Inne

Do zwrotu na polską niekorzyść doszło 18 września 1454 roku. Tego dnia pospolite ruszenie zostało pobite przez Krzyżaków w bitwie pod Chojnicami. Po polskiej stronie zginęło około 3 tysięcy ludzi, Krzyżacy stracili dwa tysiące mniej.

Była to klęska bardzo dotkliwa. Pokazała, że polskie rycerstwo nie przypomina już tego spod Grunwaldu, że od tamtego czasu przemieniło się w ziemiaństwo, któremu nie wojaczka w głowie, tylko spokojne ciągnięcie zysków z własnych dóbr. Udowodniła też, że pospolite ruszenie, nawet podparte przywilejami i ustępstwami królewskimi, nie jest w stanie niczego zdziałać. Od tej chwili główny ciężar wojny spaść musiał na zaciężnych i kaprów.

Jeszcze bardziej rozumieli to Krzyżacy, którzy przecież nie mogli liczyć na własnych, zbuntowanych poddanych. Chcąc wykorzystać zwycięstwo pod Chojnicami przystąpili do ofensywy, odzyskując szybko to co przedtem utracili. Krzyżackie działania załamały się jednak z braku funduszy. Kiedy wielki mistrz przestał płacić zaciężnym, zwrócili się oni do polskiego króla. W ten sposób, w 1457 roku Ludwik von Erlichshausen stracił Malbork i musiał przenieść stolicę do Królewca, gdzie już pozostała.

Wojna toczyła się ze zmiennym szczęściem. Zmieniło się to dopiero, kiedy na czele wojsk polskich stanął wybitnie utalentowany dowódca - Piotr Dunin z Prawkowic. 17 września 1462 roku pod Świecinem, niedaleko Lęborka, wziął on błyskotliwy odwet za klęskę chojnicką. W bitwie zginęło po stronie krzyżackiej około tysiąca żołnierzy, po polskiej zaledwie stu.

Od tego momentu siły polskie przejęły definitywnie inicjatywę w wojnie w swoje ręce. Ostateczne zwycięstwo przypieczętowało, dokonane niemal dokładnie rok później, 15 września 1463 roku, pokonanie krzyżackiej armady na wodach Zalewu Wiślanego, zwanego wtedy Zatoką Świeżą.

Nasze statki na Wiśle i Bałtyku

Wojna trzynastoletnia, poza znacznym udziałem w niej najemników, odróżniała się od innych dotychczasowych konfliktów zbrojnych z udziałem Polski, także ogromną rolą akwenów i dróg wodnych jako kluczowych szlaków komunikacyjnych, którymi przewożono zaopatrzenie dla obu walczących stron. Trudno szukać w historii naszego oręża podobnego przykładu.

Drogi wodne, szczególnie Wisła, miały w tym czasie w ogóle wielkie znaczenie gospodarcze – wystarczy jeden rzut oka na mapę, aby się o tym przekonać. To właśnie nią płynęło do portu w Gdańsku, a potem Bałtykiem dalej, całe bogactwo Polski (przede wszystkim zboże i drewno). Kto panował nad dolnym odcinkiem tej rzeki, zgarniał zyski z handlu pomiędzy Królestwem Polskim a Zachodnią Europą. Ani Kazimierz Jagiellończyk ani Ludwik von Erlichshausen nie mogli sobie pozwolić na utratę kontroli nad tym akwenem.

Nie ma się zatem co dziwić, że Wisła stała się teatrem zaciętych walk z udziałem flot obu walczących ze sobą stron. Były one złożone głównie z różnego rodzaju jednostek śródlądowych, które mogły także operować na wodach Zalewu Wiślanego a nawet przy brzegu Bałtyku. Nie były to statki wielkie, najwyżej kilkunastometrowe, jednak nieraz bardzo liczne. Formowane z nich konwoje wiślane, pływające głównie pomiędzy Gdańskiem a Toruniem, liczyły nawet po ponad 100 statków!

W owym czasie nie istniał podział na jednostki handlowe i wojenne, w razie potrzeby po prostu te pierwsze obsadzano piechotą i wystawiano do walki, która polegała na abordażu. Floty zaś, zarówno polska jak i krzyżacka, były kaperskie. Tworzyli je wynajęci kapitanowie statków handlowych zamienionych czasowo na jednostki bojowe. Na Bałtyku podstawowym statkiem kaperskim była koga, prawdziwy „wół roboczy” mórz Północnej Europy tego czasu. Początkowo kaprowie walczyli w imieniu poszczególnych miast związkowych. Potem wielu z nich robiło to także w imieniu króla Kazimierza Jagiellończyka, który w oficjalnych dokumentach nazywał ich „naszymi statkami”.

1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter