Stocznie, Statki
Podczas nadchodzącej debaty Donald Tusk będzie chciał pokazać, że jest dobroczyńcą stoczni, a związkowcy to zadymiarze.

Donald Tusk
(© Wojciech Matusik/POLSKA)

Do poniedziałkowej debaty o stoczniach i premier, i związkowcy z Gdańska szykują się jak do bitwy. Donald Tusk nie ma zamiaru tłumaczyć się przed związkowcami, dlaczego nie uratował polskich stoczni. Przeciwnie, zamierza zaprezentować się jako ten, który dla ich ocalenia zrobił najwięcej.

- Premier przedstawi m.in. to, co do tej pory zrobił dla uratowania stoczni - stwierdza minister Rafał Grupiński.

Koronnym dowodem, że to właśnie ekipa Tuska najlepiej dba o stoczniowców, ma być ogłoszenie przez premiera, że stocznie w Gdyni i Szczecinie będą nadal budowały statki.
Tyle że nadzieja na wdzięczność stoczniowców może przynieść premierowi bolesne rozczarowanie.

- To Katar będzie inwestorem w Gdyni i Szczecinie, a w stoczniach będą powstawać gazowce - mówi Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej Solidarności. - Ale to dla nas żadna dobra wiadomość, bo inwestor planuje zwolnienie 2/3 pracowników. To będzie tragedia - załamuje ręce związkowiec. Szacuje, że w stoczni pozostanie wtedy jedynie ok. 1300 stoczniowców z obecnych 5 tys.

Ten fakt ma według związkowców pozbawić premiera najważniejszego argumentu. Dlatego Roman Gałęzewski, szef Solidarności w Stoczni Gdańskiej, jest pewny swego i nie boi się debaty z Tuskiem.

- Jak się do niej przygotowuję? Jadę właśnie na obóz ze studentami. Ja nie jestem żadnym aktorem. Jestem stoczniowcem i doskonale wiem, o czym mam mówić - deklaruje Gałęzewski.

Lider stoczniowej Solidarności poprosi premiera, "żeby pokazał papiery, że Stocznia Gdańska dostała 700 mln pomocy publicznej, jak ciągle powtarza rząd".

- Niech Tusk udowodni, że jesteśmy pasożytami, którym ciągle coś należy dawać - mówi Gałęzewski. - Mam papiery z NIK-u, że tej pomocy było tylko 7 mln zł. Zresztą kontrola NIK była przeprowadzona na wniosek premiera - dodaje.

Intuicja Gałęzewskiego nie zawodzi: Tusk rzeczywiście zamierza dowieść, że jego przeciwnicy nie są poważnymi partnerami do rozmów.

- Po co ta debata? Premier chce pokazać opinii publicznej, że ci, którzy probowali storpedować uroczystości 4 czerwca, to zwykli wywrotowcy - mówi nam jeden z ministrów przygotowujących Tuska do debaty.

Strategię premiera podobnie interpretuje dr Norbert Maliszewski, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.- Tusk chce zrobić show, w którym pokaże się jako ofiara nagonki - mówi. - Wykorzystuje taką hollywoodzką narrację: on jest dobry, a pozostali - PiS, który sprywatyzował Stocznię Gdańską, i związkowcy - są źli.

Według Maliszewskiego stoczniowcy powinni zażądać od Tuska konkretów: - Debata odbędzie się przed kamerami, więc winni zmusić Tuska do podpisania jakiejś deklaracji.

By uniknąć etykietki zadymiarzy, związkowcy powinni pokazać się jako eksperci, posługiwać się liczbami i merytorycznymi argumentami. Powinni też zadbać o inne szczegóły. - Lepiej, by byli ubrani jak menedżerowie: żadnych waciaków, ale garnitury i okulary - radzi Maliszewski.
Na razie nie wiadomo jeszcze, gdzie debata się odbędzie.

- W środę ok. 10 rano przez dwie minuty rozmawiałem z ministrem Grasiem. Powiedział tylko, że na ten numer mogę dzwonić, i że debata odbędzie się na pewno w poniedziałek - mówi Gałęzewski. - Potem wysłał SMS, że wciąż szukają miejsca, gdzie może się odbyć to spotkanie - dodaje.

- Niech przyjadą do stoczni, to odgrodzimy im miejsce, żeby stoczniowcy nie mogli tam wejść - ironizuje Guzikiewicz.


Amelia Panuszko

{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6182 3.6912
EUR 4.2232 4.3086
CHF 4.5137 4.6049
GBP 4.8868 4.9856

Newsletter