Z kmdr. por. dr Dariuszem R. Bugajskim o problemach prawnych związanych z żeglugą przez Cieśninę Piławską rozmawia Tomasz Falba

- Żeby wszystko było jasne, zacznę od pytania: Czy jest pan rusofobem?
- (śmiech) Zdecydowanie nie. Wręcz przeciwnie. Jestem zwolennikiem współpracy z Rosją. Ale pod jednym wszakże warunkiem, mianowicie, że będzie się ona odbywać na równorzędnych zasadach. Jeśli, czytając moją najnowszą książkę „Prawa żeglugowe okrętu w świetle prawa międzynarodowego” (Wydawnictwo Naukowe Scholar) i kilka wcześniejszych publikacji, gdzie od strony prawnej roztrząsam temat żeglugi przez Cieśninę Piławską (Piławską nie Pilawską, używanie takiej bowiem nazwy zaleca Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej), odniósł pan takie wrażenie to jest to wrażenie błędne.
- Jak pan zatem ocenia ostatnie porozumienie polsko-rosyjskie w sprawie żeglugi przez Cieśninę Piławską? To sukces czy porażka rządu Donalda Tuska?
- Bardzo chciałbym powiedzieć, że to sukces, ale nie mam do tego żadnych podstaw. Niestety, nie jest to pierwszy rząd, którego działania w tej sprawie należałoby ocenić jako porażkę. To problem wszystkich ekip po 1989 roku. Z niewiadomych dla mnie powodów Polska przyjmuje w kwestii żeglugi przez Cieśninę Piławską rosyjski punkt widzenia i rosyjską interpretację międzynarodowego prawa morza. To najpoważniejsze zastrzeżenie. Inny problem to nietrwałość tego porozumienia. Jego stosowanie może zostać w każdej chwili zawieszone przez Rosjan i Cieśnina Piławska znowu zostanie zamknięta. Na dodatek, odmowa wydania zgody na przepływ może być podyktowana niezdefiniowanymi względami obronnymi, bezpieczeństwa i ochrony środowiska. Tak to zostało sformułowane w porozumieniu. Pod te pojęcia można podciągnąć niemal wszystko. Zawiesić porozumienie można więc pod byle pretekstem. Także inne jego zapisy, jak choćby to, że o zgodę na przejście akwenu należy zwrócić się do kapitanatu portu w Królewcu na 15 dni przed tym faktem, budzą zastrzeżenia. To zupełnie nierealistyczne wymogi.
- Ale pan, w swoich publikacjach, idzie jeszcze dalej. Twierdzi pan mianowicie, że stanowisko Rosjan w sprawie Cieśniny Piławskiej jest sprzeczne z międzynarodowym prawem morza. Dlaczego?
- Mam wrażenie, że Polska zachowuje się wobec Rosji jak petent, który może coś dostać albo i nie. Tymczasem, według mnie, stan prawny Cieśniny Piławskiej jest jasny: to jest cieśnina gdzie powinno obowiązywać tzw. prawo nieszkodliwego przepływu. Rosjanie twierdzą, że jest inaczej, że skoro Cieśnina Piławska znajduje się na ich wodach wewnętrznych, takie prawo tam nie obowiązuje. Jednak nie ma w prawie morza związku między statusem wód określanych przecież jednostronnie przez państwo nadbrzeżne, nawet jeśli są to wody wewnętrzne, a zasadami żeglugi na tych wodach zapewnianych przez prawo międzynarodowe. Dla przypomnienia. Poza granicami państwa mamy wolność żeglugi, w granicach państwa obce jednostki mogą żeglować według trzech zasad: prawa nieszkodliwego przepływu, przejścia tranzytowego w cieśninach najistotniejszych z punktu widzenia żeglugi międzynarodowej i prawa przejścia archipelagowym szlakiem morskim. Do cieśnin takich jak Cieśnina Piławska, mających charakter międzynarodowy, stosuje się prawo nieszkodliwego przepływu, czyli że mogą przez nią pływać swobodnie statki i okręty wszystkich bander bez pytania kogokolwiek o zgodę. Rosjanie tego nie uznają, a więc ich stanowisko w tej sprawie jest sprzeczne z prawem morza. Według moich informacji, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w rozmowach z Rosjanami nigdy nie przedstawiło tego argumentu. Jeśli zaś uznać, że w Cieśninie Piławskiej obowiązuje prawo nieszkodliwego przepływu, wtedy nie potrzeba żadnych porozumień z Rosjanami. W dodatku w tego typu cieśniach prawo nieszkodliwego przepływu nie może być zawieszone przez państwo nadbrzeżne. Jeśli spojrzymy na podobne przypadki w świecie, okaże się, że międzynarodowe prawo morza i orzecznictwo sądów międzynarodowych zawiera zakaz zamykania takich cieśnin jak Piławska. Mamy więc kuriozalną w istocie sytuację - istnieją podstawy do nieograniczonej żeglugi, a obie strony ją ograniczają. Korzyść z tego mają tylko Rosjanie. Nawet jeśli przyjąć, że nie mam racji, to elementarne zasady negocjacji wymagają, żeby żądać więcej, aby dostać mniej. My zaś od razu przyjęliśmy stanowisko rosyjskie wbrew naszym interesom. To kompletnie niezrozumiałe. Spór jest w prawie międzynarodowym określany jako brak zgody w kwestii prawnej lub w ocenie stanu faktycznego, z przeciwieństwem prawnych stanowisk lub interesów. Jeśli polski MSZ podziela całkowicie rosyjską wykładnię prawa w zakresie żeglugi na Zalewie, to z definicji sporu pozostaje nam tylko sprzeczność interesów. Wobec tego, gdy mamy sprzeczne interesy i nic Federacji Rosyjskiej nie możemy zaproponować w zamian, możemy jedynie prosić, a nie negocjować.
- Według pana Cieśnina Piławska jest cieśniną międzynarodową, w której powinno obowiązywać prawo nieszkodliwego przepływu jednostek bez względu na ich banderę. Powinniśmy zatem pływać tamtędy nie pytając o zgodę. Ale taka postawa grozi konfliktem, może nawet zbrojnym, bo przecież Rosjanie bardzo prestiżowo traktują podobne sprawy.
- Rosjanie mogliby zareagować tylko wtedy, kiedy zagrożone byłoby ich bezpieczeństwo. Prawo nieszkodliwego przepływu jest jednak bardzo rygorystyczne. W pełni gwarantuje bezpieczeństwo państwa nadbrzeżnego. Rosjanie nie muszą się niczego obawiać otwierając żeglugę przez Cieśninę Piławską. Statek, który przechodzi na zasadach nieszkodliwego przepływu może zajmować się tylko nawigacją, niczym więcej.
- Dlaczego więc nie potrafimy przeforsować prawa nieszkodliwego przepływu przez Cieśninę Piławską skoro wydaje się to tak oczywiste od strony międzynarodowego prawa morza?
- Nie czuję się kompetentny odpowiadać na takie pytanie. Wydaje mi się, że brakuje nam konsekwencji. Możemy wskazać na świecie przykłady absurdalnych nawet sporów, w tym terytorialnych, dotyczących skał czy wód, miejsc o nieraz zerowym znaczeniu gospodarczym, ale o wadze prestiżowej i te spory są prowadzone konsekwentnie przez dziesiątki, czasem setki lat. Państwa, które znajdują się w takich sporach korzystają z każdej możliwości, aby podkreślić swoje prawa do takich obszarów. Nie psuje to jednocześnie ich bieżących stosunków, nieraz bardzo przyjaznych. Polska tego nie robi. Polskie MSZ prawdopodobnie nigdy nie podniosło przedstawianych argumentów prawnych przemawiających na naszą korzyść, w tym argumentu o międzynarodowym charakterze cieśniny i zastosowaniu do żeglugi na jej wodach prawa nieszkodliwego przepływu. Skoro nawet nie przedstawiono takiego roszczenia, trudno żeby Rosjanie się domyślili i zaakceptowali niewypowiedziane polskie racje. Dlaczego tak jest? Nie chcę dociekać, bowiem każde wyjaśnienie, które mi się nasuwa, w złym świetle stawia jeden z najważniejszych organów naszego państwa.
- Ale może nie warto kłócić się z Rosjanami o Cieśninę Piławską, bo ona nie ma w tej chwili dla Polski żadnego znaczenia?
