Kiedy piraci zagrozili Rzymianom, ci długo się nie zastanawiali. Wysłali Pompejusza, który załatwił problem likwidując go całkowicie. Może dzisiaj powinniśmy skorzystać z tej starożytnej lekcji?
Piractwo znamy obecnie głównie z doniesień medialnych dotyczących ataków na statki i jachty u wschodnich wybrzeży Afryki oraz z filmów serii „Piraci z Karaibów”.
Czytaj także: W niewoli u piratów
Mało kto uświadamia sobie, że z procederem tym radzić sobie musieli także starożytni Rzymianie. Przeprowadzili oni przeciw piratom kilka kampanii (szczegółowe informacje na ten temat znaleźć można m.in. w pracy „Piraci w świecie grecko-rzymskim” Philipa de Souzy oraz publikacjach prof. Krzysztofa Kubiaka), z których jedna – Gnejusza Pompejusza, zwanego Wielkim – przeszła do legendy.
Aby zwalczyć plagę piractwa ten sławny wódz, członek pierwszego triumwiratu, przeciwnik Cezara, dostał do dyspozycji siły, którymi nie dysponował nikt przed nim ani po nim, wliczając w to nawet czasy współczesne.
Wykorzystał je maksymalnie i w zdumiewająco krótkim czasie, czterdziestu zaledwie dni, oczyścił Morze Śródziemne z morskich rozbójników. Tak przynajmniej wynika ze starożytnych przekazów. I nawet gdyby, idąc za niektórymi badaczami, poddać w wątpliwość ten fakt, nikt nie zaprzeczy, że Pompejusz przeprowadził przeciw piratom najbardziej skuteczną operację w dziejach.
Głodni i wściekli
Motywy działania piratów od zawsze są takie same – głównym jest chęć szybkiego wzbogacenia się. Nie inaczej było na Morzu Śródziemnym u schyłku republiki rzymskiej, w pierwszym wieku przed naszą erą. Operujący z baz położonych na wybrzeżach Cylicji, krainy w południowej części Azji Mniejszej, morscy rozbójnicy przez długie lata panowali nad wschodnim obszarem Morza Śródziemnego.
W owym czasie krzyżowały się tam najważniejsze morskie szlaki handlowe świata. W ręce piratów wpadały więc statki pełne ludzi i towarów. Ludzi można było sprzedać na targach niewolników, a towary upłynnić z wielkim zyskiem. Za co znaczniejszych jeńców można było dostać naprawdę sowity okup.
Na przełomie 75 i 74 roku przed naszą erą, więźniem piratów był nawet przez chwilę Juliusz Cezar. Powtarzano sobie potem, że był bardzo oburzony tym, że zażądano za niego okupu w wysokości dwudziestu talentów srebra, gdy tymczasem, w swoim mniemaniu, wart był co najmniej pięćdziesiąt - czyli zawrotną wówczas sumę. Zanim udało się zebrać pieniądze na wykupienie Cezara, ten podobno „katował” piratów odczytywaniem im i wygłaszaniem swoich dzieł.
Piraci okazali się odporni na piękno literatury. Przyszły pierwszy jedynowładca Rzymu był tym tak rozwścieczony, że kiedy w końcu został uwolniony, od razu wyruszył przeciwko niedawnym strażnikom. Pojmał ich i wszystkich kazał ukrzyżować. Jak sam twierdził, nie za swoje uwięzienie, ale za niedocenienie jego pisarskiego talentu.
Początkowo Rzymianie nie dostrzegali problemu. Porwanie najzdolniejszego nawet obywatela nie zmuszało ich do działania. W pewnym momencie jednak "zaczęły się schody". Rzym zależał bowiem od dostaw zboża spoza Italii, a te dostarczano morzem. Odcięcie go od nich, groziło miastu nad Tybrem głodem. Kiedy groźba stała się realna, Rzymianie musieli zacząć działać.
„Ich (piratów – red.) potęgę odczuwało się we wszystkich rejonach Morza Śródziemnego, nie można więc było nigdzie żeglować, a handel zamarł. Rzymianie zaczęli przez to sprawę analizować. Kiedy na ich rynkach zabrakło żywności i groził wielki głód, powierzyli Pompejuszowi zadanie oczyszczenia mórz z piratów.” - zapisał starożytny historyk Plutarch.
Sprawa była nadzwyczajnej wagi, potrzeba było więc nadzwyczajnych pełnomocnictw dla Pompejusza. Zwłaszcza, że siła, z jaką miał się zmierzyć była nie byle jaka. Jak się dzisiaj oblicza, piraci dysponowali flotą, jakiej w owym czasie nie miał nikt.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»