Nasz jacht dysponował silnikiem o mocy 12 KM. Rozwijaliśmy średnią prędkość około 10 kilometrów na godzinę. Jednostkę prowadzić można bez patentu, z czego skwapliwie korzystałem, godzinami nim sterując. Okazało się to bardzo proste. Kilka życzliwych uwag skipera, co do zasad poruszania się po rzekach i obowiązującego na nich oznakowania nawigacyjnego spowodowało zaś, że już po chwili przeistoczyłem się w prawdziwego „wilka rzecznego”.
Motławę opuściliśmy po kilkunastu minutach wpływając na Martwą Wisłę. Potem popłynęliśmy dalej mijając po drodze most pontonowy w Gdańsku-Sobieszewie i docierając do pierwszej na naszej trasie śluzy - w Przegalinie. Na pętli żuławskiej śluzować będziemy jeszcze sześć razy.
Za Przegaliną wpłynęliśmy na Wisłę, a ściślej na tzw. Przekop Wisły. Ujście największej z polskich rzek tworzy deltę. Jej kształt zmieniał się w ciągu wieków. Przekopu Wisły dokonali Prusacy w 1895 roku po serii powodzi, które nawiedziły Żuławy. Jego otwarcia dokonano na telegraficzny sygnał samego cesarza.
Po kilku kilometrach pod prąd, dobiliśmy do kolejnej śluzy o nazwie Gdańska Głowa. Ale już te pierwsze godziny spędzone na wodzie potwierdziły to, co słyszeliśmy wcześniej o pływaniu tym szlakiem. Przekonaliśmy się na własne oczy, że jest on rzeczywiście niemal całkowicie pusty. W czasie rejsu pętlą żuławską spotkamy zaledwie trzy jachty i jedną barkę. Nawet biorąc pod uwagę, że płynęliśmy w środku tygodnia, i że natrafiliśmy na złą pogodę, nie jest to,
mówiąc delikatnie, wynik imponujący. Ruch jednostek, najczęściej jachtów żaglowych, koncentruje się głównie na wodach Gdańska i Zalewie Wiślanym. Trasą pętli żuławskiej, regularnie, w tygodniowych odstępach, pływają w tej chwili tylko jednostki Żeglugi Wiślanej. Szybciej niż się spodziewałem znalazłem więc rozwiązanie zagadki, dlaczego tak trudno było znaleźć kogoś, kto zechciałby ze mną popłynąć tym szlakiem.
Moi goście na pokładzie przekonywali, że to się niebawem zmieni. W przyszłym roku na pętli żuławskiej i Zalewie Wiślanym mają ruszyć inwestycje, dzięki którym na szlaku ma się zaroić od jednostek pływających. Za ponad 80 milionów złotych, pochodzących głównie z kasy Unii Europejskiej, powstać ma tutaj nowoczesna infrastruktura żeglarska umożliwiająca cumowanie około 450 jednostkom w pięciu portach, dziesięciu przystaniach i ośmiu pomostach cumowniczych. Poza tym powstać ma pięć nabrzeży i przystani żeglugi pasażerskiej, dwa mosty stałe mają zostać przebudowane na zwodzone, a jedna śluza zelektryfikowana.
- To bardzo ambitny program. Ale już nie marzenia - zapewnia Ptak. - W przyszłym roku zaczynamy jego realizację, która zakończyć się powinna za dwa lata.
Brak potrzebnej infrastruktury odczuwaliśmy podczas całego rejsu. Po przejściu śluzy Gdańska Głowa wpłynęliśmy na wody Szkarpawy i dotarliśmy do Rybiny. Tutaj znajduje się rozwidlenie dróg wodnych. Dalej można płynąć do Zalewu Wiślanego na dwa sposoby - Wisłą Królewiecką albo Szkarpawą, a do Nowego Dworu Gdańskiego rzeką Tugą. Zamierzaliśmy płynąć dalej Szkarpawą, ale na noc przycumowaliśmy przy starym pomoście w Rybinie tuż przed mostem zwodzonym. To jeden z charakterystycznych elementów tutejszego krajobrazu. Na tym terenie znajduje się kilkanaście mostów zwodzonych.
Nocleg w Rybinie upłynął spokojnie. Ale poza pomostem nie ma tu niczego, co mogłoby służyć żeglarzom, ani toalet, ani pryszniców, ani tawerny z ciepłym posiłkiem, ani możliwości poboru wody, prądu czy wyrzucenia śmieci. Dalej jest jeszcze mizerniej. Pierwsze cywilizowane miejsce do zacumowania znaleźliśmy dopiero w Tczewie, a więc, mniej więcej po pokonaniu dwóch trzecich długości całej trasy.
Dzień drugi: Rybina-Szonowo
Już Gdańsk oglądany z wody wyglądał intrygująco, jednak dopiero wpłynięcie na Szkarpawę przeniosło nas w zupełnie inny świat. Żuławy, tak bowiem nazywa się ten świat, w ciągu zaledwie czterech dni, zauroczyły nas swoim pięknem. Nazwa tej krainy, jak wszystko tutaj, związana jest z wodą. Według jednej z wersji wywodzi się od słowa „żuł” oznaczającego namuł, osad rzeczny, dzięki któremu 6 tysięcy lat temu wyłoniły się Żuławy, a tutejsze ziemie należą do najbardziej urodzajnych w Polsce. Jedna trzecia powierzchni tej, liczącej około 2,5 tys. km kw. powierzchni, krainy leży w depresji dochodzącej do prawie 2 metrów poniżej poziomu morza. Reszta to niemal bezleśne równiny.
