W grudniowym „Naszym MORZU”: Odbudowa Generała Zaruskiego trwa. Pojawiły się jednak zarzuty, że toczy się bez szacunku dla jego historii.
Generał Zaruski dzięki swojej długiej i barwnej historii, jest jedną z bardziej znanych polskich jednostek żaglowych. Ten dwumasztowy drewniany kecz gaflowy (314 m² żagli) o długości 28 metrów, zbudowany został w 1939 roku w Szwecji na zamówienie Ligi Morskiej i Kolonialnej (LMiK). Miał być pierwszym z serii dziesięciu bliźniaczych jachtów, na pokładach których Liga zamierzała realizować program masowego wychowania morskiego polskiej młodzieży. Entuzjastą takiego pomysłu był gen. Mariusz Zaruski, jeden z legendarnych twórców polskiego jachtingu morskiego, wówczas przewodniczący Wydziału Wychowania Morskiego LMiK.
Niestety, tego pięknego projektu nie udało się zrealizować. Jacht miał bowiem zostać odebrany przez Polaków w październiku 1939 roku. Na przeszkodzie stanął wybuch drugiej wojny światowej i jednostka musiała pozostać w Szwecji. Żaglowcem zaopiekowała się Szwedzka Szkoła Żeglarska. Generał Zaruski (pod nazwą Kryssaren) pływał w niej, wspólnie z bliźniaczym Kaparenem, do końca wojny. Do kraju przybył dopiero w 1946 roku. Został przekazany, zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, Lidze Morskiej. Wtedy też, na cześć pomysłodawcy jego budowy, nadano mu imię Generał Zaruski.
Zmieniano je później jeszcze parokrotnie. Przez jakiś czas żaglowiec znany był jako Młoda Gwardia. W 1957 roku, razem z Zewem Morza, (pod nową nazwą: Mariusz Zaruski) popłynął do Narwiku i stał się pierwszą polską jednostką żaglową, która przeszła przez krąg polarny.
Po 1989 roku armator żaglowca (teraz już noszącego nazwę Generał Zaruski), czyli Liga Obrony Kraju, wydzierżawiła go do działalności komercyjnej, co w efekcie zakończyło się katastrofą. W 2002 roku, ze względu na fatalny stan techniczny, jacht utracił klasę i stanął unieruchomiony w porcie w Jastarni.
Gdańsk ratuje
Na ratunek Generałowi Zaruskiemu ruszyła wtedy Fundacja Polskie Żagle im. gen. Mariusza Zaruskiego. Przeholowano go do Władysławowa, gdzie rozpoczęto remont. Niestety, pech nie opuszczał jednostki i w 2006 r., z braku funduszy, prace ostatecznie stanęły. Wszystko wskazywało na to, że żaglowiec skazany jest na zagładę.
Na szczęście dwa lata później, zła passa została przerwana. Generał Zaruski został zakupiony przez miasto Gdańsk za 150 tysięcy złotych. Armatorem został Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji (MOSiR). Wiosną ubiegłego roku kadłub został przeholowany z Władysławowa do Gdańska, gdzie na terenie Gdańskiej Stoczni Remontowej (partnera projektu jego rewitalizacji), rozpoczęła się odbudowa. Władze grodu nad Motławą obliczają, że pochłonie ona około 3 milionów złotych.
Jak mogliśmy się przekonać osobiście na miejscu, remont posuwa się szybko do przodu. Generał Zaruski dosłownie rośnie w oczach, co niewątpliwie jest zasługą pracujących przy nim ludzi, zwłaszcza szkutników z puckiego Comlex Jachtu. A trzeba pamiętać, że odbudowa jachtu nie jest sprawą prostą. To jedyna taka inwestycja prowadzona obecnie w Polsce. Jak nam powiedział Krzysztof Dębski, koordynator projektu „Gdańsk ratuje żaglowiec”, w ramach którego rewitalizowany jest Generał Zaruski, najprawdopodobniej już wiosną przyszłego roku jego gotowy kadłub zostanie zwodowany. Rok później żaglowiec powinien zostać oddany do eksploatacji.
Krytyka projektu
Jednostka służyć ma przede wszystkim do żeglarskiego szkolenia młodzieży i praktycznego zapoznawania jej z kulturą morską. To bezpośrednie nawiązanie do idei gen. Mariusza Zaruskiego i realizacja jego woli. Żaglowiec zabierać będzie na pokład 26 osób, które odbywać będą na nim krótkie, najwyżej 10 dniowe rejsy bałtyckie.
