Jakość życia większości mieszkańców Gdyni nie była zatem do pozazdroszczenia. Pogarszało ją na dodatek bardzo wiele innych czynników. Ponieważ port potrzebował prądu skorzystało z tego miasto i w roku 1936 46 procent budynków mieszkalnych zaoptrzonych było w elektryczność. Mieszkało w nich 63 procent ludności miasta. Na tamte czasy było to dużo.
Gorzej jednak było z wodociągami i instalacją sanitarną. Tu sytuacja była gorsza niż w innych polskich miastach. Woda docierała zaledwie do 18 procent gdyńskich budynków. Mieszkało w nich 35 procent gdynian. W skanalizowanych domach mieszkała już jednak tylko jedna trzecia mieszkańców miasta. Odbiorcami gazu zaś było zaledwie 4 procent z nich.
Wynikiem tych warunków były zachorowania na choroby zakaźne. Już w 1931 roku stwierdzono pierwsze przypadki duru brzusznego (tyfusu). Ogniska epidemii zlokalizowane były wzdłuż dwóch potoków: Chylonki i Cisowianki. Źródłem zakażeń okazały się doły kloaczne umiejscowione nad ich brzegami skąd zarazki dostawały się do wody. W 1935 roku zanotowano już 44 przypadki tej choroby. Tymczasem w Gdyni brakowało łóżek szpitalnych. W 1936 roku na 10 tysięcy mieszkańców przypadało 19,6 łóżka szpitalnego. W Polsce współczynnik ten wynosił średnio 20,9.
Warunki życia w mieście najdotkliwiej odczuwały dzieci. Większość z nich była niedożywiona. Zbyt mała zaś liczba przedszkoli i szkół powszechnych znacznie ograniczała szanse edukacyjne najmłodszych mieszkańców Gdyni.
Gdynia z kina
Jaka zatem była przedwojenna Gdynia? Na pewno miastem kontrastów, tworem powstałym na zapleczu wielkiego portu, chaotycznie się rozwijającym, robotniczym w swoim charakterze. Ośrodkiem, do którego, głównie latem, ściągali przedstawiciele elit intelektualnych kraju, a dla których była ona, pomijając wszystkie jej wady, romantycznym miejscem gdzie realizowała się polska obecność nad morzem.
I to m.in. właśnie oni, Stefan Żeromski, Wacław Sieroszewski i inni, odpowiedzialni są za powstanie mitu Gdyni jako “miasta z morza i marzeń”. Jednak większość ówczesnych jej mieszkańców widziała to chyba inaczej. Co więcej, wydaje się, że nie rozumiała tego w czym uczestniczy. Problem ten dostrzegali niektórzy dziennikarze. „Ważną niesłychanie wydaje się być rzeczą zainteresowanie robotnika sprawą morską. Dotychczas brał on w niej udział jako nieświadoma maszyna. Złe warunki nie przyczyniały się do podniesienia wartości jego pracy. Ukazanie mu ważnosci morza, celowości wysiłków dla morskiej sprawy, uczyniłoby go świadomym współtwórcą potęgi morskiej, współuczestnikiem w dziele państwowym” - postulował wspomniany już miesięcznik „Morze” w tym samym, cytowanym już wyżej, artykule.
Mityczny wizerunek Gdyni ma się jednak dobrze. W ubiegłym roku w TVP pokazano film “Miasto z morza” (zrealizowany w 2009 roku), którego akcja rozgrywa się w latach dwudziestych w Gdyni, nakręcony na podstawie wątków zaczerpniętych z powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat „Tak trzymać”, a który powiela stereotypowy wizerunek tego miasta.
Tomasz Falba
Fot. ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni
- «« Poprzedni artykuł
- Następny artykuł
