Inne

- Zaprojektował pan dla Związku Radzieckiego pięć jednostek. Nie było w tym, olbrzymim przecież kraju konstruktorów? Dlaczego zwracano się do Chorenia?

- Oni zwracali się nie do Chorenia, a do Centromoru i do Stoczni Gdańskiej. A dyrektor  stoczniowego Biuro Projektowego, wspomniany Mieczysław Czarniawski, widocznie miał do mnie zaufanie i przydzielał mi tę pracę. Gdyby dzisiaj się taka propozycja pojawiła, stawiłoby się dziesięciu chętnych. A w tym czasie byłem tym, który się nie bał ryzyka.

- Czy przydały się znajomości ze studiów? Pan studiował w Leningradzie.

- Nie, znaczenie miała moja znajomość języka rosyjskiego. Statki zacząłem budować przecież dwadzieścia lat po skończeniu studiów. Gdy Rosjanie przyjechali na rozmowy, musiałem sobie przypomnieć, jak się w tym języku mówi. Znajomość języków pomaga – przeżyłem dwa kryzysy w naszym kraju dzięki temu, że dostałem zamówienia od Rosjan. Gdybym nie znał języka, byłoby mi o wiele trudniej. Do dzisiaj się dziwię umysłowej tępocie tak zwanych ministrów oświaty, którzy usunęli język rosyjski ze szkół.

- Do dzisiaj chyba ma pan dobre układy w Rosji. Choćby w ubiegłym roku zbudowano, według pana projektu, dla rosyjskiej firmy, żaglowiec wycieczkowy Running of Waves. Ilu ma pan tam klientów?

- Jeszcze jednego.

- Pana Siergieja Zyrjanowa od Petit Prince?

- Tak.

- No właśnie, w 2006 roku stworzył pan na zamówienie wspomnianego milionera projekt gigantycznego żaglowca, który miał promować ekologię, pełnić funkcję kwatery głównej Ekologicznej Rady Planety. Co się z tym stało? Od 2007 roku praktycznie nic o nim nie słychać.

- Dziennikarze lubią robić z igły widły, dlatego staram się wytłumiać te wiadomości. Tak, to jest milioner, miał swoją wizję, napisał dla dzieci ciekawą bajkę, wydaje w kilku językach alfabet ekologiczny, chciał budować wspaniały statek. Myślę jednak, że tak wielki przekraczał jego możliwości.

- Idea statku promującego ekologię wydawała się dosyć nietypowa. Będzie coś w końcu z tego?

- Jeżeli będzie, to coś o wiele mniejszego. Trwają uzgodnienia i rozmowy o projekcie pływającej sali konferencyjnej.  Będzie to statek o wiele mniejszy i przeznaczony do propagowania idei proekologicznych.

- Czyli Petit Prince, którego wspaniały model ma pan zresztą w swoim gabinecie, nie powstanie?

- Nie. Raczej nie. Ten milioner wcale nie jest aż tak bogaty... Myślę, że zdecydował rachunek ekonomiczny. Gdyby to był statek pasażerski, który zarabia, byłoby to przedsięwzięcie bardziej realne. Ale jeżeli to ma być statek edukacyjno-reklamowy i jednocześnie superluksusowy, to utrzymać go byłby w stanie duży kraj, ale nie pojedynczy człowiek.

- Powstał chociaż kadłub?

- Nie, nigdy nie był zaczęty.

- Za to o wiele wcześniej, na kadłubie innej jednostki, Gwarka, zaprojektował pan Royal Clipper, największy obecnie żaglowca świata. Jak wyglądała praca nad tym projektem?

- To świadectwo, że moje idee nie są utopijne. Bo to ja podsunąłem pomysł zbudowania statku wycieczkowego dla polskiej klasy średniej. I wszystko szło dobrze, wszystko by się udało, tylko „solidaruchy” trzy miesiące za wcześnie zaczęły rozrabiać. Statek stał przy kei, maszty czekały na montaż, były silniki w siłowni, osiemdziesiąt procent kabin zostało wyposażonych, ale nas uszczęśliwiono Solidarnością i cały koncept przepadł.

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9877 4.0683
EUR 4.2675 4.3537
CHF 4.3848 4.4734
GBP 4.9599 5.0601

Newsletter