Już za trzy tygodnie w prasie pojawią się pierwsze ogłoszenia o przetargach na sprzedaż stoczniowego majątku. Taki napięty terminarz przewiduje specustawa. Jej założenia w porozumieniu z Komisją Europejską ustalane były w ubiegłym roku.
Stocznie miały być jak najszybciej sprzedane, długi spłacone, stoczniowcy mieli mieć pracę w nowych firmach produkujących statki. Stocznie faktycznie są przygotowywane do sprzedaży w ekspresowym tempie. Jeden punkt planu zostanie wypełniony. Drugi punkt...
Rzeczywistość okazała się okrutna dla stoczniowców. Kontrakty na statki są odwoływane lawinowo przez armatorów. Nowych jednostek nikt na razie nie potrzebuje kupować, bo nie ma czego nimi przewozić. Kto odpowie na ogłoszenia o przetargach? Raczej nie inwestorzy, którzy chcieliby w Gdyni i Szczecinie budować statki. Setki hektarów trafią w ręce firm handlowych, deweloperskich. W dodatku za niską cenę. Rząd jest bowiem pod ścianą i musi majątek sprzedać. Jeśli nie, będzie zmuszony ogłosić upadłość zakładów i zwolnić stoczniowców.
Ci chcieliby wydłużenia terminu sprzedaży majątku do czasu poprawy koniunktury. O dwa lata, a może o trzy? Można próbować negocjować z Brukselą. Raz zaczęty proces trzeba jednak dokończyć.
Jak się powiedziało "a", trzeba powiedzieć "b". Fakt, że "a" zostało powiedziane o kilka lat za późno. Bo to Polska właśnie.
Jacek Klein {jathumbnail off}
Stocznie, Statki
Komu stocznię, komu, bo idę...
17 lutego 2009 |
Źródło:
