Bezduszne prawa globalizacji uderzyły w kolejną polską firmę legendę. Po Stoczni Gdańskiej masowe zwolnienia z pracy dotykają spółkę skarbu państwa Hipolit Cegielski Poznań (HCP), a konkretnie jej część okrętową. Piątkowe zajścia w Poznaniu towarzyszyły przemarszowi związkowców trasą protestów z 28 czerwca 1956 r. Trzeba pamiętać, że detonatorem tamtej tragedii były przyczyny ściśle ekonomiczne — gwałtowne uderzenie robotników po kieszeni podniesieniem norm wydajności pracy.
Współczesne materiały promocyjne HCP w pierwszym zdaniu z dumą informują, że firma "należy do światowej czołówki producentów maszyn i urządzeń dla przemysłu stoczniowego". Już sam taki zapis od dawna powinien zapalać alarmowe światełko zarówno zarządowi spółki, jak i resortowi skarbu — niestety, nie zapalał. Decydenci cały czas pozostawali w błogim spokoju, że jakoś to będzie, a silnikowa koniunktura kiedyś na pewno się trafi. Właśnie na takim założeniu, tyle że w odniesieniu do zboża, opierał się cud Nikodema Dyzmy.
Wbrew prostym diagnozom związkowców, podstawową przyczyną dramatu poznańskiego "Ceglorza" nie jest wcale upadek krajowych stoczni, lecz globalna sytuacja tej branży. Przecież większość zaniechanych, a nawet zerwanych kontraktów na dostawę silników z HCP obciąża biznesowe sumienia odbiorców zagranicznych! To ważny przyczynek do debaty nad możliwościami uratowania produkcji statków w Polsce.
Jacek Zalewski{jathumbnail off}
Stocznie, Statki
Kolejna kolebka śniąca o cudzie
26 pażdziernika 2009 |
Źródło:
