Inne
Rozmowa z Krystyną Pohl, dziennikarką, autorką książek o statkach i stoczni.

- W księgarniach ukazała się kolejna, już czwarta twoja książka poświęcona morskiej tematyce.
- Jest to drugie wydanie opracowania sprzed dwóch lat i nosi tytuł: "Wielka historia statkami pisana. 61 lat szczecińskiej stoczni". Ponieważ poprzedni nakład został wyczerpany, a wiele osób poszukiwało tej książki, postanowiłam wydać ją ponownie uzupełnioną o nowe wydarzenia, rozdziały, zdjęcia. Jest tam opis ostatniego, dramatycznego roku stoczni, która istniała ponad sześć dekad i zbudowała w tym czasie 682 statki. Są relacje z ostatniego wodowania, w marcu 2009 r., w którym uczestniczyło ponad pięć tysięcy osób i z ostatniego chrztu statku w maju zeszłego roku. W tym samym miesiącu stocznia zakończyła działalność.
Jeden z rozdziałów poświęciłam statkom, które zaprojektowano, ale nie zbudowano. To kilkanaście ciekawych jednostek i sporo historyjek, o których wcześniej, z różnych względów nie można było mówić. W tym wydaniu znalazły się też wstrząsające w swej wymowie zdjęcia wykonane w opustoszałej stoczni.

- Dziś, gdy stoczni już nie ma ta książka ma wartość dokumentu. Jest zapisem wydarzeń i dokonań, które są już historią. Oba wydania zadedykowałaś pracownikom stoczni, dla których była ona sensem życia.
- I to nie tylko zawodowego. Ludzie utożsamiali się z nią, była dla nich bardzo ważna, była ważna dla miasta, dla kraju. Największe współczesne zawirowania społeczne, robotnicze bunty odbywały się z udziałem stoczniowców. Stocznia albo władzy służyła, albo ją gubiła. W czasie ostatniego wodowania twardzi faceci nie wstydzili się łez. Byli dumni, że tam pracują, że budują tak wspaniałe statki. I byli wściekli, że tak smutny jest koniec ich zakładu, niegdyś sztandarowego i największego w mieście. Że tak łatwo zniszczono dorobek kilku pokoleń. Zawsze powtarzali i powtarzają, że nie zmarnowali tamtych lat. Wielu z nich ciągle ma nadzieję, że ta stocznia kiedyś wznowi działalność, może w innym zakresie, innej formie, ale ponownie będzie budować statki.

- Ta książka, podobnie jak poprzednia jest bardzo starannie wydana i ukazała się w dwóch językach - polskim i angielskim.
- Tłumaczenia dokonała Martina Grabowska, nie tylko znakomita tłumaczka, ale i niegdyś kilkakrotna laureatka telewizyjnego teleturnieju Wielka Gra. A szata graficzna jest zasługą szczecińskiego Wydawnictwa Grapus.

- Zanim zajęłaś się historią stoczni napisałaś dwie monografie poświęcone statkom, zbudowanym w Szczecinie chemikaliowcom i kontenerowcom. Z tego co wiem są to jedyne tego typu opracowania nie tylko w Polsce. Skąd pomysł i u kobiety taka fascynacja statkami?
- Zbudowane statki mają to do siebie, że odbijają od stoczniowych nabrzeży i wypływają w świat. Do Szczecina nie wracają, chyba że na remont, co zdarza się bardzo rzadko. Nie tylko mnie brakowało widokówek z najciekawszymi statkami opuszczającymi stoczniowe pochylnie, brakowało mi popularnych wydawnictw stoczniowych.
To normalne, że chce się zatrzymać na dłużej to co piękne i niezwykłe. Te książki zrodziły się z chęci utrwalenia, chociaż na kartach papieru urody statków, które powstały w szczecińskiej stoczni. Trochę to smutne, że dopiero z nich wiele osób dowiedziało się jakie statkowe Rolls-Royce'y tu powstawały.
Te monografie to także historie ludzi.

- Prawie 30 lat zajmujesz się branżą morską. Jak to się zaczęło?
- W nieistniejącym już tygodniku "Morze i Ziemia" otrzymałam polecenie napisania o Polskiej Żegludze Bałtyckiej. Bardzo się przed tym broniłam, zajmowałam się reportażem społecznym, nie miałam pojęcia o branży morskiej. Ale pojechałam do Kołobrzegu, zrobiłam ten materiał i zaciekawiło mnie to. Zobaczyłam, że ta branża to kopalnia bardzo ciekawych tematów. Ale nadal fascynuje mnie reportaż społeczny i opisywanie losów i dokonań nie-zwykłych ludzi.

