- Od 1982 roku pracował pan w Stoczni Północnej, obecnie Remontowa Shipbuilding, m.in. jako szef Biura Projektowo-Technologicznego, a później jako główny projektant tego zakładu. Jak ocenia pan stan naszego przemysłu okrętowego?
- Największe polskie stocznie upadły. Ale życie nie znosi próżni i na tych terenach wciąż działa przemysł stoczniowy. Oczywiście nie ma już tylu naszych projektów co niegdyś i nie ma tej dynamiki, ale przemysł istnieje. Stocznia Północna, po wyjściu z dołka i przyłączeniu do Grupy REMONTOWA, stoczni ze renomą, zaczęła realizować nasze projekty: zbudowała serię 23 AHTS-ów dla odbiorców zagranicznych – w tym kilkanaście dla Tide Water’a, operatora z USA. Trzy holowniki dla Gdyni i Gdańska to moje projekty. Gdy ze studentami idziemy do Stoczni Północnej, aby mogli poznać specyfikę produkcji statków – w tym przypadku ze stali, to znowu, jak niegdyś, żeby zobaczyć jeden statek, musimy przejść przez drugi – tak bywa tam tłoczno.
- Spotkaliśmy się z opinią, że polscy projektanci nie projektują okrętów, bo są na to za słabi. Jak skomentowałby pan takie twierdzenie? Jak wypadamy na tle innych, europejskich biur projektowych?
- Nasze projekty, jeżeli chodzi o statki techniczne, w niczym nie ustępują zagranicznym. Dla przykładu: Duńczycy, którzy wykupili gdyński WUŻ byli zaszokowani jakością i rozwiązaniami technicznymi naszego holownika Centaur II. Statki zaopatrujące platformy wiertnicze, czy wydobywcze, tzw. PSV, zaprojektowane przez gdyńskie biuro projektowe MMC, są budowane zarówno w stoczniach zagranicznych, jak i w Remontowa Shipbuilding – oczywiście dla armatorów zagranicznych. Niektóre biura projektowe weszły ze swoimi projektami statków rybackich czy technicznych, na specyficzny i trudny - z uwagi na uwarunkowania administracji państwowej - rynek rosyjski. Jeżeli natomiast chodzi o architekturę: o ile w przeszłości nasze jednostki zdobywały tytuły Mister Kanału Kilońskiego, to później, gdy przemysł okrętowy nie fascynował młodzieży, tak ciekawych projektów zabrakło. Ale teraz moi absolwenci projektują taką architekturę statków technicznych, która – jestem o tym przekonany – jest o wiele ciekawsza niż architektura takich statków projektowanych za granicą.
- Ale nie projektujemy wycieczkowców, okrętów. Może jesteśmy zwyczajnie za słabi?
- Niewątpliwie część doświadczonej kadry, która była do tego zdolna, w okresie spadku zamówień, przeszła na emeryturę, wycofała się z aktywności zawodowej. A nie było dopływu młodych kadr. I to jest problem. Podobnie jest w produkcji, brakuje wykwalifikowanych monterów i spawaczy okrętowych! Przychodzą młodzi zdolni ludzie, ale brak średniego, bardziej doświadczonego pokolenia, są tylko takie matuzalemy jak ja.
- A możemy mówić o jakiejś polskiej specjalizacji w reprezentowanej przez pana dziedzinie?
- Uważam, że statki techniczne, a w szczególności do obsługi platform wiertniczych, od AHTS-ów poczynając, poprzez PSV, na statkach ratowniczych kończąc: absolutnie tak.
- Od 1987 roku jest pan wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Od 2001 roku kieruje Pracownią Projektowania Architektury Okrętów. Czy są dzisiaj jeszcze chętni do studiowania projektowania architektury okrętów?
- Oczywiście, co roku mamy 15-16 studentów, w tym roku jest ich nawet 17, w tym trzechdyplomantów. Projektowanie zaczyna się od trzeciego roku. Przez wystawy prac studentów z mojej pracowni, m.in. na BALTEXPO, staramy się docierać do świadomości potencjalnych armatorów, z przekazem, że statek może być – niezależnie od swojego przeznaczenia – dziełem sztuki, które nie pozostawia nas obojętnym. W efekcie, np. Morski Oddział Straży Granicznej zwrócił się do nas z propozycją, aby studenci w ramach procesu dydaktycznego zaprojektowali, na podstawie dostarczonych przez MOSG szczegółowych założeń projektowych, okręt patrolowy. I pod koniec semestru letniego MOSG otrzymał 9 różnych, ale bardzo dobrych projektów architektonicznych okrętu patrolowego. Obecnie nawiązujemy kontakt z firmą zainteresowaną jachtami. Studenci, gdy wiedzą, że temat jest wywołany przez konkretnego odbiorcę, pracują z niezwykłym zapałem, łapiąc bakcyla przygody projektowej. Moi absolwenci pracują najczęściej jako wolni strzelcy związani z jakimś biurem projektowym, ale niektórzy mają stałe zatrudnienie.
- Co ich najbardziej interesuje? Co bywa tematem ich prac dyplomowych?
- Chociażby trimaran na wody Zalewu Wiślanego – absolutnie samodzielna i oryginalna koncepcja naszego studenta, albo ambulans na wody śródlądowe, czy luksusowy katamaran żaglowy. Ten ostatni został włączony do oferty znanego producenta takich jednostek – Sunreef Yachts.
- A czy jakieś projekty były już realizowane?
- W zasadzie nie, to jest tylko dydaktyka. Najczęściej jest tak, że ktoś przekazuje nam założenia, a moi studenci „zagospodarowują” przyznaną im przestrzeń. Ale wielokrotnie projekty te wzbudzały wielkie zainteresowanie. Mieliśmy projekt promu pasażersko-samochodowego, który przejmując „samochodowych” turystów z kierunku południowego, woziłby ich z rejonu Westerplatte wprost na Hel – omijając całe Trójmiasto. Wszystko rozbija się jednak o inwestora i dlatego kończy na etapie projektu. W tym semestrze realizujemy projekty łodzi turystycznych, tzw. houseboatów, o długości 13, 10 i 8 metrów. Są to tematy wywołane przez producenta i prawdopodobnie „coś” z tego wyjdzie.
