
Sędzia Katarzyna Gródż, mecenas Jakub Łysakowski, kapitan Edward P-Z
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agenc
Na wyrok w tej bulwersującej sprawie czekają rodzina Marty M. i środowisko żeglarskie. W środę sąd zakończył proces. W piątek prokurator i adwokat wygłoszą mowy. Tego samego dnia sąd wyda werdykt, choć kapitan i jego obrońca starali się w środę, aby do tego nie doszło.
24-letnia Marta M. nie powróciła z rejsu jachtem "Astra" po Zalewie Szczecińskim, w który wypłynęła 20 stycznia 2007 r. w towarzystwie dwóch znajomych: kapitana Edwarda P.-Z. i Jacka T. Dopiero trzy dni później drugi z mężczyzn zgłosił się na prokuraturę, informując, że ich koleżanka utonęła - wypadła za burtę podczas załatwiania potrzeby fizjologicznej. Jacek T. tłumaczył: "P. powiedział, że jacht nie ma papierów, piliśmy alkohol, boi się kłopotów. Postanowiliśmy to zatuszować". Dlatego ubrania Marty M. wyrzucili do śmieci, znajomym mówili, że wysiadła na ląd w Stepnicy. Prokuratorskie zarzuty to naruszenie zasad bezpieczeństwa żeglugi i niepowiadomienie o wypadku policji ani służb ratowniczych.
Kluczowa dla rozstrzygnięcia rozprawy może być opinia biegłego. Jacek F., wykładowca bezpieczeństwa żeglugi z Akademii Morskiej w Szczecinie, przed kilkoma tygodniami stwierdził, że do tragedii by nie doszło, gdyby kapitan przestrzegał procedur. Biegły powiedział m.in.: ten jacht nie miał prawa wyjść w morze, bo jego karta bezpieczeństwa była nieważna od kilkunastu lat, prognozy mówiły o sztormie - to kolejny powód, dla którego nie powinien był wypływać, kapitan nie wpisał się do książki wypłynięć na przystani, nie przygotował mapy, a na jachcie nie było kompasu, wszyscy na pokładzie pili alkohol - to mogło sprawić, że kapitan stracił głowę, nietrzeźwość mogła też przeszkodzić Marcie M. w utrzymaniu się na powierzchni wody, kapitan nieprofesjonalnie prowadził akcję ratunkową, za późno rzucił koło ratunkowe, uczestnicy rejsu nie wezwali pomocy, nie wystrzelili racy.
- Ta opinia jest kontrowersyjna, niedokładna, pozostawia duży margines interpretacyjny - mówił w środę w sądzie mecenas Jakub Łysakowski, który złożył wniosek o powołanie nowego biegłego z Klubu Kapitanów Jachtowych oraz przesłuchanie dwóch nowych, wnioskowanych przez niego świadków (mieliby mówić o tym, że Marta M. była mało zdyscyplinowana).
- Dlaczego dopiero teraz wskazuje pan na tych świadków? - pytała sędzia Katarzyna Gródź.
- Linia obrony mojego klienta podlega modyfikacji.
Po przerwie sąd odrzucił wnioski adwokata i chciał oddać głos stronom. Wtedy mec. Łysakowski poprosił o dodatkowy czas na przygotowanie się. Jak wytłumaczył, nie przypuszczał, że sąd odrzuci jego wnioski. Właśnie dlatego mowy zostaną wygłoszone dopiero w piątek.
Adam Zadworny
{jathumbnail off}
