Graal, Wilbo i Seko trzymają się nieźle, ale nie są w pełni kryzysoodporne. Rybne spółki walczą o rentowność i zmagają się z sieciami handlowymi, które wywierają nań presje cenową.
Chociaż kryzys gospodarczy tradycyjnie najłagodniej obchodzi się z branżą spożywczą, to nawet ona musi już zacisnąć zęby i walczyć. Przykład? Branża rybna.
- Na początku stycznia strach zajrzał nam w oczy: w pierwszych dwóch tygodniach sprzedaż była dramatycznie niska. Na szczęście koniec stycznia, a potem luty i marzec, były już o wiele lepsze. Ostatecznie w całym pierwszym kwartale pokażemy sprzedaż wyższą niż w tym samym okresie ubiegłego roku – mówi Kazimierz Kustra, prezes i największy akcjonariusz Seko, giełdowego producenta marynat i sałatek rybnych.
Wtóruje mu Leszek Stypułkowski, prezes Wilbo.
- Początek stycznia zawsze jest słabszym okresem. Pierwszy kwartał zamknęliśmy jednak kilkunastoprocentowym wzrostem sprzedaży w stosunku do 2008 r. – szacuje Leszek Stypułkowski.
O ile sprzedaż rośnie, o tyle rentowność niekoniecznie. Winny jest po pierwsze słaby złoty, a po drugie rosnące ceny puszek.
Magdalena Graniszewska {jathumbnail off}
Rybołówstwo
O rybne zyski jest już trudniej
15 kwietnia 2009 |
Źródło:
