Inne

- Powiew Zachodu.

- Bez wątpienia. Umieszczanie akcji na tle mola czy Grandu było kompletnie pretekstowe. To symptomatyczne, że np. Juliusz Machulski w „Ile waży koń trojański” sięgając nostalgicznie do czasów PRL-u i wybierając miejsce, gdzie babcia z wnuczką mogą godziwie odpocząć, wybiera Sopot. Tam się nabiera w płuca nie tylko morskie powietrze, ale jest to też swego rodzaju powiew bogactwa i zachodniej wolności.

- A gdzie lecą bohaterowie „Wniebowziętych” grani przez Maklakiewicza i Himilsbacha?

- Też do Sopotu. I tam też kończą swoją podróż. Kamera pokazuje ich najpierw na plaży, nie wiemy jeszcze jakiej, potem odjazd i widzimy plebejuszy siedzących na tle Grand Hotelu, co ja odczytuję jako puszczenie oka przez Kondratiuka do widza, że to ludzie, którzy nie należą do tego wykwintnego świata. Na plaży mogą się poopalać, ale do Grandu już ich nie wpuszczą. Ostatnią taką ikoną jest Klif Orłowski.

- Piękny, ale i groźny.

- Tak, w jednym z odcinków „07 zgłoś się” leży pod nim trup kobiety. A oświetlenie jest takie, że boimy się już w momencie pokazania klifu. Ale też służyć może jako tło romantycznego spaceru kochanków. Jest taki film Krzysztofa Krauze, z cyklu „Wielkie rzeczySystem”. Starszy pan marzący o telewizorze, przychodzi ze swoją sąsiadką na molo w Orłowie, w tle klif, od którego bohaterowie są odwróceni i on mówi: „Kolory, och jakie piękne kolory!” - myśląc o telewizorze, podczas gdy starsza pani myśli o tym, co jest za ich plecami. Krauze pozwolił tu sobie na zabawę stereotypem piękna klifu. Z kolei w historycznym filmie Adriana Panka „Daas”, którego akcja toczy się w XVIII wieku - gdzie bohaterowie czekają na statek? Oczywiście w pobliżu klifu, który służy tu za fragment egzotycznego wybrzeża.

- Czy widzi pan szansę na powstanie w dającej się przewidzieć przyszłości dobrego filmu morskiego?

- Nie, a to dlatego, że kino, jak każda ze sztuk jest odbiciem szerszych procesów kulturowych, społecznych, politycznych. Czy dzisiaj ktokolwiek myśli poważnie o morzu, jako o przestrzeni do zagospodarowania? Morze sprowadzone zostało właściwie do rekreacji, ale też niewiele tańszej niż Seszele, więc przestało mieć walor czegoś niezwykłego, owego peerelowskiego okna na świat. Przestaliśmy być też dumni z przemysłu stoczniowego. Nie ma zainteresowania morzem. A kino odpowiada na zapotrzebowanie społeczne. Polska flota coraz słabsza, przemysł stoczniowy jest marginalizowany, podobnie rybołówstwo. Kiedyś chociaż zawód marynarza był atrakcyjny, egzotyczny, ciekawy ze względu na specyfikę ich pracy. Teraz już absolutnie nie. Żeby jakiś temat zaistniał, musi być przyzwolenie społeczne, czyli de facto medialne. Morze i jego szeroko pojęte, gospodarcze, polityczne, problemy nie są tym tematem.

- To smutna konkluzja.

- Ale niestety prawdziwa. Żeby nie kończyć jednak rozmowy tak minorowo powiem, że nadzieja w zainteresowanych realizacją filmów miastach morskich, takich jak Gdynia.

Tekst i zdjęcie: Czesław Romanowski

Miłośnik kina

Dr Krzysztof Kornacki (ur. w 1970 r.) jest filmoznawcą, pracownikiem Katedry Kultury i Sztuki Instytutu Filologii Polskiej, specjalizuje się w historii kina polskiego. Autor książek „Kino polskie wobec katolicyzmu 1945 – 1970”, „Popiół i diament Andrzeja Wajdy” (uznanej przez jurorów konkursu „Pióro Fredry” za Książkę Roku 2011). Jest współzałożycielem i pierwszym prezesem Dyskusyjnego Klubu Filmowego Uniwersytetu Gdańskiego „Miłość blondynki” i członkiem Rady Redakcyjnej czasopisma kultury audiowizualnej „Panoptikum”, został nagrodzony medalem Komisji Edukacji Narodowej.

 

 

1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6063 3.6791
EUR 4.2154 4.3006
CHF 4.5291 4.6205
GBP 4.8671 4.9655