Urzędnicy odpowiedzialni za sprzedaż Stoczni Gdynia odwiedzili w czwartek zakład. Zapowiedzieli dokończenie budowy trzech statków, pilnowanie stoczniowego majątku przed rozkradaniem i dodatkowe - oprócz odszkodowań - świadczenia dla pracowników.
Fot. Beata Kitowska / AG
- Ten pociąg właśnie ruszył. Zobaczymy, dokąd nim dojedziemy - powiedział Dariusz Adamski, szef "S" w Stoczni Gdynia, po spotkaniu z przedstawicielami Agencji Rozwoju Przemysłu. Dwa dni po tym, jak pozwalająca na sprzedaż zakładu specustawa weszła w życie, do Gdyni przyjechali: prezes ARP Wojciech Dąbrowski i Roman Nojszewski - menedżer agencji, obecnie zajmujący stanowisko tymczasowego nadzorcy Stoczni Gdynia.
Szefowie ARP przybliżyli stoczniowcom szczegóły tego, co czeka zakład do 31 maja 2009 r. A ma to związek z listopadową decyzją Komisji Europejskiej. KE uznała, że pomoc publiczna dla stoczni w Gdyni i Szczecinie była nielegalna. Karą za to jest likwidacja obu firm. Ich majątek zostanie podzielony i sprzedany na przetargach. Pieniądze pójdą na spłatę stoczniowych długów, ludzie zostaną zwolnieni. Być może część z nich znajdzie zatrudnienie w firmach, które kupią stoczniowy majątek. Ale takiej gwarancji dzisiaj nie ma nikt z pięciotysięcznej załogi.
ARP gwarantuje co innego. - Wszyscy pracownicy, którzy przystąpią do programu dobrowolnych odejść, otrzymają odszkodowanie w wysokości od 20 do 60 tys. zł - mówił Wojciech Dąbrowski. - Oprócz tego stoczniowcy będą objęci programem zwolnień monitorowanych. Oznacza to, że w ciągu sześciu miesięcy od rozwiązania umowy o pracę będą mogli korzystać z usług pośrednictwa pracy, poradnictwa zawodowego, szkoleń czy doradztwa w zakresie prowadzenia własnej działalności gospodarczej. W tym okresie co miesiąc otrzymywać będą świadczenia równe 200 proc. płacy minimalnej.
Tymczasowy nadzorca Roman Nojszewski zapowiedział, że będzie pilnował, by ze stoczni "w trudnym okresie zmian" nie znikał majątek. - Nie będzie żadnej tolerancji dla tego typu zachowań. Wszystko ma zostać sprzedane w sposób przewidziany w ustawach, czyli w przetargach lub na aukcji - mówił.
Prezes Stoczni Gdynia Mateusz Filipp zapowiedział także, że firma dokończy budowę trzech powstających obecnie statków: dwóch samochodowców i jednego kontenerowca. - Choć będziemy się musieli uwijać, bo znając obecne stadium ich budowy, zostało nam naprawdę niewiele czasu - mówił.
Sprzedaż ma być zakończona do 31 maja. - Dajemy tu państwu dokładny dzienny harmonogram naszych działań, żebyście nas pilnowali - mówiła Roma Sarzyńska, rzecznik Agencji Rozwoju Przemysłu.
Nie wszyscy jednak wierzą w ten harmonogram. - Jest mało realny - mówił Adamski. - Spodziewam, się że termin zakończenia sprzedaży zostanie wydłużony. Ustawa daje taką możliwość, o ile zgodę wyrazi Komisja Europejska.
Dla związkowców największym zmartwieniem jest jednak nie termin, ale znalezienie firm, które byłyby chętne do zakupu stoczniowego majątku - tak by w Gdyni wciąż powstawały statki, a stoczniowcy mieli pracę.
- Jestem optymistą, bo już teraz zgłaszają się do nas różne spółki. Nic zdradzić nie mogę z powodu tajemnicy handlowej - mówił prezes ARP Wojciech Dąbrowski.
Mikołaj Chrzan
Stocznie, Statki
Stocznia pod młotek. Kto da więcej?
09 stycznia 2009 |
Źródło:
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.