
Połów dorszy we Władysławowie.
Fot. Dominik Sadowski / AG
Pierwsza na Bałtyku aukcja rybna powstała w Ustce w 2004 r. Kosztowała 12,4 mln zł. Spółka od początku przynosiła straty - przez lata samorząd wpompował w nią 3,5 mln zł. Miała być centrum bałtyckiego handlu rybami, ale nie chcieli z niej korzystać nawet polscy rybacy. Powód? Odławiają więcej, niż pozwalają limity połowowe i dlatego sprzedają ryby głównie w szarej strefie - bez ewidencji i podatków. Nieprzestrzeganie limitów się opłaca - na jednym rejsie można zarobić od 5 do 15 tys. zł więcej. - Wszyscy polscy rybacy łowią więcej, niż im pozwalają limity połowowe narzucone przez Komisję Europejską, bo gdyby się do nich stosowali, umarliby z głodu - tak trzy lata temu mówił "Gazecie" Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich.
W rządzie PiS Hałubek był wiceministrem odpowiedzialnym za rybołówstwo. Sytuacja się nie zmieniła. Przykładowo - polskie limity na połów dorszy to kilkanaście tysięcy ton rocznie, a nasz eksport kilkakrotnie je przewyższa. Do tego dochodzą dziesiątki tysięcy ton dorszy sprzedawanych w krajowych sklepach i nadmorskich smażalniach. Dlatego ustecka hala o pow. 2,7 tys. m kw. świeciła pustkami, czasami handlowała tylko lodem, a dziś obraca rybami w śladowych ilościach. Obecny wiceminister Kazimierz Plocke (PO) nie zdołał przeforsować ustawy, która zapewniłaby aukcji finansowanie z budżetu. Nie udało mu się także ograniczyć szarej strefy. W tej sytuacji pomorski marszałek Jan Kozłowski (PO) zwrócił się do władz Ustki i powiatu słupskiego o wspólne przejęcie udziałów należących do samorządu województwa. - Władze Ustki są bliżej rybaków. Powinna się tam zawiązać grupa producentów, żeby cofnąć szarą strefę - mówi Kozłowski.
Dziś nikt nie mówi o odzyskaniu pieniędzy z aukcji. Przeciwnie, trzeba będzie do niej jeszcze dopłacić. Jak powiedział nam wiceburmistrz Ustki Marek Kurowski, jeśli marszałek spłaci długi aukcji wynoszące kilkaset tysięcy złotych, Ustka rozważy propozycję. - To jednak nie rozwiąże problemu. Zwróciliśmy się do ministra Plocke, aby określił, jaka będzie polityka rządu w sprawie aukcji. Na odpowiedź czekamy od ponad dwóch tygodni.
W Ustce mają już kilka pomysłów, jak postawić aukcję rybną na nogi. Po pierwsze chcą ograniczyć znaczenie handlu... rybami. - Jak aukcję przejmiemy, to możemy wykorzystać ją do innych celów. Na przykład zlecić jej obrót warzywami - planuje Marek Kurowski. - Aukcja nie utrzyma się tylko z samych ryb. Na pośrednictwie zarabia 6 procent, ale limity są tak małe, że nawet gdyby wszyscy rybacy zaczęli korzystać z jej usług, to i tak będzie przynosiła straty.
Krzysztof Katka{jathumbnail off}
