Stocznie, Statki
- Jestem przeciwnikiem doprowadzenia do upadłości zakładu zakończonej wejściem syndyka. Jestem też daleki od tego, by przedłużać działalność stoczni w jej aktualnym kształcie. Byłoby to zbyt kosztowne i trudne organizacyjnie. Pewne zmiany zaszły już za daleko - mówi Arkadiusz Litwiński, poseł PO

Arkadiusz Litwiński
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG 2009-04-28

R
ozmowa z Arkadiuszem Litwińskim


Andrzej Kraśnicki jr: Stocznię należy reanimować, ratować za wszelką cenę czy po prostu starać się ją dobrze sprzedać?

Arkadiusz Litwiński: Moim zdaniem należy dokończyć rozpoczęte postępowanie przetargowe i zobaczyć, jaki będzie jego efekt. Jeśli nie znajdą się nabywcy, wówczas nastąpi właściwy moment, by znowelizować ustawę stoczniową, umożliwiając dokończenie rozpoczętych statków i zachowanie jak największego czynnego potencjału produkcyjnego.

Taka nowelizacja jest możliwa, choć będzie wymagała zapewne twardych negocjacji z Komisją Europejską.

Z tą stanowczością jest tak, lepiej ją okazywać w zaciszu gabinetu niż na konferencjach prasowych i partyjnych wiecach. Uważam, że proces kompensacji mógłby być wówczas przedłużony o kilka miesięcy.

Jestem przeciwnikiem doprowadzenia do klasycznej upadłości zakładu zakończonej wejściem syndyka. Z drugiej strony jestem daleki od tego, by przedłużać działalność stoczni w jej aktualnym kształcie. Byłoby to zbyt kosztowne i trudne organizacyjnie, bo pewne zmiany zaszły już za daleko.

Politycy PiS twierdzą, że rząd mógłby podtrzymać działalność stoczni, zlecając jej budowę gazowców do obsługi terminalu w Świnoujściu. Co pan sądzi o takim pomyśle?

- Gazowce należą do statków najbardziej zaawansowanych technologicznie. Zaprojektowanie gazowców i wdrożenie innowacyjnych w Polsce rozwiązań zajęłoby pewnie 2-3 lata. To w obecnej kondycji stoczni mało realne. Lepiej, żeby zajął się tym nabywca majątku stoczniowego.

Ponadto musimy także pamiętać, że na tzw. gestię transportową LNG dla Polski będzie chciał mieć też wpływ dostawca gazu i potencjalny niepubliczny udziałowiec gazoportu.

Arcybiskup szczecińsko-kamieński Andrzej Dzięga zaapelował ostatnio do polityków, by w sprawie stoczni dbali o polską rację stanu, a nie przejmowali się unijnymi dyrektywami.

- Stawianie umów międzynarodowych, obowiązujących nas w drugiej kolejności zaraz po konstytucji, w kontrze z polską racją stanu, jest wielce dyskusyjne. Może to wprowadzać zamęt, zwłaszcza gdy ktoś posługuje się - mam nadzieję - swoistym skrótem myślowym, a jego słowa adresowane są do szerokiego grona odbiorców o różnym poziomie wiedzy prawniczej.

Słów arcybiskupa Andrzeja Dzięgi nie traktuję jako oceny dotychczasowych działań rządów, a raczej sugestię na przyszłość.

Byłoby też dobrze zapoznać się z pełnią obiektywnych informacji na temat wieloletniego procesu naprawczego i zaniechań w tym zakresie. Wymaga to czasu i wysłuchania wielu osób o często sprzecznych opiniach.

A argumenty, że Niemcy i Francja otwarcie wspierają swoją gospodarkę?

- Musimy pamiętać, że w przeciwieństwie do Francji i Niemiec nasza pozycja w Unii jest póki co niestety inna. Pobrzękiwanie szabelką nie wystarczy dla osiągnięcia sukcesu. Ilość spraw, o które zabiegamy w Komisji Europejskiej, ilość funduszy, z jakich korzystamy, ilość momentów, w których KE może się na nas w jakimś sensie odegrać, jest o wiele większa niż w przypadku Niemiec i Francji. Nie uda nam się ugrać wszystkiego. Pamiętajmy też, że protekcjonizm we Francji i Niemczech dał o sobie znać w zasadzie w ostatnim czasie jako reakcja na aktualny kryzys. Pomoc państwa jest wiązana z programami naprawczymi. Podobnymi, do tego którego w polskich stoczniach nie zrealizowano przez ubiegłe lata.

Andrzej Kraśnicki jr

Czytaj więcej w Gazecie.pl
{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter