
Ewa Milewicz
Fot. PIOTR JANOWSKI
Czytelnym dowodem na związki PiS - kolebka stał się SMS Macieja Łopińskiego, szefa gabinetu prezydenta Kaczyńskiego, do szefa "S" Stoczni Gdańsk Romana Gałęzewskiego: "Zadzwoń proszę".
Ale są dowody czytelniejsze.
To, że związek zawodowy szumi przeciw rządowi, jest absolutnie naturalne. Tyle że "S" Stoczni Gdańsk szumi teraz przeciw rządowi Platformy, a za rządów PiS szumiała... też przeciw Platformie, choć była ona w opozycji. Natomiast rządowi premiera Kaczyńskiego i samemu premierowi robiła niewyobrażalną fetę.
Jesienią 2006 r. "Teraz my" puścił słynne rozmowy, w których przedstawiciele PiS kusili Renatę Beger, posłankę Samoobrony, by razem z kolegami opuściła Leppera i przeszła do PiS. Beger nagrała to kuszenie, a TVN puścił w telewizji. Widowisko było kompromitujące dla PiS. I niewygodne, bo trwała kampania do wyborów samorządowych.
Co zrobił PiS? Zorganizował w Stoczni Gdańskiej wiec poparcia dla siebie. Pod hasłem: to postkomuna zawzięła się, by obalić dobry rząd.
PiS zapłacił stoczni za udostępnienie miejsca na wiec kilkadziesiąt tysięcy złotych. I nie miał kłopotu z uzyskaniem zgody. Prezes stoczni Andrzej Jaworski był wówczas kandydatem PiS na prezydenta Gdańska. I kontrkandydatem Pawła Adamowicza z PO.
Na wiecu wiceszef stoczniowej "S" Karol Guzikiewicz, ten sam, który dziś łomocze w Tuska, nawoływał, aby PO odsunąć od władzy - w samorządach, w tym w Gdańsku. Popierał Jaworskiego. A Jaworski dziękował prezydentowi Kaczyńskiemu za pomoc dla stoczni, która przecież upadała tak jak i inne stocznie.
Rząd PiS nic w sprawie stoczni nie robił, „mamiąc stoczniowców, że państwo nie pozwoli upaść kolebce »S «” - pisał wtedy w „Gazecie” Witold Gadomski. W końcu rząd PiS znalazł inwestora, ale nie załatwił w Brukseli sprawy pieniędzy od państwa, które stocznia dostała i powinna zwrócić. Ta sprawa wisi nad stocznią do dziś.
Na wiec w kolebce, który przeszedł do historii z powodu słynnych słów premiera Kaczyńskiego: "My jesteśmy tu gdzie kiedyś. Oni tam, gdzie stało ZOMO", przybyli działacze PiS z całej Polski. Od parlamentarzystów przez PiS-owskich członków rad nadzorczych po radnych.
Był nawet szef gdańskiego IPN Edmund Krasowski, niegdyś poseł. - Przyszedłem z sentymentu do Porozumienia Centrum, w którym kiedyś działałem z braćmi Kaczyńskimi - mówił wtedy Krasowski dziennikarzowi "Gazety Trójmiasto" Krzysztofowi Katce. Na scenie asystował mu Jacek Kurski, poseł PiS.
Dalej była klasyka. Anna Walentynowicz, gość PiS, oskarżała - oczywiście nie rząd, tylko opozycyjną PO. Np. Bronisława Komorowskiego (PiS go nienawidził, odkąd zwycięstwo PiS w wyborach 2005 r. skomentował: "szkoda Polski") oskarżyła o wspieranie terrorystów. W atakowaniu PO nie była sama. - Mamy dobry rząd, nie dopuścimy, aby panowie Tuskowie go obalili - mówił Franciszek Pieczka, szef komitetu ratowania Stoczni Gdańsk.
To dziwne, ale szef komitetu ratowania stoczni walił w "panów Tusków", choć Tusk był liderem opozycji, i to w liczbie pojedynczej. A Jarosławowi Kaczyńskiemu żadnej szpili nie wsadził, choć to on wtedy mógł dla stoczni coś zrobić.
Po prostu - "S" stoczniowa za rządów PiS waliła w PO i była taranem wyborczym PiS. Dziś Guzikiewicz przepędza rząd Tuska spod pomnika Poległych Stoczniowców. Powtarza - za premierem Kaczyńskim - słowa o ZOMO. I tak jak w 2006 r. - ZOMO to Platforma i przeciwnicy PiS.
Guzikiewicz torpeduje debatę z Tuskiem, bo byłaby ona niekorzystna dla PiS. Bo jednak coś ze stoczniami się ruszyło. Efekt nie jest znany, ale nadziei na uratowanie produkcji statków trochę przybyło. Dla PiS i jego kampanii to źle.
Guzikiewicz powiada: "Nie zgodzimy się na robienie pod pomnikiem spotów politycznych". A spociska, nie spoty, z terenu stoczni za rządów PiS mu nie przeszkadzały?
I dziś stocznia jest kolebką. PiS i braci Kaczyńskich.
Ewa Milewicz{jathumbnail off}
