
Na częstych ostatnio spotkaniach z przedstawicielami rządu (jak tu w Jastarni) rybacy mówią o wielu problemach. Teraz jest następny.
fot. roman kościelniak
Zagraniczne jednostki handlują w polskich portach rybackim dorszem. Dla naszych rybaków jest to obecnie nieopłacalne, bo ceny zbytu poszły w dół.
W porcie rybackim we Władysławowie pojawiają się kolejne kutry z dorszami na pokładzie.
- Nic dziwnego, tej ryby jest teraz w Bałtyku w bród! - mówią rybacy.
Dziwne jest jest jednak to, że to są niemal same zagraniczne jednostki. Większość polskich armatorów stoi od stycznia.
- Obcy zdają rybę u nas za małe pieniądze. Nie wiem, jak im się to opłaca - mówi Michał Necel, armator kilku kutrów z Władysławowa. - Ceny dorsza spadły. Abyśmy mogli wyjść na swoje, powinny kosztować w porcie co najmniej 5 zł za kg.
Tymczasem zagraniczne kutry sprzedają dużo taniej. Rybacy uważają, że w niektórych portach cena zeszła już nawet poniżej 3,50 zł za kg. I nie mogą się nadziwić, jak zagraniczne jednostki wychodzą na tym na swoje.
W samym tylko władysławowskim porcie rybackim cumują kutry np. z Litwy czy Łotwy. Wszystkie wyładowują tu dorsze. Ale przypływają również Szwedzi, którym jakoś także musi się to opłacać.
- To duże jednostki, potrafią mieć na pokładzie 15-20 ton ryby - tłumaczą armatorzy. - My mamy mniejsze kutry, inaczej się kształtują więc koszty ekonomiczne.
Podobna sytuacja występuje w całej Polsce. Rybacy z zachodniej części kraju donoszą, że do nich z dorszem przybijają Duńczycy. Zagraniczne kutry sprzedają nam rybę, a Polacy stoją w portach.
- Nie wiem, kiedy to się zmieni, może dopiero na jesieni - zastanawia się Michał Necel. - Ja na razie nie wypływam w morze, bo szkoda mi zmarnować tegoroczny limit, a i tak nic na tym nie zarobimy. Prawie wszyscy koledzy robią tak samo.
Rybacy są źli, że obcokrajowcy podbierają im klientów, zwłaszcza, że czekali na możliwość zarobienia na morzu przez długie miesiące. Wszystko przez ograniczenia połowów nałożone na Polskę.
Dlaczego tak spadły ceny dorsza?
- Tak długo nie można się było pojawić z tą rybą w porcie, że główni odbiorcy, czyli przetwórcy, przerzucili się na inną produkcję - uważa jeden z armatorów z władysławowskiego portu. - Przez to zmniejszył się popyt na dorsza w portach.
Inny nasz rozmówca twierdzi jednak inaczej: - Dorsza jest teraz za dużo, odbiorcy mogą wybierać i dyktować cenę. A duże zagraniczne jednostki mogą zejść z kosztów, więc pływają i łowią.
- Gdyby chociaż przez te obniżki w portach potaniały nieco ryby w sklepach - wzdychają za to mieszkańcy nie związani z rybołówstwem. - Ale niestety, jeśli mamy się czegoś spodziewać, to podwyżek...
Limity
W tym roku tylko 147 kutrów powyżej 12 metrów może łowić dorsze. To jedna trzecia całej polskiej floty.
Pozostałe jednostki stoją w portach, w zamian ich armatorzy otrzymają rekompensaty. W następnych latach część kutrów, które w tym roku pauzują będzie mogła ruszyć na połów dorszy. Swój przydział stracą natomiast te, które korzystają z niego obecnie. Dzięki temu limity na poszczególne kutry są znacznie większe, niż w poprzednich latach.
Popieramy centra
Rozmowa o problemach rybaków z Kazimierzem Plocke, wiceministrem rolnictwa.
Dlaczego uważa pan, że weto prezydenta do ustawy o rynku rybnym jest złym posunięciem?
- To zablokowało nam możliwość prowadzenia właściwej polityki rybackiej. Polska zobowiązała się, że do końca marca 2009 roku zostanie wprowadzony system kontroli połowów ryb. Teraz tego terminu nie dotrzymamy, będziemy więc partnerem mało wiarygodnym. Obecnie musimy działać na podstawie ustawy sprzed akcesji do Unii Europejskiej.
Są obawy, że ta nowa ustawa miała doprowadzić do monopolizacji rynku, bo liczba miejsc będzie wyznaczona odgórnie.
- W jaki sposób? Nam chodzi tylko o to, aby rybak otrzymywał za rybę godziwą cenę. Właśnie w centrach pierwszej sprzedaży miałby się spotkać rybak z przetwórcą i ustalą za jaką cenę będzie można sprzedać tego dnia dorsza.
Czy kwota przeznaczona na rekompensaty dla tych, którzy nie będą łowić dorszy nie jest zbyt mała?
- Limit określa Unia Europejska. Trzeba pamiętać, że rekompensata nie może być stuprocentowym wyrównaniem kosztów, które ponosi armator rybacki. To jest tylko uzupełnienie części tych kosztów.
Co z rybakami, którzy chcą złomować kutry?
- To trzeba dobrze przemyśleć. Armatorzy za złomowane jednostki otrzymają pieniądze, które można zainwestować w rewitalizację terenów przyportowych. Można wybudować smażalnię lub mały hotelik bądź zająć się innym przedsięwzięciem gospodarczym, które może służyć rybołówstwu. Mamy ogromną szansę, ale teraz musimy się wziąć ostro do pracy.
Krzysztof Miśdzioł{jathumbnail off}
