Francesco Schettino przyjechał 9 lipca do teatru Grosseto w Toskanii, w którym mają się odbywać rozprawy. Kilkanaście minut po jego przybyciu okazało się, że proces jednak nie ruszy. Powód? Prawnicy zaangażowani w sprawę nie przyszli na rozprawę, bo brali udział w ogólnokrajowym strajku.
Nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób
Byli niezadowoleni z działań minister sprawiedliwości Anny Marii Cancellieri. Strajk zakończył się 16 lipca, a na środę zaplanowano wznowienie procesu.
Schettino oskarżony jest o o doprowadzenie do katastrofy wielkiego wycieczkowca i nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób, a także o ucieczkę z pokładu podczas ewakuacji oraz o próbę zatajenia wypadku przed władzami morskimi.
Ciężko będzie odeprzeć zarzuty
Jego prawnikom ciężko będzie odeprzeć te zarzuty. Zwłaszcza, że już cały świat obiegło nagranie jego rozmowy telefonicznej z dowódcą kapitanatu portu w Livorno Gregorio de Falco. Szef kapitanatu dostał wtedy furii, gdy dowiedział się, że Schettino opuścił pokład i bezskutecznie żądał, by kapitan wrócił na statek i kierował ewakuacją.
Do katastrofy statku wycieczkowego z ponad 4 tys. pasażerów i członków załogi doszło na Morzu Tyrreńskim 13 stycznia 2012 roku. Jak się okazało Costa Concordia podpłynęła za blisko brzegów wyspy Giglio i uderzyła o podwodne skały. W rezultacie zaczęła gwałtownie nabierać wody i przechylać się. Ostatecznie przewróciła się na burtę i osiadła na dnie.
Chciał pokazać urokliwą wyspę
Według aktu oskarżenia kapitan Schettino chciał pokazać uroki pięknej wyspy swojej młodej przyjaciółce. Ewakuacja rozpoczęła się z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem, a jej przebieg można opisać co najmniej jako chaotyczny.
Potwierdzają to liczne nagrania z pokładu dokonane przez pasażerów, a także analizowany przez biegłych zapis "czarnej skrzynki" z mostku kapitańskiego. Przedstawiciele załogi byli kompletnie zdezorientowani i nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Przekazywali pasażerom niejasne informacje i zapewniali, że doszło tylko do drobnej awarii, która zostanie usunięta.
Przez przypadek wpadł do łodzi?
Jeszcze w trakcie ewakuacji kapitan w szalupie ratunkowej bezpiecznie dotarł do brzegu. On sam odpiera ten zarzut twierdząc, że przez przypadek wpadł do łodzi. Nie poczuwa się również do odpowiedzialności za spowodowanie katastrofy.
W wywiadzie telewizyjnym kapitan bronił się mówiąc, że dzięki manewrowi, jaki wykonał, wielu pasażerów ocaliło życie. Eksperci, którzy analizowali "czarną skrzynkę" i kolejne rozkazy wydawane przez kapitana, uznali je za rozpaczliwe i chaotyczne.
