Jarosław Łasiński, Prezes Gdańsk Shipyard Group twierdzi, że podpisany przez stocznię w roku 2009 plan restrukturyzacji okazał się pułapką. Zakładał on oparcie działalności stoczni na trzech „nogach” – produkcji statków, produkcji konstrukcji stalowych dla offshore oraz wytwarzaniu elementów do wież wiatrowych. Rentowne były (i zdaniem prezesa – nadal są) tylko dwie ostatnie, natomiast pierwsza noga okazała się… piętą achillesową planu, który nakładał na stocznię zobowiązanie do przerobu na produkcję statków 22 tysięcy ton stali rocznie oraz utrzymania na ten cel 1900 etatów pracowniczych.
- Musieliśmy wypełniać te zobowiązania, gdyż inaczej groziły nam bardzo wysokie kary, wynikające z umowy restrukturyzacyjnej – mówił Łasiński, tłumacząc tym nierentowne kontrakty na budowę statków (a raczej ich, w różnym stopniu wyposażonych, kadłubów).
Jak mówił, elementem planu restrukturyzacji w 2009 roku było również zaakceptowanie przez Komisję Europejską (KE) pomocy publicznej 550 mln zł, czyli 400 mln zł, które stocznia otrzymała wcześniej oraz 150 mln zł po jej prywatyzacji. Całość tych środków poszła na spłatę starych długów stoczni w większości wobec ZUS i Skarbu Państwa. W dodatku, te 150 mln zł musi być przez stocznię zwrócone, mimo to, traktowane jest jako pomoc publiczna (czyli bezzwrotna).
Sytuacja Stoczni Gdańsk bezpośrednio po jej prywatyzacji, jak przypomniał w czasie debaty Konstanty Litwinow, wcale nie była taka różowa.
- W 2009 r. inwestor prywatny, Siergiej Taruta dokapitalizował stocznię kwotą 300 mln zł. Za rok poprzedzający stocznia miała ok. 200 mln zł strat i otrzymaną pomoc publiczną 150 mln zł, która nie była bezzwrotna. Od Stoczni Gdynia było 60 mln wierzytelności, które nie wpłynęły. Banki przy takim bilansie nie chciały udzielić nam kredytów – twierdził Litwinow.
- Mimo trudnej sytuacji, udało się zbudować od podstaw zakład produkcji wież wiatrowych, który dziś jest największym tego typu w Polsce – mówił Łasiński.
- Linie produktowe, które uruchomiliśmy w ostatnich dwóch latach, zakończyły się uzyskaniem aprobat technicznych i handlowych trzech największych operatorów rynku elementów wież wiatrowych w Europie – dopowiadał prezes Stoczni Gdańsk, Andrzej Stokłosa.
Jednak tu także nie wszystko poszło zgodnie z planem, ponieważ stocznia ma kłopoty z uzyskaniem finansowania na te projekty.
- Zawarliśmy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego i Bankiem Ochrony Środowiska term sheets (rodzaj listu intencyjnego określającego ramowe zasady współpracy, jednak bez nakładana zobowiązań na strony takiego porozumienia – dop. aut.) dotyczące finansowania segmentu produkcji komponentów wież wiatrowych. Niestety, do dziś nie udało się wprowadzić w życie tych obietnic – tyle Łasiński.
Mimo to stocznia, jak twierdzi prezes Gdańsk Shipyard Group, ma sposób wyjścia z tej trudnej sytuacji, który został przedstawiony ARP w grudniu ub. roku w formie biznesplanu. Obaj właściciele Stoczni Gdańsk podpisali 28 marca br. porozumienie, które – jak wyszło na jaw podczas debaty – zawisło w próżni.