W tej chwili nic nie wskazuje na to, że te plany miałyby być zagrożone. Niespodziewanie jednak pojawiła się krytyka pod adresem projektu odbudowy Generała Zaruskiego. Być może obecny właściciel i armator żaglowca mógłby ją zupełnie zignorować, gdyby nie fakt, że wysuwa ją nie byle kto tylko Miłosz Wierzchowski, prezes Fundacji Kompania Morska z Gdyni. To człowiek absolutnie oddany ratowaniu żaglowca. Odnalazł i sprowadził ze Szwecji oryginalne dokumenty dotyczące budowy Generała Zaruskiego. Od kilku lat prowadzona przez niego fundacja, gromadzi wspomnienia ludzi, którzy niegdyś na nim pływali oraz wszelkie pamiątki związane z dziejami jednostki. Można więc o nim wszystko powiedzieć, ale nie to, że chciałby źle dla Generała Zaruskiego.
Już choćby to wystarczy, aby z uwagą potraktować co mówi. Zwłaszcza, że był także bezpośrednio zaangażowany w projekt ratowania żaglowca jako szef jego Komisji Marketingowej. Zrezygnował z tej funkcji oburzony, jak dzisiaj twierdzi, tym jak przebiega odbudowa.
Pod adresem armatora Wierzchowski wysuwa wiele zarzutów. Najpoważniejszy sprowadza się do stwierdzenia, że rewitalizacja Generała Zaruskiego odbywa się bez poszanowania jego historii i wynikających z tego wartości. Jego zdaniem żaglowiec zasługuje na szczególne potraktowanie.
- Młodzież może się uczyć żeglarstwa niekoniecznie właśnie na Generale Zaruskim - przekonuje w rozmowie z „Naszym MORZEM”. - Ale jeśli już ma to robić na jego pokładzie, jeśli ma mieć unikalną szansę poznania smaku żeglowania sprzed siedemdziesięciu lat, to należy zrobić wszystko aby jej to umożliwić. A to oznacza, że żaglowiec powinien zostać odbudowany w kształcie jak najbardziej zbliżonym do pierwotnego.
Wierzchowski nie rozumie, dlaczego rewitalizacja prowadzona jest na podstawie planów z lat pięćdziesiątych. Chciałby też, aby na Generale Zaruskim zachowane zostały te elementy, które stanowią o jego wartości historycznej. Według niego jeśli na jachcie pierwotnie nie było ciepłej wody i elektrycznego oświetlenia, to nie należy ich tam instalować.
Dwie wizje
- To nie do utrzymania - odpowiada tymczasem Leszek Paszkowski, dyrektor MOSiR w Gdańsku. - Od momentu budowy Generała Zaruskiego wiele się zmieniło, choćby przepisy bezpieczeństwa. Czy tego też mamy nie uwzględniać? Robimy wszystko co w naszej mocy, aby żeglowanie na żaglowcu zbliżone było do warunków z momentu jego powstania. Żagle będą wciągane ręcznie, tak samo obsługiwana będzie kotwica. Tam gdzie to jednak konieczne, będziemy wprowadzać elementy współczesnej techniki. Nie widzę w tym braku szacunku dla historyczności jednostki.
Paszkowski był wyraźnie poruszony zarzutami Wierzchowskiego. Aby na nie odpowiedzieć zorganizował nawet, 9 listopada, specjalną konferencje prasową przed rewitalizowanym żaglowcem. Ale nie tylko on poczuł się „wywołany do tablicy” przez prezesa Fundacji Kompania Morska. Pojawiły się też bardziej emocjonalne wypowiedzi.
- Nie wiemy, jaka jest prawdziwa intencja pana Wierzchowskiego w jego krucjacie - w istocie - przeciwko odbudowie Generała Zaruskiego. Ale na pewno nie jest nią „Primum non noce re” („Po pierwsze nie szkodzić”), na którą sam się powołuje, bo najlepszym co można zrobić dla drewnianego jachtu, to jak najszybciej zwrócić go morzu - mówi Krzysztof Dębski. - Pan Wierzchowski na to miejsce proponuje „społeczną debatę w gronie autorytetów”, „studia historyczne i kulturowe jednostk”, na wynik których jacht miałby czekać i niszczeć.
Po tego rodzaju wypowiedziach trudno spodziewać się porozumienia. Tym bardziej, że wydaje się, iż spór o kształt odbudowy Generała Zaruskiego ma charakter pryncypialny. Wygląda na to, że starły się w nim dwie wizje przyszłego funkcjonowania żaglowca. Na dodatek, nie do pogodzenia ze sobą. Szkoda, bo obu biorącym w nim udział stronom nie można zarzucać złej woli. Obie chciałyby aby jacht jak najszybciej wrócił na morze i służył do tego, do czego został powołany – wychowaniu morskiemu młodzieży.
Tomasz Falba
{jathumbnail off}
Inne
Pytania o Generała
13 grudnia 2010 |