Mariusz Szubert, dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku, w godzinach pracy w urzędzie umawia wędkarzy na jachty wędkarskie "Szyper" i "Paweł", należące do jego żony. Problem jest jednak o wiele poważniejszy, bo według posiadanych przez nas informacji na jachty bardzo często zabieranych jest więcej wędkarzy, niż pozwalają na to karty bezpieczeństwa jednostek.
Pracownicy bosmanatu portu w Darłowie, gdzie stacjonują kutry, nie kontrolują ich, bo boją się o swoją pracę.
Piątek, 9 października, godzina 14.15. Dzwonię pod numer komórkowy podany na stronie http://www.pawel.afr2.pl. Telefon odbiera Mariusz Szubert. Nie przedstawiając się, pytam, czy ma wolne miejsca, bo jestem zainteresowany rejsem wędkarskim. - Halo. Dzień dobry. Dzwonię w sprawie rejsów wędkarskich, bo znalazłem informację na stronie internetowej. Będziemy z kolegami w najbliższy weekend w Darłowie. Jesteśmy zainteresowani rejsem - referuje.
- Wszystko mam pozajmowane. Od środy. Środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela - odpowiada dyrektor Szubert. - Ale widziałem, że ma pan dwa kutry - pytam dalej. - Wszystko mam zajęte - oświadcza znów Szubert.
Kilka minut później dzwonię już pod służbowy numer telefonu dyrektora. Jest wyłączony. Dzwonię więc pod jego numer prywatny, którego używa do kontaktu z wędkarzami, ale teraz już przedstawiam się jako dziennikarz. Zapytuję o inne wydarzenie i przy okazji pytam, czy dyrektor jest w pracy. W odpowiedzi słyszę, że jest w pracy, a dokładniej na szkoleniu z bezpieczeństwa w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce.
O tym, że rodzina Mariusza Szuberta ma własne jachty wędkarskie, dowiedzieliśmy się we wrześniu tego roku po dwóch wypadkach z udziałem innych jachtów wędkarskich z Ustki i Darłowa. To właśnie wtedy wyszło na jaw, że na pokład jachtów często zabieranych jest więcej wędkarzy, niż pozwalają na to przepisy. Miało się tak dziać również na jachtach "Szyper" i "Paweł".
- Wielokrotnie mieliśmy informację o tym i sami widzieliśmy, że na pokładach tych łódek jest więcej osób, niż zapisano w karcie bezpieczeństwa - mówi nam jedna z osób, która codziennie przebywa w porcie morskim w Darłowie (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Wszyscy przymykaliśmy jednak na to oko, bo wiedzieliśmy dokładnie, że są to jachty dyrektora Szuberta i jeżeli powiemy głośno coś nie tak i zgłosimy oficjalnie sprawę do odpowiednich instytucji, to wiele osób może stracić pracę. To mała społeczność i wszyscy się znają.
Nasz informator powiedział nam również, że wobec jednego z pracowników Urzędu Morskiego, który głośno wyraził swoją negatywną opinię na temat jachtów dyrektora, prowadzone jest postępowanie dyscyplinarne. Dotyczy ono oficjalnie całkiem innej sprawy, ale mówi się, że jest to pokłosie oficjalnej reakcji pracownika w sprawie prywaty dyrektora.
Mariusz Szubert nie ma sobie nic do zarzucenia i zapewnia, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Podczas rozmowy telefonicznej Szubert prosił nas jednak, abyśmy całej sprawy nie nagłaśniali.
- Po pierwsze, działalność prowadzi moja żona, a nie ja. Przepisałem firmę na nią w momencie, kiedy obejmowałem stanowisko dyrektora urzędu morskiego - wyjaśnia Mariusz Szubert. - O wszystkim została poinformowana pani wiceminister Anna Namiotko z Ministerstwa Infrastruktury. Odbierałem telefony, bo mojej żonie zepsuła się komórka (w dalszej części rozmowy stwierdził, że jest chora). Moje kutry są wyrywkowo kontrolowane i nigdy nie było tak, że na pokładzie jest więcej osób, niż pozwalają na to przepisy. A pracownik, przeciwko któremu toczy się postępowanie, zawinił w całkiem innej sprawie, niemającej nic wspólnego z rejsami wędkarskimi.
Szubert zapytany przez nas, czy jego zdaniem prowadzona przez jego żonę działalność i jego pomoc w jej prowadzeniu nie koliduje z jego pracą zawodową, odparł, że nie widzi w tym nic złego.
Anna Wypych-Namiotko, wiceminister infrastruktury, wiedziała o działalności prowadzonej przez rodzinę Szuberta, ale nie o wszystkim.
- Przepisanie działalności na inną osobę to główny warunek, który musiał spełnić dyrektor Szubert przed objęciem stanowiska w Urzędzie Morskim w Słupsku - wyjaśnia Namiotko. - Nie wiedziałam jednak, że nadal pomaga w tej działalności. Jeżeli faktycznie takie wydarzenia miały miejsce, to dyrektor wykazał się nonszalancją i dużym brakiem odpowiedzialności. Przykro mi o tym słyszeć. Jak tylko wrócę w środę do ministerstwa z delegacji, zajmę się wyjaśnieniem tej sprawy.
Wędkarskie rejsy są modne
Pełnomorskie rejsy wędkarskie stały się modne trzy lata temu.
Była to reakcja rybaków na ograniczane połowy ryb. Średnio na kuter wchodzi 12 osób. Rejs trwa od 8 do 10 godzin. Cena takiego rejsu to średnio od 120 do 150 zł. Dodatkowo można wypożyczyć sprzęt wędkarski. Według przepisów wędkarz może w czasie jednego rejsu złowić 15 sztuk dorsza.
Hubert Bierndgarski
Prawo, polityka
Prywatne jachty żony dyrektora Urzędu Morskiego
13 pażdziernika 2009 |
Źródło:
