
Jutro wybierając się autem do Helu mamy niemal zagwarantowane, że będziemy stali w kilkugodzinnych korkach. Przez szyby aut zobaczymy auta rozjeżdżające wydmowe pobocza, przepełnione pola kempingowe i pnące się w górę kolejne obiekty wczasowe. - Za dużo samochodów w sezonie, zbytnia urbanizacja, zwłaszcza terenów między miejscowościami, bo na polach namiotowych powstają wręcz apartamenty, a ponadto niszczenie brzegów, w tym trzcinowisk, gdzie żerują i wpływają na tarło ryby - wylicza największe zagrożenia ze strony człowieka pomorski wicemarszałek Mieczysław Struk.
Wszyscy ciągną na półwysep, bo to cudowne miejsce. - Ale nie jest z gumy - powtarza burmistrz Helu Jarosław Pałkowski.
Jednak gdzie jedzie turysta, tam kręci się biznes.
- Jako obywatel widzę, że prawo nie wszystkich obowiązuje - oburza się profesor Krzysztof Skóra, szef Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. - W tym unikatowym miejscu przepisy naruszają zarówno przez osoby prywatne jak i instytucje. Często prywatni inwestorzy mają zgody na coś co jest sprzeczne z prawem i zdrowym rozsądkiem, a czasami jest to po prostu ich samowola. Okazało się, że niektóre z nich bezumownie korzystają z publicznej przestrzeni i chyba nawet czerpią z nich niezłe zyski i "tylko" przy okazji niszczą przyrodę.
- W mojej 2-letniej działalności związanej z ochroną przyrody, głównie w Polskim Klubie Ekologicznym, nie spotkałem się z takim obrazem zdziczenia i dewastacji - dodaje Lechosław Lerczak w rozmowie z Agatą Białachowską, dziennikarką obywatelską serwisu wiadomosci24.pl.
Marszałek Struk przyznaje, że potrzebne są nowe regulacje prawne, mające ochronić mierzeję. Aby skutecznie przeciwdziałać jej niszczeniu.
Dwadzieścia lat temu u nasady półwyspu stał szlaban. Pomysł się nie sprawdził, bo rodził korupcję - o tym kto ma wjeżdżać decydował człowiek.- Ale przy dzisiejszych możliwościach elektronicznych, np. chipowaniu pojazdów, rozwiązanie jest banalnie proste, na autostradach znane od lat - proponuje prof. Skóra. - Mieszkańcy mogliby swobodnie przejeżdżać, a oprócz nich tyle aut wczasowiczów, ile jest miejsc parkingowych, które stworzą ich samorządy. Dawałoby to od razu gwarancję wczasowiczom, że jeśli wjadą na mierzeję, na pewno zaparkują w legalnym miejscu swój pojazd.
Skóra przyznaje, że to tylko jeden z pomysłów, które powinny rozpatrzyć władze lokalne, jeśli chcą coś z mierzeją zrobić. Inny to opłata za wjazd. Pobierane od kierowców w lipcu i sierpniu pieniądze zostałyby przeznaczone na ratowanie przyrody.
To rozwiązanie nie podoba się oczywiście mieszkańcom, którzy większą liczbę turystów łączą z większym zarobkiem.
- Przy modernizacji linii kolejowej Reda-Hel warto pochylić się nad pomysłem utworzenia przed Władysławowem dodatkowej stacji PKP i wielkiego parkingu - mówi Struk. - Turyści przesiądą się do pociągów, jeśli będą one kursowały na Hel często i szybko.
Odciążyć mierzeję miały ścieżka rowerowa i tramwaje wodne z Trójmiasta. Cieszą się one ogromnym powodzeniem, ale na drogach dalej jest tłok.
- Turystów wciąż przybywa - przyznaje Marek Dykta, sekretarz miasta Helu. - Są dni, w których mamy tyle pojazdów stojących niemal wszędzie, że nasze służby nie są w stanie nawet gonić wszystkich z mandatami. Starają się tylko kierować ruchem tak, by główne szlaki komunikacyjne miasta były w ogóle przyjezdne.
Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby choć część ludzi garnących się w lipcu i sierpniu na Hel, wybrało inny termin. Pojawiły się nawet plakaty: "Zapraszamy zimą, wiosną i... jesienią".
- Chcemy zachęcić tak ludzi, aby odwiedzali nas w innych porach roku, gdy nie jest tłoczno, a my i tak mamy wiele do zaoferowania - tłumaczy Mirosław Kuklik, szef stowarzyszenia Przyjaciele Helu. - Niestety na półwyspie równowaga między człowiekiem a przyrodą została już poważnie zachwiana.
Krzysztof Miśdzioł{jathumbnail off}
