Stocznie, Statki
W Polsce nie ma problemu związków zawodowych. Jest problem stoczniowej „Solidarności”, „Sierpnia ,80” i rosnącego bezrobocia. A może jest także problem ustawy o związkach zawodowych – pisze publicysta

Ryszard Holzer
Ryszard Holzer
autor zdjęcia: Seweryn Sołtys

Najpierw zagadka. Kto napisał, że przywódcy „Solidarności” ze Stoczni Gdańskiej „nie szukają porozumienia, ale wywołują zamieszanie medialne i wypowiadają się w sprawach, o których nie mają wiedzy”? Może minister skarbu? Któryś z przychylnych rządowi publicystów? Zaskakującą odpowiedź znajdą państwo w tym tekście.

Polityczne kampanie związkowców

Zachowanie związkowców z Gdańska, którzy zmusili premiera do przeniesienia części obchodów 20. rocznicy obalenia komunizmu z Gdańska do Krakowa, dobrze wpisuje się w ciąg wcześniejszych zdarzeń z tego roku – takich jak protesty zbrojeniówki i stoczniowców czy demonstracje górnicze. W ten ciąg wydają się także wpisywać najścia na biura poselskie PO i wreszcie poniedziałkowe zerwanie debaty z premierem o losach stoczni przez gdańską „Solidarność”.

"Trudno oczekiwać, że kilkuset wściekłych facetów przyjedzie do Warszawy, ustawi się na pół godziny pod siedzibą Rady Ministrów, a potem pójdzie do Łazienek karmić wiewiórki"

Ale jest przecież także inna rzeczywistość niż palenie opon i starcia stoczniowców z policją. Ta inna rzeczywistość to ratujące miejsca pracy porozumienie pracodawców i pracowników w Komisji Trójstronnej, a także setki mniejszych i większych porozumień w poszczególnych zakładach pracy, w których związki na czas kryzysu zgadzają się na obniżenie zarobków.

Każdy ze związkowych protestów ma własną historię. Gdy górnicy czy pracownicy KGHM walczą o podwyżki, to zagrożeni zwolnieniami pracownicy zbrojeniówki starają się ocalić swą branżę i próbują awanturami zmusić rząd do zwiększenia zamówień. Szanse na to mają niewielkie, ale też niewiele do stracenia, bo branży i tak grozi katastrofa – być może taka, po której już się nie podniesie. W zeszłym roku MON kupiło polskiej armii zabawki za prawie 5 mld zł, w tym ma na to niecałe 2 mld.

Formy protestu związkowców bywają wyjątkowo ostre i uciążliwe. Trudno jednak oczekiwać, że kilkuset wściekłych facetów przyjedzie do Warszawy, ustawi się na pół godziny przed siedzibą Rady Ministrów, a potem pójdzie do Łazienek karmić wiewiórki. Ale nie wolno zapomnieć, że niektóre akcje związkowe to zakamuflowane kampanie polityczne. Bogusław Ziętek, lider awanturniczego związku „Sierpień ,80” i marginalnej Polskiej Partii Pracy, startuje do Parlamentu Europejskiego i podejmując spektakularne działania – okupując biura poselskie PO czy zamurowując wejście do Jastrzębskiej Spółki Węglowej – robi sobie darmową kampanię wyborczą. Trochę podobnie jak kilkanaście lat temu Andrzej Lepper rozsypujący zboże na torach i wywożący na taczkach burmistrza Praszki.

Napięcie rośnie wraz z bezrobociem

Nie ulega też wątpliwości, że w Stoczni Gdańskiej liderzy „Solidarności” protestami przeciwko rządowi Tuska wspierają europarlamentarną kampanię bliskiego sobie Prawa i Sprawiedliwości. Jednocześnie starają się odwrócić uwagę od tego, że stoczniowe problemy wynikają ze złej, przeprowadzonej byle jak prywatyzacji zakładu, za którą i oni sami, i partia Jarosława Kaczyńskiego są odpowiedzialni.

