Czy można przemierzyć północny Atlantyk w dziesięciometrowej łodzi typu RIB? Pewnie można, ale czy znalazłby się ktoś na tyle szalony, aby się tego podjąć?
Znalazł się. Na pomysł takiej wyprawy wpadł Bear Grylls, popularny brytyjski podróżnik i propagator sztuki przetrwania. Grylls nieraz udowadniał, że ludzie zdolni są do rzeczy niezwykłych. Sam zresztą był tego najlepszym przykładem.
Kiedy jako żołnierz brytyjskich sił specjalnych, w wyniku wypadku podczas skoku spadochronowego, złamał w trzech miejscach kręgosłup, nie poddał się i po ledwie kilkumiesięcznym leczeniu stanął na nogi. Więcej! Zaraz potem został najmłodszym Brytyjczykiem, który wspiął się na Mount Everest.
W 2003 roku Grylls, wraz z czwórką przyjaciół, rozpoczął rejs 10-metrowej długości łodzią motorową typu RIB. Trasa wiodła przez jedną z najbardziej niebezpiecznych wód na kuli ziemskiej. Śmiałkowie wystartowali z Halifaxu i, przemierzając północny Atlantyk, przez Grenlandię, Islandię i Wyspy Owcze dotarli do Szkocji.
Nie był to bynajmniej spacerek. Przez szesnaście dni Grylls i jego załoga przeszli przez piekło. Walczyli z zimnem i kiepską pogodą. Napotkali dwa potężne sztormy, podczas których omal nie stracili życia.
„Bezlitosny ocean” to książka o tej wyprawie. Świetnie i szczerze napisana, trzyma w napięciu niczym dobra powieść sensacyjna, choć przecież to zapis prawdziwych wydarzeń.
Ale „Bezlitosny ocean” to nie tylko relacja. To coś więcej. Mądra i bezpretensjonalna opowieść o tym co najważniejsze w życiu, o dokonywaniu wyborów, przyjaźni i miłości. A także o tym, że niezależnie od tego dokąd popłyniemy w życiu, zawsze towarzyszyć nam będzie pewna... niewidzialna załoga.
Kto wchodzi w jej skład? Żeby to sprawdzić, wystarczy sięgnąć po książkę Beara Gryllsa. Naprawdę warto.
„Bezlitosny ocean”, Bear Grylls, Wydawnictwo Pascal (www.pascal.pl), str. 285
