Rosyjsko-niemiecki koncern Nord Stream i niemiecki rząd oficjalnie zaproponowały, aby statki, które zawijają do portów w Świnoujściu i Szczecinie, zmieniły tor wodny, aby w żegludze nie przeszkadzał im Gazociąg Północny położony na dnie Bałtyku. Problem polega jednak na tym, że nowego toru nikt jeszcze nie wyznaczył, a nie jest to prosta operacja.
Niemcy twierdzą, że znaleźli sposób na to, żeby statkom nie przeszkadzał zbyt płytko położony gazociąg w miejscu przecięcia rur z północnym torem wodnym prowadzącym do polskich portów. Federalny wiceminister infrastruktury Klaus Dieter Scheurle poinformował, że przedstawił polskiej wiceminister infrastruktury Annie Wypych-Namiotko propozycję polegającą na tym, że statki miałyby zamiast po dzisiejszym północnym torze poruszać się po nowym szlaku położonym dalej na wschód od istniejącego. Niemcy określają to jako dobre i polubowne rozwiązanie. Wiceminister Wypych-Namiotko, do której wysłaliśmy pytania w tej sprawie, na razie nie udzieliła na nie odpowiedzi.
Ale rodzi się podstawowy problem: nie wiadomo, gdzie ma konkretnie przebiegać nowy tor wodny, o ile będzie on przesunięty na wschód. A operacja wytyczenia nowego podejścia wcale nie jest prosta, wymaga np. wielu uzgodnień prawnych i przeprowadzenia szeregu prac hydrotechnicznych. Nie wiadomo też, kto miałby zapłacić za taką inwestycję, bo Nord Stream żadnej deklaracji w tej kwestii nie złożył.
Marek Gróbarczyk, europoseł i były minister gospodarki morskiej, nie ma wątpliwości, że niemiecka propozycja jest próbą złagodzenia sporu i wymuszenia na polskim rządzie kolejnych ustępstw w kwestii gazociągu.
- Złożenie przez zarząd portów Świnoujście - Szczecin do sądu w Hamburgu pozwu na decyzję Federalnego Urzędu Żeglugi i Hydrografii w sprawie budowy gazociągu spowodowało, że wreszcie zmusiliśmy Niemców do działania - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Gróbarczyk. Jego zdaniem, niemiecka propozycja jest jedynie "mydleniem oczu". - Mówienie o współpracy polsko-niemieckiej w kwestii gazociągu jest jedną wielką fikcją, bowiem niemiecka strona proponuje jakąś zmianę trasy żeglugowej, o czym ani ministerstwo, ani przedstawiciele polskich portów nic konkretnego nie wiedzą - twierdzi Gróbarczyk. - To ewidentnie pokazuje, że najważniejsze decyzje zapadają w Berlinie, a polski rząd jest jedynie informowany o takich decyzjach - dodaje. Jego zdaniem, wytyczenie nowego toru wodnego jest zbyt drogie, a ponadto ekolodzy niemieccy skutecznie zablokują takie plany.
Przedstawiciele konsorcjum Nord Stream nie ukrywają, że nie przejmują się żadnymi polskimi zażaleniami i ciągle, przy każdej nadarzającej się okazji twierdzą, iż nic nie wstrzyma budowy gazociągu. Dirk von Amelin, jeden z dyrektorów konsorcjum, przekonuje, że nawet gdyby technicznie było możliwe zakopanie rury w pobliżu północnego toru podejściowego, to i tak jest to mało realne... ze względów ekologicznych, tak jakby cała inwestycja polegająca na położeniu na dnie morza dwóch rur po ponad 1200 km każda i wkopanie części rurociągu nie była ingerencją w środowisko. Teoretycznie nowy tor wodny rozwiązałby problem, bo rurociąg leżący teraz na głębokości około 17 metrów utrudni rozwój polskich portów. Ale to cały czas tylko mglisty projekt.
Waldemar Maszewski, Hamburg{jathumbnail off}
Porty, logistyka
Pływajcie obok rury
19 kwietnia 2011 |
Źródło:
