz częściej pozwalają sobie na zakup nowych jednostek. To z kolei przekłada się na poprawę kondycji niewielkich stoczni, które wyspecjalizowały się w budowie kutrów. W tej sytuacji właściciele szczecińskiego „Miranda” i kołobrzeskiej „Parsęty” mogą spać spokojnie. Zleceń na razie im nie zabraknie.
Przemysław WEPRZĘDZ{jathumbnail off}
Stocznie, Statki
Stocznie pełne zleceń
14 lutego 2011 |
Źródło:
