Rząd francuski wyznaczył armatorowi Maersk Line termin do końca lata, aby wskazał miejsce około 500 kontenerów, które wypadały za burtę z jego kontenerowca Svendborg w Zatoce Biskajskiej podczas sztormu w lutym tego roku.
Nikt z załogi nie został ranny w tym wypadku, a szkód było niewiele. Większość z kontenerów (80 proc.) była pusta, reszta nie zawierała towarów niebezpiecznych dla środowiska. W części z nich były np. papierosy, a kontenery z nimi dotarły na południowo-zachodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii.
Łącznie, Svendborg stracił wtedy 517 kontenerów. Tylko 13 z nich, unoszących się na powierzchni, zabrano z morza w ciągu kilku tygodni po wypadku. Część z nich trafiła też na plaże.
Biorąc pod uwagę skalę strat, francuskie władze nakazały Maersk sporządzenie szczegółowej mapy, wskazującej dokładną lokalizację potopionych kontenerów. Będzie to wymagało użycia specjalnych statków wyposażonych w sonary do badania dna oceanu.
Lokalizacja kontenerów ma zapobiec m.in. zaplątania się o nie sieci rybackich. Maersk poinformował, że dotychczas rozliczył już 250 tys. euro, na poczet poniesionych strat przez klientów.