Wróćmy tu do zagadki ze wstępu tekstu. Otóż opinię, że szefowie „Solidarności” ze Stoczni Gdańskiej „nie szukają porozumienia, ale wywołują zamieszanie medialne i wypowiadają się w sprawach, o których nie mają wiedzy”, sformułował w liście do unijnej komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes (od jej decyzji zależy akceptacja programów restrukturyzacji stoczni) przewodniczący Sekcji Krajowej Przemysłu Okrętowego NSZZ „Solidarność” Dariusz Adamski, zarazem przewodniczący związku w Stoczni Gdynia.

Warto też dodać, że przewodniczący „Solidarności” Janusz Śniadek dystansuje się od gróźb zakłócenia gdańskich obchodów 4 czerwca i mówi, że wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności” Karol Guzikiewicz „jest niezwykle barwną postacią i wypowiada się w swoim imieniu”. To mocne słowa, jeśli pamiętamy, że Śniadek nie może pozwolić na upadek zakładu, na którym opiera się cała historyczna legitymizacja jego związku.

Kampania wyborcza Ziętka, związani z PiS stoczniowcy z Gdańska, protestujący pracownicy upadających zakładów… To wciąż zbyt mało, by traktować poważnie obraz nadciągającej konfrontacji między rządem i związkami. Jednak – to prawda – napięcie rośnie. I – jak mówi przewodniczący dolnośląskiej „Solidarności” Janusz Łaznowski – trudno, żeby nie rosło, gdy rośnie bezrobocie.

Brak jasnych reguł

Związkowcy muszą się upominać o rządowe działania dla obrony miejsc pracy, bo od tego są. Z kolei rząd albo robi zbyt mało, albo nie może zrobić więcej – niezależnie od tego, którą z tych opcji wybierzemy, jasne jest, że najlepszą odpowiedzią na zarzuty nicnierobienia jest przypisywanie ich związkowemu awanturnictwu. Atmosferę niepotrzebnie jednak podgrzało podchwycone przez media wystąpienie posła Sławomira Nitrasa, lidera Platformy Obywatelskiej w Zachodniopomorskiem, który zapowiedział, że zaproponuje władzom swej partii taką zmianę ustawy o związkach zawodowych, by etaty działaczy związkowych nie były opłacane przez zakłady pracy.

Nitras miał prawo być wściekły na związkowców z „Sierpnia ,80”, którzy najpierw okupowali jego biuro, a potem zakłócili regionalną konwencję Platformy. Jednak wytaczanie z tej okazji argumentu związkowych etatów to strzelanie z armaty do wróbli. Jak mówi sekretarz prasowy OPZZ Grzegorz Ilka, groziłoby to związkom zapaścią, bo same składki członkowskie nie pokryją kosztów działania. Związki musiałyby ruszyć w ich obronie.

W niedawnej telewizyjnej rozmowie wicepremier Grzegorz Schetyna łagodził słowa młodszego kolegi, choć od samego pomysłu likwidacji związkowych etatów w zakładach pracy wyraźnie się nie odciął, mówiąc, że etatów związkowych jest w Polsce zbyt wiele. Jednak – jak mówi Łaznowski – Schetyna „jest człowiekiem zbyt pragmatycznym, żeby w obecnej sytuacji forsować taki pomysł”. Tym bardziej że pozwoliłoby to PiS ustawić się w wygodnej roli obrońcy pracowników przed bezdusznym kapitałem.

Sam Janusz Łaznowski przyznaje jednak, że na forum Komisji Trójstronnej rozmawiano już o ewentualnych zmianach w ustawie o związkach zawodowych. Tyle że w innym kontekście. Obecne w Komisji duże związki („Solidarność”, Forum Związków Zawodowych i OPZZ) chciałyby wymusić kwestię reprezentatywności związków w zakładzie pracy. W praktyce – to już moje dopowiedzenie – chodzi o to, żeby ograniczyć ich rozdrobnienie na szczeblu zakładowym. Nawiasem mówiąc, to właśnie brak jasnych reguł reprezentatywności spowodował, że w Gdańsku nie doszło do debaty „Solidarności” z premierem.



Ryszard Holzer

Autor jest publicystą, pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Gazecie Wyborczej” i „Pulsie Biznesu”

Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"
{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter