Stocznie, Statki
Gdyby Tusk choć jeden gest wykonał, że mu na nas zależy, to jutro cała stocznia byłaby za PO - mówi Roman Gałęzewski, szef "Solidarności" w Stoczni Gdańsk.

Jednym z rozmówców premiera podczas poniedziałkowej debaty będzie Roman Gałęzewski, szef "Solidarności" w Gdańskiej Stoczni
Fot. Rafal Malko / AG 2009-05-14

Marek Wąs: "Solidarność" stała się przybudówką PiS.

Roman Gałęzewski: Nie zgadzam się.

Pański zastępca Karol Guzikiewicz powiedział, że 4 czerwca w Krakowie będzie ZOMO. To jest język PiS.

- Karol to raptus i nerwus. Chlapnął, pewnie wtedy tak myślał. Ale ja się z tą wypowiedzią kategorycznie nie zgadzam i nikt w "Solidarności" tak nie myśli.

Wielu tak myśli. Gdyby na wiecu stoczniowców pojawił się Wałęsa, zaczęłyby się gwizdy i okrzyki o "Bolku". To jest atmosfera PiS-owskiej masówki.

- Bzdura. Robotników nie obchodzą nawalanki wokół IPN. Wałęsa cieszy się szacunkiem za Sierpień '80 i za to, jak się zachował w stanie wojennym. Wałęsa to jest człowiek, do którego zawsze mogę zadzwonić, przyjść na spotkanie i on zrobi dla stoczni tyle, ile może. On jest z nami.

Ale takie gwizdy były.

- Ja nie odpowiadam za zachowanie ludzi, których pod bramę przyprowadzają Gwiazda z Wyszkowskim. To nie stoczniowcy gwiżdżą na Lecha. W sierpniu ubiegłego roku, gdy były rocznicowe uroczystości przed stocznią, też się bałem, że znajdzie się kilku takich. Więc zaproponowałem uchwałę i przegłosowaliśmy ją - stoczniowiec, który na uroczystościach zachowa się niegodnie, natychmiast wylatuje ze związku.

Od 2005 r. idziecie pod rękę z Jarosławem Kaczyńskim.

- Jesteśmy blisko PiS, zgoda. Nigdy by mi się to nie przyśniło, nigdy wcześniej na serio nie brałem pod uwagę, że będziemy tak blisko. Ale to nie był nasz wybór. Po prostu od 2005 r. tylko PiS chce nas słuchać i rozmawiać o stoczni. A ja myślę o tym, jak zachować ludziom miejsca pracy. To jest problem ekonomiczny. Przed tamtymi wyborami staliśmy pod ścianą. Ale mieliśmy pomysł. W dużym skrócie, żeby wydzielić z grupy Gdyni i Gdańska samą Stocznię Gdańsk, jako tę zdrowszą część, sprzedać i te sto milionów z prywatyzacji przeznaczyć na pomoc Gdyni. Bez polityków tego się nie zrobi. Rząd PiS w jakiejś części ten plan zrealizował. A Platforma nie chciała nawet rozmawiać: myśmy przed wyborami stawali na głowie, by porozmawiać z Tuskiem, przedstawić mu swoje racje. Ale nie miał czasu i do dziś go nie ma. Tam jest ten Sławek Nowak i jeszcze kilku młodych, którzy kompletnie odcięli Tuska od świata. Do dziś jest w wieży z kości słoniowej, zero kontaktu.

Bez przesady.

- Tak było, przecież mi jest bliżej do PO, nawet towarzysko. Prosiłem Janusza Lewandowskiego, radnego Bogdana Oleszka, czyli ludzi, na których zawsze mogę liczyć. I oni nie byli w stanie zorganizować spotkania z Tuskiem. Dopiero jak przegrał wybory w 2005 r., udało się to Jurkowi Borowczakowi. Tusk przyjął mnie i Darka Adamskiego, szefa związku z Gdyni, w swoim biurze. Wysłuchał nas, powiedział, że się cieszy, ponieważ związki z Gdyni i Gdańska chcą ratować stocznie wspólnie, ale dalej nie ma sensu rozmawiać, bo on nie będzie decyzyjny - będzie rządził PiS. Szczęka mi opadła, jak to usłyszałem.

A jak było z PiS?

- Inaczej. Na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim w tamtym okresie też pojechałem z Adamskim. Przedstawiliśmy swój plan, zaczęły się spory o tempo prywatyzacji, ale ogólna konkluzja była taka, że trzeba ratować stocznie i oni są za. Kaczyński zaznaczył, że ministrami od spraw gospodarczych będą ludzie z PO, ale PiS będzie tam miał swoich "wicków" i będą patrzyli im na ręce, jakby któryś minister miał zbyt liberalne pomysły. Na tym spotkaniu było kilku przyszłych ministrów, był Marcinkiewicz, który jeszcze nie wiedział, że będzie premierem. I od razu zapadła decyzja, że to Marcinkiewicz będzie łącznikiem między nami a rządem. A potem zaprosił nas jeszcze Lech Kaczyński, już jako prezydent elekt. Zaznaczył, że na ekonomicznych sprawach do końca się nie zna, ale jak tylko będzie mógł w czymś pomóc, mam dzwonić. Zupełnie jak Wałęsa mówił. Na koniec dał mi swoją komórkę. Do tego wszystkiego doszło ogólne nastawienie centrali związku, że Kaczyńscy są bardziej prospołeczni, i tak wpadliśmy w łapy PiS.

PiS to nie tylko miły Lech Kaczyński. To również skok na telewizję, jątrzenie, granie teczkami, wyzywanie porządnych ludzi od zomowców.

- Myśli pan, że mi się to podoba? Przecież, jak oni zawiązali koalicję z Lepperem i Giertychem, to szlag mnie trafił. Ale muszę być pragmatyczny. Moim zadaniem jest przeprowadzić program naprawy stoczni. PiS chce o tym rozmawiać, a PO nie. Przecież ja bym wolał mieć partnera w partii, która teraz rządzi krajem. Gdyby Tusk choć jeden gest wykonał, że mu na nas zależy, to jutro cała stocznia byłaby za PO. Łącznie z Karolem Guzikiewiczem.

Na razie najbliższe protesty wpisujecie w kampanię wyborczą PiS. Szykuje się awantura wokół 4 czerwca.

- To nieprawda. Demonstrujemy w takich miejscach i w takim czasie, żeby ludzie nas zobaczyli, żeby media nagłośniły nasze postulaty. Gdzie to mamy robić? W halach na terenie stoczni?

Kolejność zdarzeń była taka. Pan i Guzikiewicz spotykacie się z Jarosławem Kaczyńskim u arcybiskupa Głódzia. Kilka dni potem jest zadyma w Warszawie i zapowiedź zadymy w Gdańsku. Przecież to jest ustalony z PiS program dokopania Platformie przed wyborami do europarlamentu.

- Nie! Nie potrafię tego udowodnić, bo jak? Daję słowo honoru, na obiedzie u arcybiskupa nikt nie umawiał się z Kaczyńskim na terminy demonstracji. Rozmawialiśmy o stoczni. Tam była kandydatka PiS do europarlamentu z Gdańska i rozmowa dotyczyła tego, jak PiS mógłby popierać nasze postulaty w Brukseli. Tylko o tym mówiliśmy. Na demonstrację w Warszawie byliśmy umówieni ze związkowcami z Cegielskiego, tam przyjechał też autokar z ludźmi z OPZZ. A wiec 4 czerwca w Gdańsku był zaplanowany już w kwietniu. To można sprawdzić.

Demonstracja w Warszawie skończyła się bijatyką, jakiej już dawno nie widzieliśmy w Polsce. To też przypadek?

