Porty, logistyka
Marek Dudzicz z Gdyni cudem tylko uniknął śmierci w czasie wypadku, do którego doszło w gdańskim porcie. Następnego dnia, jeszcze w szpitalu, pracodawca wręczył mu wypowiedzenie. Wczoraj w Sądzie Rejonowym w Gdyni domagał się przywrócenia mu zatrudnienia.

Wypadek miał miejsce 27 kwietnia br. Gdy Marek Dudzicz, jako agent morski wchodził na statek, odwrócił się trap. Mężczyzna wpadł głową w dół do wody pomiędzy burtę statku a nabrzeże. Wypadku nikt nie zauważył. Pan Marek zdołał dopłynąć do dna statku i tam się odwrócić. Mimo falowania wody i przygniatającej go do nabrzeża burty statku zdołał wypłynąć na powierzchnię. Próbował wspiąć się na dwumetrowe śliskie nabrzeże, ale spadł znowu pod wodę. Jego wołanie w końcu usłyszał kucharz na statku i mężczyzna został wyciągnięty na pokład.

- Dali mi tam suchy kombinezon, proponowali gorącą herbatę, ale mój współpracownik, jak się potem dowiedziałem, na polecenie szefa wyprowadził mnie stamtąd, wsadził w samochód i zawiózł do Gdyni. Zostawił mnie samego pod blokiem. Tam straciłem przytomność.

Znalazł mnie ojciec, który wezwał karetkę i powiadomił kapitanat portu, który nic nie wiedział o wypadku! - opowiada pan Dudzicz. - Trafiłem do szpitala, gdzie rano odwiedził mnie pracodawca. Wręczył mi wypowiedzenie.

Prezes zarządu firmy, w której pracował pan Dudzicz, nie chciał z nami rozmawiać. Powiedział, że swoje zdanie przedstawi na sali sądowe j, jednak jego pełnomocnik zażądał, by podczas zawierania ugody przedstawiciele mediów nie byli obecni. Były pracodawca Marka Dudzicza twierdzi, że agent został zwolniony nie ze względu na wypadek, a na fakt, iż kilka tygodni wcześniej, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, był sprawcą kolizji drogowej.

Marek Dudzicz uważa jednak, że czas wręczenia mu wypowiedzenia nie był przypadkowy. -Nigdy wcześniej nic podobnego mi się nie zdarzyło. A i ten incydent miał miejsce poza czasem pracy. Jestem przekonany, że prezes mścił się za to, że ojciec powiadomił kapitanat o wypadku. Statek został przez to zatrzymany, co zawsze niesie ze sobą spore straty - twierdzi Dudzicz. - Lekarze byli zbulwersowani i chcieli powiadomić prokuraturę. Stanęło na tym, że formalnie otrzymałem zwolnienie dyscyplinarne 9 maja. Zostało mi przyniesione do domu. Do dziś jestem na zwolnieniu lekarskim i nie wiem, czy nie zostanę skierowany na rentę.
Pan Marek pracy nie odzyskał. Po długich pertraktacjach pracodawca zgodził się na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron i wypłacenie wynagrodzenia za jeden miesiąc. Dudzicz zobowiązał się zrezygnować z jakichkolwiek roszczeń.

- Nie jest to w pełni satysfakcjonujące rozwiązanie, ale przynajmniej, kiedy wyzdrowieję, będę mógł podjąć pracę w zawodzie-mówi.{jathumbnail off}
1 1 1

Źródło:

Waluta Kupno Sprzedaż