Stocznie, Statki
Jarosław Kaczyński niszczy pamięć o swoim bracie z tamtego „solidarnościowego" zrywu, którego rola jest ładna, pozytywna, ale nie była wielka – pisze publicysta.

Konflikt, który wywołał Jarosław Kaczyński na zjeździe "Solidarności", wziął się z dwu kawałków jego wystąpienia. Pierwszy, główny, to oskarżenie ekspertów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Gdańsk o namawianie strajkujących do kapitulacji przed władzą. Niczego takiego nie było, Jarosław Kaczyński kłamał, ale pomijam ten wątek. Wymaga on odrębnego, dłuższego komentarza.

Drugi kawałek, i nim chcę się zająć, brzmiał tak: "Mój śp. brat miał wtedy zadanie, które było wielkim zaszczytem – reprezentował robotniczą polską odwagę wobec tych ludzi, rozmawiał z nimi, choć przecież sam robotnikiem nie był, ale rozmawiał w imię tych robotniczych, odważnych racji. Robotnicy chcieli więcej i historia przyznała im rację". W wywiadzie udzielonym portalowi Blogpress.pl Kaczyński powtórzył to z uzupełnieniem; "Wśród działaczy był bodaj jednym z doktoratem, powierzono mu rozmowy z ekspertami. Było pewne napięcie między ekspertami a MKS, to była decyzja Wałęsy, żeby człowiekiem, który miał z nimi rozmawiać, był Lech Kaczyński".

Cząstka udziału

To była rewelacja i Kaczyński, ogłaszając ją, miał obowiązek podać dowód, że mówi prawdę. W wywiadzie dla Blogpress podał jako świadka Lecha Wałęsę. Wałęsa rewelacjom szefa PiS zaprzeczył. Oczywiście jego zaprzeczenie nie jest dowodem, bo na dodatek podważył swoją wiarygodność, degradując bez sensu rolę Lecha Kaczyńskiego w stoczni i zarzucając mu tchórzostwo.

Lech Kaczyński w stoczni był i miał cząstkę udziału w przygotowaniu porozumienia gdańskiego, przypuszczalnie tam, gdzie w grę wchodziło prawo pracy. Być może też się bał, ale banie się w stoczni było powszechnym uczuciem, choć nie lubi się o nim mówić. Trudno przypuścić, by wolni od lęku byli ludzie w miejscu potencjalnie do rozwalenia siłą i niemałego upuszczenia krwi. Instynkt samozachowawczy to raczej silny instynkt.

Ja się bałem. Jako członek Komisji Ekspertów MKS Gdańsk z ręką na sercu, mogę powiedzieć, że nie było ani jednej sytuacji, w której Lech Kaczyński objawiłby się nam jako wysłany do nas przez Wałęsę mediator czy rozmówca. Więc jeśliby nawet mu taką rolę powierzono, to się z niej nie wywiązał. Nie przypominam sobie żadnej dyskusji ekspertów, w której brał udział Lech w takiej czy innej roli, a w każdej uczestniczyłem albo o niej wiedziałem.

Jarosław Kaczyński ma duże doświadczenie z manipulowaniem ludźmi i wskazanie na Wałęsę jako świadka było sprytne. Wałęsa teoretycznie mógłby dać takie upoważnienie i, co ważne w tym kontekście, jedyny mógł je dać ustnie, bez zostawiania śladu, choć byłoby ono absurdem, o czym niżej. Upoważnienie dane przez prezydium MKS czy przez wielką salę byłoby odnotowane albo w postaci uchwały, a już na pewno w postaci nagrania, albo potwierdzenia przez wielu świadków.

Wiadomo było, po wcześniejszych licznych wypowiedziach byłego prezydenta, że tych rewelacji nie potwierdzi i wszyscy, którzy gotowi byliby przyznać rację Kaczyńskiemu, uznają brak potwierdzenia, albo zaprzeczenie, za dowód, że szef PiS mówi prawdę. I wystarczy, i żadnego innego dowodu nie trzeba. Super, to duży talent umieć wymyślać takie numery!

(...)


Waldemar Kuczyński
Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"
{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.6585 3.7325
EUR 4.2289 4.3143
CHF 4.4926 4.5834
GBP 4.9553 5.0555