- Takie zgromadzenia rządzą się własną dynamiką. Opony zapalili poznaniacy. My dojechaliśmy później. To z założenia miała być niewielka demonstracja. Nas było raptem 350 osób. Dzień wcześniej byłem u ministra Grada i powiedział mi, że według jego opinii do końca roku w stoczni trzeba będzie przeprowadzić zwolnienia masowe i zamknąć jedną pochylnię. Ja takich informacji nie mogę ukrywać przed ludźmi, więc byli rzeczywiście wkurzeni. Teren był obstawiony przez policję, ludzie w ciasnocie, żadnej drogi ewakuacyjnej... Poszły wyzwiska pod adresem policji, to jest wina stoczniowców, przyznaję, ale ci faceci to nie są przedszkolaki, tak już jest, gdy ludzie są rozżaleni i są w grupie. Do policji mam żal, że dała się sprowokować. Gdyby tam stały policjantki, do niczego by nie doszło. Stali młodzi chłopcy w mundurach, stali za blisko. Gdy pierwszy uderzył stoczniowca pałką, sprawy wymknęły się spod kontroli. Użycie środka pieprzowego jeszcze bardziej rozsierdziło stoczniowców. Przez ten środek nie można się było schronić w autobusach, bo w całym pojeździe od razu straszliwie śmierdziało. Ja żałuję, że doszło do rozróby. Wina leży po obu stronach, naszej i policji. Ale to nie było zaplanowane.

Pan żałuje, a Karol Guzikiewicz prowadzi do boju. Tak się podzieliliście obowiązkami, że pan jest ten miły, a Guzikiewicz jest od palenia opon?

- Już mówiłem, Karol to raptus. Przy tym on widzi świat czarno-biały i jest uparty jak osioł. Jak wbije sobie coś do głowy, ja potrzebuję trzech dni, żeby mu to wybić. Gdyby sam rządził związkiem, to zadymy byłyby co dzień. Ale przy tym to jest prawy i uczciwy człowiek. Ludzie go szanują, jest ich autentycznym przywódcą. I dlatego jest dla niego miejsce w związku i jest moim zastępcą. Nie skreślajcie Karola, robotnicy tacy są i już.

Pada pytanie, czy pan i Karol Guzikiewicz jesteście jeszcze robotnikami. Na ile zawodowi działacze "Solidarności" reprezentują jeszcze poglądy załogi.

- Jak mam udowodnić, ze nie jestem wielbłądem? Ludzie wybierają nas w demokratycznych wyborach. Na 2200 pracowników stoczni w "Solidarności" jest 1600 osób. Do tego jeszcze ponad 400 w różnych spółkach na stoczniowym terenie. Przy takiej ilości związkowców mamy cztery etaty, takie są po prostu przepisy. Ja jako szef zarabiam 5 tys. brutto, to wynika ze średniej, którą zarabiałem dziewięć lat temu jako zwykły pracownik. W stoczni pracować w zawodzie nie mogę, to też wynika z przepisów. Ale co rok biorę urlop i zamiast leżeć na plaży, jeżdżę po całym świecie i montuję silniki. Ponoć jako monter silników jestem niezłym specjalistą, bo na brak zleceń nie narzekam.

Ile płacicie związkowcom za udział w demonstracji?

