▪ sobota, 14 stycznia
00:40 - kapitan Schettino miał powiedzieć w rozmowie ze stacją brzegową Guardia Costiera, że „koordynuje akcję ratunkową”; to fragment słynnej, upublicznionej rozmowy, w której oficer straży wybrzeża poleca kapitanowi wracać na pokład statku…;
Francesco Schettino miał być wtedy w łodzi ratunkowej, a wkrótce potem być widziany na brzegu wyspy…
00:50 - Guardia Costiera przejmuje dowodzenie akcją ratunkową;
01:30 - do tego momentu większość pasażerów i załogi opuściła już statek; ostatni, którzy byli w stanie się ewakuować, zeszli przed 03:00; w międzyczasie policja zatrzymuje kapitana Schettino…
W ciągu nocy Costa Concordia spoczęła przechylona mocno na prawą burtę, niemal w połowie zanurzona, na dnie, tuż obok skalistej wysepki Gabbianara Point, w pobliżu wejścia do portu Giglio Harbor.
Przyczyny katastrofy i… obrona kapitana
Niewątpliwie nie ułatwi dochodzenia fakt, iż - jak się okazało - nie działał rejestrator manewrów (VDR - Voyage Data Recorder), nazywany potocznie „czarną skrzynką”. Nie działał już na 15 dni przed wypadkiem, co zgłaszała podobno załoga. Rzuca to światło na postawę lądowych służb armatora, przestrzeganie procedur (lub ich brak) i porządek w biurach tego przedsiębiorstwa żeglugowego…
Poprawnie zdiagnozował sytuację felietonista tygodnika „Wprost” (wkrótce po wypadku, zanim jeszcze ujawniono wiele nowych, dodatkowych faktów mających przemawiać za winą kapitana): „Media i politycy działają szybko. Choć miną miesiące, zanim śledztwo ujawni prawdziwe przyczyny wypadku Costy Concordii, znaleziono już winnego. To kapitan. (…) Kapitan być może jest winny, ale należy go traktować jak niewinnego, dopóki nie zostanie prawomocnie skazany. Zgodnie z prawem rzymskim, o czym Włosi powinni pamiętać”.
*
Medialna nagonka na kapitana była wodą na młyn opinii publicznej we Włoszech, wściekłej na Schettino za potwierdzenie na oczach świata stereotypów na temat Włochów i „włoskiego porządku”. Jako przeciwwagę do siejącego zgorszenie kapitana, wyniesiono do roli bohatera oficera morskich służb, który z zacisza centrum koordynacyjnego w stacji brzegowej zrugał dowódcę, nakazując mu powrót na statek.
Działania kapitana Francesco Schettino z profesjonalnego, a nawet moralnego punktu widzenia - w świetle faktów, które wyszły na jaw - nie dadzą się raczej obronić. Również my nie chcemy bronić, ani usprawiedliwiać kapitana, który - wiele na to wskazuje - popełnił całą serię niewybaczalnych błędów. Chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę na pewne aspekty, które, umknęły krytykom i komentatorom.
*
Wiele informacji, które wyciekły z włoskiej prokuratury, również ze względu na dobro śledztwa, nie powinno dotrzeć do opinii publicznej przed jego zakończeniem. To, że tak się jednak stało, może budzić podejrzenia o inspirowanie mediów. Skierowanie gniewu opinii publicznej na kapitana – „nieodpowiedzialnego nawigatora i tchórza” - było bardzo na rękę armatorowi. Kierownictwo Costa Cruises co prawda po jakimś czasie ujawniło, że zapewni pomoc prawną swojemu kapitanowi, ale wkrótce po wypadku, we wczesnych wypowiedziach dla mediów, prezes operatora wycieczkowców, Pier Luigi Foschi, zdystansował firmę od działań kapitana i de facto przypisał mu całą winę.
Podkreślamy, że wina kapitana w świetle faktów, które przekazano opinii publicznej, wygląda na ewidentną, ale powyższy schemat zachowania armatora jest dość typowy. Warto pamiętać, że po jakimś czasie od katastrofy, wyszło na jaw, że Concordia nie pierwszy raz przepływała bardzo blisko brzegów wyspy, przy której ostatecznie znalazła swój koniec. Trudno uwierzyć, że „turystyczna nawigacja” odbywała się bez wiedzy i aprobaty armatora, a jeśli tak faktycznie było - i tak fakt ten obciąża kompanię żeglugową brakiem nadzoru lub nieprzestrzeganiem procedur.
*
Kapitan twierdził początkowo, że „nie spodziewał się w tym miejscu podwodnych skał, ponieważ nie było ich na mapie”. Jak było ze świadomością zagrożeń i zdolnością percepcji informacji z instrumentów nawigacyjnych u nawigatorów Concordii - powinno wykazać śledztwo. Ale czy brak oznaczeń podwodnych skał na mapach jest tak nieprawdopodobny, jak sugerowały media?... Otóż jest możliwy, zwłaszcza w przypadku skał o stromych szczytach i to nawet na relatywnie mocno uczęszczanych wodach krajów bogatych i o dużych tradycjach morskich i takie przypadki, choć rzadkie, zdarzały się. Wystające, wysokie, a niezajmujące dużej powierzchni części dna morskiego, na generalnie głębokich wodach, czasami pozostają niewykryte aż do wypadku, który spowodują. To nie często spotykana sytuacja, ale nawet bogate kraje mają rejony wybrzeża nieopisane aktualnymi mapami.
*
Co do zwyczaju uprawiania „nawigacji turystycznej”, głównie dla pasażerów, by mogli z bliska podziwiać malownicze wybrzeża, miasta i porty - kapitan Concordii twierdzi, że to firma Costa Crociere, armator statku, wydała polecenie wykonania niebezpiecznego manewru i „pozdrowienia” wyspy Gilio. Podobno - jak twierdził Francesco Schettino - było to zaplanowane tydzień przed feralnym rejsem, ale nie doszło do skutku z powodu złej pogody. Włoskie media donosiły, że polecenie to Schettino miał otrzymać tuż przed rejsem i że był duży nacisk ze strony armatora na tego typu zachowania, ponieważ „salutowanie” malowniczych wysp miało promować rejsy i być atrakcją dla pasażerów. W trakcie przesłuchań Schettino zeznał, że wykonywał takie manewry nie tylko przy wyspie Giglio, ale także przy wyspach Capri i Sorrento. Mieli to robić i inni kapitanowie, zatrudnieni nie tylko w firmie Costa Crociere, ale także u innych armatorów, operujących na Morzu Śródziemnym.