- W takim razie proszę powiedzieć w jakim stanie jest infrastruktura hydrotechniczna na Wiśle?
- W najgorszym stanie jest tor wodny. W wielu miejscach do tego stopnia, że uniemożliwia to regularną żeglugę. Jeśli chodzi o porty, większość jest zwyczajnie zdewastowana. Trzeba jednak zauważyć, że od kilku lat przybywa, zwłaszcza w miastach, marin żeglarskich, odtwarzane są nadwiślańskie bulwary i nabrzeża. Tak się dzieje w Gdańsku, Płocku, Kazimierzu Dolnym, Puławach, Bydgoszczy, Toruniu czy Warszawie. Ma to jednak wszystko bardzo lokalny i głównie turystyczny charakter. Nie jest też przez nikogo koordynowane.
- A jak wyglądają urządzenia przeciwpowodziowe?
- Moim zdaniem stan infrastruktury przeciwpowodziowej na Wiśle jest tragiczny, żeby nie powiedzieć kryminalny.
- Ale po każdej powodzi słyszy się, ile to się buduje nowych wałów...
- Po czym sytuacja powtarza się przy następnej powodzi. I tak w kółko. Kiedyś na wałach pracowali wałowi. Sprawdzali codziennie, jaki jest ich stan. W tej chwili tego nie ma. Dzisiaj wojewodowie nie mają pieniędzy nawet na bieżące utrzymanie wałów, nie mówiąc już o ich większych remontach czy rozbudowie.
- Po ostatnich powodziach pojawiły się jednak głosy, że wały nie powinny być budowane, że trzeba pozwolić rzece się rozlewać, a ludziom zabronić budować na tych terenach i będzie po kłopocie.
- Kompletny absurd. Nigdzie na świecie tak się nie robi. Zresztą w tym rozumowaniu jest sprzeczność. Jego zwolennicy twierdzą nie tyle, że trzeba zezwalać rzece rozlewać się tam gdzie chce, ile stworzyć takie miejsca. Z jednej więc strony deklarują swoją niechęć do regulowania, z drugiej nie widzą, że takie działanie to właśnie regulowanie rzeki. Chyba lepiej zbudować zbiornik retencyjny na małym obszarze niż pozwalać na zalanie wielkiego.
- Ale to nie ekoterroryści ostrzegają, że tama we Włocławku jest w fatalnym stanie i może nie wytrzymać kolejnej wysokiej fali na Wiśle. Myśli pan, że może dojść do takiej katastrofy?
- Związek Miast Nadwiślańskich, którego jestem prezesem, od wielu lat bije na alarm w tej sprawie. Tama we Włocławku jest jednym z najbardziej zagrożonych obiektów budowlanych w Polsce. Tak wynika z wielu raportów. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby doszło do jakiejś jej nagłej awarii. Zagrożone byłoby wtedy życie ponad 300 tysięcy ludzi, z których znaczna część nie miałaby żadnych szans na ratunek. Tama jest częścią niedokończonej, tzw. kaskady dolnej Wisły. Przewidywała ona budowę kilku podobnych obiektów, powstał tylko jeden. Tama we Włocławku nie ma więc żadnego podparcia. Dlatego jesteśmy, jako Związek, zwolennikami budowy stopnia wodnego w Nieszawie, który odciążyłby tamę we Włocławku i odsunął widmo największej katastrofy w historii Polski, również o charakterze ekologicznym, jaka może się wydarzyć, jeśli się tego nie zrobi. Budowa kilku stopni na Wiśle, na terenie województwa kujawsko-pomorskiego i pomorkiego, to nie jest zresztą zły pomysł. Jeśli by do tego doszło, udałoby się uzyskać energię porównywalną z tą, jaką wytworzyłby jeden blok elektrowni atomowej, której budowa jest przecież planowana w Polsce. Koszty budowy byłyby porównywalne, a korzyści dla środowiska znacznie większe. Na dodatek zwiększyłoby się bezpieczeństwo przeciwpowodziowe.
- Broń Boże! Odpowiedni minister – najlepiej minister gospodarki morskiej i śródlądowej.
Ale najpierw taki minister musiałby być, bo chyba na razie nie ma...
PortalMorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.