- Rezygnując z naszych praw w Cieśninie Piławskiej czynimy sobie wielką krzywdę. Może rzeczywiście nie gospodarczą, ale na pewno polityczną. Polska jest suwerennym państwem i Rosja powinna to rozumieć i respektować. Musimy patrzeć na sprawę Cieśniny Piławskiej oczyma polskimi, a nie rosyjskimi. Proszę zwrócić uwagę na jeden charakterystyczny fakt. Kiedy trzy lata temu ogłaszano pomysł budowy kanału przez Mierzeję Wiślaną, który miał zakończyć nasze kłopoty żeglugowe w Cieśninie Piławskiej, zaraz w drugim zdaniu podkreślano, że inwestycja ta nie zagraża rosyjskim interesom. A przecież kanał miał powstać na terytorium Polski i nie musimy o niczym zapewniać Rosji. Rosja po to tylko, by uniknąć konsultacji z Polską przesunęła pierwotnie planowaną trasę gazociągu w kierunku północnym, poza sporną polsko-duńską wyłączną strefę ekonomiczną. To nie wszystko. Rosjanie twierdzą, że budowa kanału zmieni skład chemiczny wody w Zalewie Wiślanym. Popierają ich w tym ekolodzy. Po pierwsze, w przeszłości Mierzeja Wiślana była ciągiem wysp, a zatem wody Zalewu były swobodnie wymieniane z wodami właściwej Zatoki Gdańskiej i nie wpływało to niekorzystnie na życie biologiczne w Zalewie. Po drugie, nikt nie zwraca uwagi, że Królewiec, półmilionowe w końcu miasto, nie ma oczyszczalni ścieków, które w większości trafiają wprost do morza. Nie słyszałem, żeby to bulwersowało ekologów. Wreszcie przekrój planowanego przekopu miał być mniejszy niż 3 procent przekroju Cieśniny Piławskiej, a zatem będzie miał niewielki wpływ na wymianę wód Zalewu. Mnie jako oficera marynarki interesuje swoboda żeglugi, morze jako droga. Przez morze przewozi się 90 procent towarów na świecie. Wzorzec zasad prawa morza, kompromisowo godzących historyczne sprzeczności między wolnością żeglugi a władzą państw nadbrzeżnych nad obszarami morskimi, został sformułowany w przygotowywanej w toku wieloletnich, trudnych negocjacji międzynarodowych, Konwencji Narodów Zjednoczonych o Prawie Morza z 1982 roku, ratyfikowanej zresztą zarówno przez Polskę jak i Rosję. Odstępstwa od tych zasad spowodują erozję całego tego ładu. Zgadzając się na to, że w Cieśninie Piławskiej nie obowiązuje prawo nieszkodliwego przepływu, tworzymy precedens, za którym mogą pójść inne. A wtedy cały ten misternie budowany porządek prawny się zawali. A proszę pamiętać, że był on kompromisem pomiędzy interesami państw nadbrzeżnych, które chciały jak najwięcej morza zawłaszczyć i państwami morskimi, które chciały jak najwięcej wolności żeglugi. Chodzi więc o obronę zasad. A co będzie, jeśli nagle Dania zamknie cieśniny bałtyckie, poprzez które chcemy przewozić ropę i gaz?
- W swoich publikacjach przypomina pan także, że granica na Zalewie Wiślanym została nam narzucona przez Rosjan. Nawołuje pan do rewindykacji granic? Po co? Przecież w 1992 roku Polska i Rosja uznały ich nienaruszalność.
- Nie ma o tym mowy. Granice są nienaruszalne i koniec. To prawda, że konferencja w Poczdamie zostawiła kwestię dokładnego przebiegu granicy polsko-rosyjskiej w tym rejonie do uzgodnienia na później, a później wiadomo jak było. To prawda także, że jej przebieg przez Cieśninę Piławską lepiej oddawałby realia prawne i gospodarcze. Tak podobno rysował ją właśnie Stalin. Ale to w tej chwili nie ma już znaczenia. Musimy się z tym pogodzić. Granice są jakie są i byłoby niepoważne i nieodpowiedzialne żądać lub choćby postulować jakąś ich zmianę. Jeśli ja o tym mówię, to tylko po to, aby pokazać tło historyczne, że wyznaczenie polskich granic na Zalewie Wiślanym odbyło się z pokrzywdzeniem Polski.
- Ale, w takim wypadku, czy Polska nie powinna wysuwać pod rosyjskim adresem żądań odszkodowawczych?
- Jak najbardziej. Oczywiście realistycznie patrząc szanse na ich uzyskanie są minimalne, ale domagać się powinniśmy i używać tego jako argumentu w ewentualnych negocjacjach. Zawsze można przecież te żądania ograniczyć, albo nawet z nich zrezygnować w zamian za ustępstwa ze strony Rosji.
- Co zatem powinniśmy robić, aby w Cieśninie Piławskiej doprowadzić do respektowania prawa nieszkodliwego przepływu? A może jest już za późno na jakiekolwiek działania?
- Budowa kanału przez Mierzeją Wiślaną to pierwsza sprawa. Jednocześnie powinniśmy rozmawiać z Rosjanami o żegludze w Cieśninie Piławskiej. Jeśli kanał powstanie, wtedy możemy w takim sporze pozostawać, bez uszczerbku dla naszych interesów i sto lat, broniąc zasad prawa międzynarodowego. Inaczej możemy wpaść w sidła rosyjskiej dyplomacji, w której podobno obowiązuje zasada: stawiajcie warunki, jeśli zostaną spełnione, stawiajcie kolejne. Jeśli i te zostaną spełnione, stawiajcie warunki niemożliwe do zrealizowania. Jeśli strona przeciwna odmówi ich wykonania, oskarżcie ją natychmiast o brak gotowości do osiągnięcia kompromisu.
- Nie obawia się pan, że pańskie poglądy mogą zaszkodzić relacjom polsko-rosyjskim?
- Nie sądzę. Poza tym jestem głęboko przekonany do słuszności wymienionych argumentów i moim obowiązkiem, jako pracownika nauki, jest ich przedstawienie niezależnie, czy to będzie miało wpływ na rzeczywistość. Wiem też, że partner, który jasno i konsekwentnie przedstawia swoje racje i interesy, jest w stanie lepiej ułożyć relacje dwustronne, niż ten który zachowuje się biernie i bojaźliwie.
{jathumbnail off}