Rozmowa z Lechem Karwowskim, dyrektorem Muzeum Narodowego w Szczecinie.
- Miasto zaproponowało ostatnio, by muzeum wystąpiło z wnioskiem o udostępnienie terenu przy placu Żołnierza pod ponowne usadowienie tam masztu Maciejewicza. Wystąpicie?
- Nie wystąpimy.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie zamierzamy rozpoczynać kolejnej inwestycji. Muzeum ma na terenie miasta sześć nieruchomości, jedną inwestycję kończy, do kolejnej się przygotowuje, a jeszcze następną – Muzeum Morskie – planuje. Nie jesteśmy przedsiębiorstwem budowlanym. Cieszę się, że prezydent podjął decyzję, rozumiem, iż chce ją też zrealizować. My trudności nie stwarzamy, od samego początku mówimy to samo: jeśli miasto chce od nas ten obiekt wypożyczyć - nie ma problemu.
- Zanim pojawiła się informacja o podjęciu przez władze miasta decyzji o chęci przywrócenia masztu na poprzednie miejsce, wiceprezydent Piotr Mync proponował trzy inne lokalizacje: bulwary przed Lastadia Office, świetlica stoczniowa i okolice wejścia do Muzeum Morskiego.
- Mogę tu wyrazić zdumienie, że środowiska morskie z niechęcią podchodzą do masztu jako elementu programu przywrócenia Odry miastu, bo moim zdaniem akurat wyszłoby to Szczecinowi na dobre. Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną ważną sprawę: maszt nie może zostać ustawiony w sposób tak prowizoryczny i niebezpieczny jak kiedyś. Zostanie umieszczony w wybranym miejscu na sto, a może i więcej lat. I tu każdy musi rozstrzygnąć sprawę we własnym, estetycznym sumieniu: czy maszt na placu Żołnierza to na pewno dobry pomysł.
- O ustawienie masztu na Łasztowni zaapelowali też profesorowie Akademii Sztuki, wskazując na to, że w dawnym miejscu zakłócałby ład przestrzenny.
- Cieszy mnie istniejąca wokół masztu dyskusja społeczna. To prawda, że gdyby go przywrócić, to w okolicy zrobiłoby się za gęsto. Dwa pomniki blisko siebie to nie jest dobry pomysł. To argumenty merytoryczne, ale rozumiem, iż dużą rolę w tej dyskusji grają przywiązanie, emocje, sentymenty.
- Właścicielem masztu jest muzeum. Jaka jest państwa wizja dalszej przyszłości tego obiektu?
- Taktujemy maszt jak każdy inny eksponat, będący w naszych zbiorach. Jeżeli miasto go od nas nie wypożyczy, to ulokujemy go na swoim terenie, kiedy będziemy budowali Muzeum Morskie. Postawienie go nie jest zresztą proste: konstrukcja ma 30 metrów i waży 30 ton, nie można tego zrobić byle jak. Sprawa wymaga porządnych ekspertyz technicznych i badań geologicznych, by ustalić głębokość fundamentów. Maszt musi stanąć na podmasztówce z bardzo grubej stali, z zawiasami, by można go było odkręcić przy kolejnych remontach. Musi być też monitorowany od wewnątrz, tego wymaga bezpieczeństwo.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Katarzyna Stróżyk Fot. Robert Stachnik
