
Fot. Renata Dabrowska / AG
Paweł Adamowicz
Plan obchodów w Gdańsku był taki: od godz. 9.30 pod pomnikiem Poległych Stoczniowców składane są kwiaty. Miał to robić m.in. premier, przywódcy dziesięciu państw, które wyzwoliły się spod komunizmu, oraz znani dysydenci, m.in. Vaclav Havel czy Żelju Żelew z Bułgarii. Na placu miało być już wtedy pół tysiąca młodych ludzi z Europy. Po złożeniu kwiatów przywódcy mieli do młodzieży przemawiać, a potem wspólnie pchnąć wielkie, 2,5-metrowe klocki domina obrazujące 19 państw dawnego bloku wschodniego. Pierwszym klockiem miała być Polska. Tego jednak nie zobaczymy.
O godz. 9.30 kwiaty pod pomnikiem złoży chyba tylko prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Potem placem zawładną stoczniowcy. Tego dnia i dokładnie w tym miejscu będą demonstrować w obronie miejsc pracy. - Wesprze nas kilkanaście tysięcy osób, przyjadą z całego kraju - powiedział nam wczoraj Roman Gałęzewski, szef "S" w Stoczni Gdańskiej.
O godz. 12 na placu ma się zacząć msza z udziałem abp. Sławoja Leszka Głódzia i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W tym czasie premier Donald Tusk będzie świętować obalenie komunizmu w Krakowie z przywódcami państw. Zaprasza na Wawel prezydenta. Czy Lech Kaczyński przyjmie zaproszenie? - Jeśli otrzymamy je na piśmie, wtedy prezydent podejmie decyzję - mówił wczoraj w Radiu ZET szef prezydenckiego BBN Aleksander Szczygło.
Do Gdańska Tusk ma przyjechać po południu, by wziąć udział w konferencji z udziałem m.in. Havla, Lecha Wałęsy, Hansa-Dietricha Genschera.
Politycy cały czas spierają się o przeniesienie politycznej części obchodów z Gdańska do Krakowa. W TVN 24 Władysław Frasyniuk, jeden z historycznych przywódców "S", stwierdził, że "premier Tusk swoją decyzją zabił święto 4 czerwca". Politycy PiS oskarżają PO, że ci boją się związkowców. A PO zarzuca PiS, że wykorzystuje gdańskich związkowców jako bojówkę.
Ze związkowcami kilka dni temu próbował negocjować prezydent Gdańska Paweł Adamowicz z PO. Zamówił w PBS sondaż wśród mieszkańców. Wynika z niego, że prawie 80 proc. gdańszczan nie chciałoby, aby 4 czerwca w mieście odbywały się demonstracje. Ale w ocenie tego, kto jest odpowiedzialny za obecną sytuację, zdania są podzielone. Według 34,8 proc. winni są związkowcy, dla 22,5 proc. premier Tusk, 12,8 proc. wini PiS, a 9,9 proc. PO. Równocześnie 67,9 proc. uważa, że Gdańsk straci na przeniesieniu części obchodów.
- Prezydent Adamowicz jątrzy i zmierza do konfliktu. Jeśli dalej będzie tak działał, to naprawdę może spodziewać się w Gdańsku burzliwych obchodów - stwierdził Gałęzewski. I dodał, że związek nie wycofa z urzędu wniosku o zgodę na demonstracje, ale zastrzegł, że ostateczną decyzję podejmie komisja krajowa "S" 19-20 maja.
Tymczasem rzecznik rządu Paweł Graś zapowiedział wczoraj, że premier jest gotów do debaty ze związkowcami z gdańskiej stoczni. Jego zdaniem odbędzie się ona w Gdańsku w piątek albo w przyszły poniedziałek. Za zaproszenie tylko stoczniowców z Gdańska skrytykował Tuska Bogdan Ziętek, lider Sierpnia '80 i Polskiej Partii Pracy. - Apelujemy do premiera, żeby zaraz po wyborach rozpoczął serię całodniowych spotkań: ze stoczniowcami, górnikami, nauczycielami, pielęgniarkami i rybakami - mówił wczoraj w Poznaniu.
Paweł Wroński, Maciej Sandecki, Gdańsk, kop, Poznań
Czytaj więcej w "Gazecie Wyborczej"{jathumbnail off}