- To jest zwrot dniówki i też wynika z przepisów. Około stu złotych, majster na tym traci, młody stoczniowiec trochę zyskuje. To są pieniądze z funduszu strajkowego, na który idzie 30 procent składek. Co miesiąc każdy płaci składkę, jeden procent brutto swoich zarobków, średnia płaca to u nas 3,5 tysiąca brutto, każdy może policzyć, jakim funduszem dysponujemy. Za wynajem autokarów płaci krajówka ze swojego funduszu strajkowego. Od razu chciałbym sprostować plotki, że ponoć zdefraudowaliśmy jakieś pieniądze ze sprzedaży cegiełek. Te pieniądze ma stowarzyszenie, które cegiełki sprzedawało. My wzięliśmy od nich kilkaset tysięcy pożyczki i możemy je wydawać wyłącznie na zapomogi i chwilowe pożyczki dla robotników. A najbardziej złośliwych informuję, że nasze piękne kamizelki, w których chodzimy na demonstracje, kosztują 37 złotych za sztukę. Kupiliśmy je ze względów bezpieczeństwa, żeby widzieć, który w tłumie to nasz człowiek. Żeby policji łatwiej było zabezpieczać wiec, żebym mógł ukarać takiego, który jest pijany. Wszystkie związki zawodowe na Zachodzie mają takie kamizelki.

Ja nie mam do was pretensji o kamizelki. Tylko przewiduję, że 4 czerwca pod stocznią odbędzie się polityczny wiec, który będzie miał niewiele wspólnego ani z rocznicą, ani z rzeczywistymi problemami stoczni.

- Proszę pana, ja nie mam żadnych złudzeń co do polityków. Mój cel to ratowanie stoczni i w tej sprawie jestem w stanie rozmawiać z każdym. Jak ktoś nie wierzy, że takie są intencje "Solidarności:, to ja go nie przekonam. A wie pan, kto regularnie dostaje gwizdy, gdy pojawia się na naszych wiecach? Jacek Kurski, bo ludzie czują, że jest nieszczery i próbuje nimi manipulować.



Rozmawiał Marek Wąs
0 Gałęzowski bezczelnie kłamie.
Przecież to on stoi za wszystkim - wygwizdywanie Wałęsy. Protesty w Brukseli przeciwko Stoczni Gdynia. Polityczne zadymy i odebranie uroczystości 4 czerwca Gdańskowi. A teraz bezczelnie zaprzecza. Zazwyczaj co złego to albo tłumaczy że Guzikiewicza poniosło albo nie byli to związkowcy z Solidarności. Tak naprade 90 % stoczniowców w Gdańsku go nie popiera, a w Gdyni jest to 100%
18 maj 2009 : 09:08 stoczniowiec | Zgłoś
0 Pseudozwiąowiec i polityczny oszołom. Nich lepiej
się pochwali ile zarabia. Jego prawa ręka Guzikewicz dostaje 13 tys. (Źródło: Związkowcy żerują na górnikach, Super Express - 28-09-2008). W końcu ktoś powinien zrobić prządek z tym związkowym barachłem i zlikwidować ich wszystkie przywileje.
18 maj 2009 : 09:34 X | Zgłoś
0 re: Pseudozwiąowiec i polityczny oszołom. Nich lepiej
gdyby nie związkowcy, to napewno dziś byś tu nie pisał. A ile dostałeś za ten post? Czy siedzisz na stanowisku płatnym przez społeczeństwo? Pewnie tak. Znamy takich cwaniaków!
18 maj 2009 : 09:49 Y | Zgłoś
0 I to jest właśnie dwulicowy Romuś!
Gałęzewski wszyscy cię znają. Jesteś biznesmenem i to najbardziej Cię kręci! Robisz z Guzikiewicza wała, ale on dobrze o tym wie! A gdzie będziecie pracować jak nie umiecie inaczej jak przy korytku? Dlaczego boicie się innych związków? A może stoczniowcy wreszcie dowiedzą się, czy tam u was nie kręcą się inne lody? Może ludzie zrozumieją waszą motywację do wyjazdów rodzinnych na zakupy do Brukseli, Francji i inych państw, dostępnych dla nielicznych na ogół tych samych stoczniowców? Dowiemy się, czy związek to biznes, czy biznes to związek? I może powiecie ile to związkowcy zgromadzili pieniędzy ze skłądek i czy daje to możliwość takiej rozrzutności? No chcemy cię niewiniątko posłuchać, dlaczego przy takich znajomościach jak tu piszesz Borowczak, Oleszek, łapiesz jeszcze PiSowczyków za rękaw? Z dwóch rur ciągniesz korzyści? Czy tak jak Wałesa kto da więcej? Czy coś w tej stoczni jest magicznego, że przywódcy stoczni lądują w biznesie, samorządach, czy rządach?
18 maj 2009 : 09:43 już dość! | Zgłoś
0 Mossad przejmuje stocznie?
Kluczowe składniki majątku Stoczni Gdynia kupił tajemniczy inwestor United International Trust. Jak sprawdził portal Niezalezna.pl – fundusz ten od 20 lat współpracuje z Sapiens International Corporation NV, która z kolei należy do konsorcjum Emblaze Ltd. Członkiem zarządu tego ostatniego jest Nahum Admoni – szef Mossadu w latach 1982-1989.