- Ktoś powiedział, że miarą morskości Szczecina są ludzie, którzy tworzą jego historię zawsze spoglądając ku morzu. Uważam, że do nich należysz i cieszę się, że jest to doceniane. Podobno piszesz kolejną książkę?
- Tak, ale tym razem nie związaną z morską branżą. Ukaże się jesienią. Tyle na razie mogę powiedzieć. Przygotowuję też "Poczet Krystyn szczecińskich" i "Poczet kapitanów". A jeśli o docenianiu mowa, to szczególnie dumna jestem z dyplomu Kapitana Żeglugi Wielkiej Honoris Causa i ze Złotego Kompasu. Obie nagrody są tym cenne, że przyznała je surowa w ocenie i wymagająca branża morska.

- Zastanawiam się kiedy na to znajdujesz czas, bo jeszcze współpracujesz z "Moim Miastem", "Obserwatorem Morskim" i uczestniczysz w rejsach.
- Ostatni trwał pięć miesięcy. Statkiem handlowym PŻM popłynęłam do Ameryki Południowej, Brazylii, Wenezueli, byliśmy też w Kanadzie. Byłam w egzotycznych portach, płynęłam rzeką Orinoko, spotkałam Indian, odwiedziłam Sao Paulo. Niezwykłe wrażenia, aczkolwiek wiele osób najczęściej pyta mnie czy przez tyle miesięcy nie nudziłam się na statku.
Nie ma mowy o nudzie. Piszę, rozmawiam, czytam, oglądam filmy. Bardzo też chciałam pomagać w kuchni, ale nasz znakomity kucharz uznał, że nie wyglądam na osobę, która ma pojęcie o gotowaniu.

- I tu się pomylił, bo nie znał twoich znakomitych, oryginalnych potraw i ciast, które ja miałam szczęście próbować. Konfitury z truskawek już zrobiłaś?
- Właśnie smażę. Będą też konfitury z wiśni, czarnych porzeczek a jesienią powidła i moje ostatnie odkrycie - dżem z czarnego bzu. Rewelacja. To niezwykłe, ale w czasie takich kulinarnych szaleństw przychodzą mi do głowy najciekawsze pomysły dziennikarskie.


Krystyna Pohl
jest dziennikarką "Głosu Szczecińskiego", publicystką morską. Morskiej tematyce jest wierna od wielu lat. Z jednakową pasją opisuje losy marynarzy, urodę statków, a także problemy stoczni, armatorów oraz dramaty rodzin, które straciły bliskich na morzu. Wspiera piórem wszelkie morskie inicjatywy. Jest autorką między innymi książek "Szczecińskie chemikaliowce" (2007) oraz "Historia statkami pisana. 60 lat Stoczni Szczecińskiej" (2008). Laureatka licznych nagród dziennikarskich i branżowych.


Złoty Kompas Krystyny Pohl
W marcu tego roku Złotym Kompasem i dyplomem uznania za wkład w dokumentowanie problematyki morskiej środowisko wyróżniło redaktor Krystynę Pohl, dziennikarkę "Głosu".
Kapituła reprezentująca branżę morską naszego regionu wyróżniła nasza redakcyjną koleżankę przy-znając red. Krystynie Pohl Złoty Kompas. W taki sposób doceniając książkę jej autorstwa pt. Historia statkami pisana. 60 lat Stoczni Szczecińskiej oraz wieloletnie za-angażowanie dziennikarskie w tematykę poświęconą branży morskiej.
Pierwszy nakład tej książki został już wyczerpany. W opinii nie tylko ludzi morza książka okazała się bardzo ważnym, przystępnie napisanym i bogato ilustrowanym dokumentem o historii nie tylko stoczni, ale także Szczecina i szczecińskiego armatora - PŻM. Dokumentem o ludziach, którzy tę stocznię tworzyli i w niej pracowali.
- Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo cenne wyróżnienie - przyznaje red. Krystyna Pohl, przede wszystkim dlatego, iż moja praca doceniona została przez ludzi branży morskiej, ekspertów.

Rozmawiała: Ewa Koszur
{jathumbnail off}
1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter