
fot. Kamil Gozdan / AG fot. Kamil Gozdan / AG
- Mamy tyle samo miejsc co wcześniej - przyznaje Rafał Grad, kierownik przystani jachtowej Marina Gdańsk przy ul. Szafarnia, podlegającej Miejskiemu Ośrodkowi Sportu i Rekreacji w Gdańsku. Projektanci przewidzieli, że wybudowana w 1997 r. przystań pomieści 60 jachtów. Bosmani potrafią tak ustawić łodzie, że zmieści się ich tam 80.
Gdańską marinę przy ul. Szafarnia w zimie zmodernizowano. Niestety, warta 1,7 mln zł inwestycja nie zwiększyła jej pojemności.
- Musimy już odsyłać z kwitkiem właścicieli łódek, którzy chcieliby w sezonie cumować u nas na stałe. Jedyne, co możemy im zaoferować, to lista rezerwowa: dostaną miejsce, jak ktoś inny zrezygnuje - mówi Grad.
Skąd taki wysyp prywatnych łódek? - W ubiegłym roku zakupiono w Polsce masę łodzi, głównie motorowych. Sprzyjała temu jeszcze dobra sytuacja gospodarcza i tani dolar, zachęcający do sprowadzania jachtów z USA - mówi Grad.
Podobny tłok panuje w gdyńskiej marinie. - Mamy 260 miejsc. Zarezerwowane były już 15 stycznia - mówi Sylwia Mathea-Chwalczewska, kierownik mariny. - Na naszej liście rezerwowej jest już 40 łódek, choć to do końca nie oddaje realnego popytu. Część ludzi bowiem, widząc, jak duża jest kolejka, odchodzi, nie widząc sensu w zapisywaniu się.
Obie mariny wyjątek będą robiły tylko dla gości. - Nie może być takiej sytuacji, że przypłyną do nas żeglarze, a my powiemy: U nas cumują tylko swoi, wy szukajcie miejsca gdzie indziej. W wodniackim świecie byłoby to nie do pomyślenia - opowiada Grad. - Dla gości na krótki, kilkudobowy pobyt zawsze musi się znaleźć miejsce. By to było możliwe, nie rezerwujemy 100 proc. miejsc, trzymamy rezerwy.
- My także nie odsyłamy turystów - zapewnia szefowa gdyńskiej przystani. - Nigdy w sezonie nie ma takiej sytuacji, że wszystkie jachty są na noc w przystani, część wypływa w rejsy, np. na tydzień.
Zarówno w przypadku Gdańska, jak i Gdyni najlepszym rozwiązaniem problemu byłaby rozbudowa przystani. Na to się jednak szybko nie zanosi. Np. w Gdańsku od kilku lat mówi się o rozbudowie mariny o leżący za Ołowianką Kanał Na Stępce (trzeba by przerobić na zwodzony Most Kamieniarski). Jednak w czasach spowodowanych kryzysem cięć budżetowych, szanse na szybką realizację projektu są niewielkie. Najbardziej realne jest zwiększenie liczby miejsc do cumowania jachtu w ramach planowanego przez Urząd Morski w Gdyni i gdański magistrat programu odbudowy nabrzeży: od Polskiego Haka do Mostu Zielonego. Prace mają być gotowe do 2013 r. - Wtedy łódki będą mogły cumować praktycznie przy wszystkich wyremontowanych nabrzeżach - mówi Grad.
Być może szybciej, bo już w 2011 r., żeglarze doczekają się w końcu możliwości normalnego cumowania w Sopocie. - W najbliższych tygodniach będą znane wyniki konkursu na dofinansowanie projektu środkami unijnymi, w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego. Spodziewam się, że nasz projekt budowy mariny na molo te środki otrzyma - mówi wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski. - Przewidywany termin realizacji to 24 miesiące. Tak by w 2011 r. przy molo już mogły cumować jachty.
Sopocka marina będzie mogła pomieścić 100 łódek. Będzie czynna tylko w sezonie (jej konstrukcja nie zapewniałaby jachtom ochrony podczas zimowych sztormów).
Mikołaj Chrzan{jathumbnail off}