„Inwestor, który zakupił kluczowe składniki majątku, niezbędne do produkcji stoczniowej, wyraził wolę i gotowość kontynuowania produkcji statków w Stoczni Gdynia” - powiedział minister skarbu Aleksander Grad, komentując niespodziewaną sprzedaż najważniejszej części majątku stoczni spółce United International Trust. Ten sam podmiot wygrał niedawno przetarg na sprzedaż najważniejszych aktywów Stoczni Szczecińskiej Nowa.

Jak napisała „Gazeta Wyborcza”, tajemnicza firma z Antyli Holenderskich, która nie ma nawet strony internetowej (united-itrust.com to witryna spółki United Trust, a nie United Intrenational Trust, chociaż istnieją między nimi personalne koneksje), „jest powiązana z kapitałem z Kuwejtu i Kataru." Mówi się też o powiązaniach z bankiem Fortis - na co wskazywałaby obecność w dokumentach United International Trust nazwy Fortis Intertrust N.V. - spółki podporządkowanej bankowi Fortis. Wzmianka o Fortis Intertrust jest jednak tylko informacją o tym, że byli udziałowcy tego przedsiębiorstwa założyli United International Trust (UIT). Prawda o UIT jest więc zupełnie inna.

United International Trust to podatkowa „wypustka” i członek zarządu izraelskiej spółki Sapiens International Corporation, notowanej m.in. na nowojorskim rynku NASDAQ ("United International Trust N.V. is a corporate body organized and existing under the laws of the Netherlands Antilles. It, or one of its predecessor entities, has provided the Company [Sapiens] with corporate-related services since April 1990, including serving as the Company’s {Sapiens'] transfer agent and register, maintaining the corporate-related records of the Company [Sapiens], and filing various corporate documents and the annual corporate tax return with the governmental authorities in the Netherlands Antilles.")



UIT - nabywca majątku polskich stoczni - i jeszcze bardziej tajemnicza firma Sapiens współpracują już więc od prawie 20 lat (!!!), a od 1 stycznia 2007 r. UIT jest także korporacyjnym członkiem zarządu Sapiens. Ponadto Gregory Elias z UIT jest jedną z trzech osób - obok panów Roniegi Giladi i Rona Al-Dora - które mogą reprezentować udziałowców firmy Sapiens. Kto kieruje Sapiens International?



W głównej mierze osoby związane z izraelską armią. I tak: prezes Sapiens – Roni Al-Dor – służył w izraelskich siłach powietrznych, ukończył też prestiżową uczelnię informatyczną podlegającą sztabowi sił powietrznych Izraela. Rami Doron – pełniący w Sapiens funkcję kierownika ds. operacyjnych (Chief Operating Officer) – przez 6 lat był ekspertem od elektroniki w armii Izraela. Sagi Schliesser – kolejna postać z kierownictwa Sapiens – przez wiele lat stał na czele Computer Training School w żydowskich siłach obronnych. Martin Greenberg – wiceprezes Sapiens – przez 8 lat pracował w wojskowym centrum komputerowym „Mamram”. „Mamram” to specjalistyczna jednostka przetwarzająca informacje dla wszystkich jednostek wojskowych Izraela. Stworzyła m.in. specjalną wewnętrzną sieć komputerową (tzw. system intranetowy) na użytek armii i wywiadu wojskowego.

Oficjalnie spółka Sapiens – w której zarządzie jest United International Trust (UIT), nabywca majątku polskich stoczni – zajmuje się wdrażaniem informatyczno-technologicznych rozwiązań dla biznesu. Warto dodać, że ani Sapiens, ani UIT nie miały nigdy nic wspólnego ze stoczniami czy okrętami.

Na stronie internetowej Sapiens International Corporation NV znajduje się ponadto informacja, że firma ta jest członkiem holdingu Formula Systems, który z kolei w listopadzie 2006 r. został wykupiony przez konsorcjum Emblaze Group.



Jak sprawdził portal Niezalezna.pl – 11 września 2008 r. członkiem zarządu Emblaze, i jednocześnie dyrektorem-konsultantem tej spółki, został Nahum Admoni. To wieloletni oficer wywiadu wojskowego Izraela, który w latach 1982-1989 był szefem Mossadu. Admoni odszedł z Mossadu, gdy okazało się, że nadzorował działania Jonathana Pollarda – izraelskiego szpiega, który wykradał Amerykanom tajemnice wojskowe (Pollard został skazany w USA na dożywocie). Członek konsorcjum, które przejęło majątek polskiej stoczni, jest jednak wciąż osobą wpływową – cieszy się m.in zaufaniem byłego premiera Izraela – Ehuda Olmerta.

W zarządzie Emblaze Group zasiadają także inne osoby, mające powiązania z wojskiem i administracją państwa Izrael, jak np. Naftali Shani (prezes) – były urzędnik kancelarii premiera Izraela, Zvi Shur (dyrektor-konsultant) – który pracował w izraelskiej armii i był m.in. szefem wydziału finansowego w tamtejszym Ministerstwie Obrony, czy Ilan Flato (dyrektor-konsultant) – były doradca ekonomiczny premiera Izraela i wysoki urzędnik Ministerstwa Skarbu.



Grzegorz Wierzchołowski



Więcej informacji w języku angielskim TUTAJ i TUTAJ



-------------------------- ------------------------------ --------------------------



Od redakcji: Prosimy Czytelników o kopiowanie tego tekstu na innych stronach i forach - a najlepiej: podawanie linku:

[link usunięty] rticle/show/id/20607



Już teraz dochodzą do nas bowiem sygnały, że tzw. mainstreamowe media będą chciały przemilczeć temat i w dalszym ciągu pisać, że United International Trust (UIT) ma "związki z Katarem". Jest to, oczywiście, kompletna brednia i celowe oszukiwanie Czytelników - wystarczy przejrzeć podane w tekście nazwiska kierownictwa spółki Sapiens (członkowie zarządu to m.in. Eli Reifman, Hadas Gazit Kaiser, Guy Bernstein, Naamit Salomon, Yacov Elinav, Uzi Netanel i Eyal Ben-Chelouche).



Przypomnijmy, że za niewytłumaczalne doprowadzenie do upadku polskiego przemysłu stoczniowego, a następnie sprzedaż go za paręset milionów złotych firmie, którą kierują byli agenci, wojskowi i urzędnicy obcego państwa - niezależnie od tego czy jest to Izrael, Rosja czy Australia - przynajmniej kilka osób "trzymających w Polsce władzę" powinno trafić pod Trybunał Stanu.
18 maj 2009 : 13:21 pies na komuchów | Zgłoś

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Zaloguj się

1 1 1 1
Waluta Kupno Sprzedaż
USD 3.9797 4.0601
EUR 4.236 4.3216
CHF 4.3623 4.4505
GBP 4.9567 5.0569

Newsletter