
Łowienie ryb na morzu
- Gorączka złota. Tak najlepiej można określić zainteresowanie Arktyką - nie ma wątpliwości profesor Oran Young z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który od lat bada, jak zmiany środowiska wpływają na politykę i ekonomię. Ale choć to, co czeka Arktykę, można porównać z szaleństwem towarzyszącym odkryciu złotonośnych złóż na zachodzie USA, to nie jest to porównanie trafne. Złoto Dzikiego Zachodu nie może się równać z zasobami Arktyki, w podziale łupów nie będą też uczestniczyć awanturnicy, poszukiwacze przygód, traperzy i rewolwerowcy, ale państwa, instytucje międzynarodowe oraz wielkie koncerny. Trafniejsze byłoby porównanie z Bliskim Wschodem czy Półwyspem Arabskim, którego piaski przez kilkaset lat nikogo nie interesowały - dopóki nie odkryto tam ropy. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że Bliski Wschód jest regionem kluczowym dla świata. Teraz będzie nim też Arktyka. Ważnym wydarzeniem, którym powinna się zainteresować nasza opinia publiczna, będzie organizowana 3 marca w Warszawie przez ambasady Danii i Norwegii oraz demosEUROPA - Centrum Strategii Europejskiej konferencja "Na szczycie świata - odpowiadając na wyzwania regionu Arktyki".
Ropa, gaz, lód i droga do Chin
Arktyka to tereny na północ od koła polarnego, czyli 66. równoleżnika północnego. Jest tam trochę lasów, ale im bardziej na północ, tym bardziej drzewa stają się karłowate. Przechodzą w porośniętą mchami podmokłą tundrę. Gdy kończy się bagienna tundra, zaczyna się skała, a potem pokryte lodem morze. To właśnie pola morskiego lodu ciągnące się od wybrzeży Kanady, Grenlandii i Syberii aż po biegun stanowią o tym, czym jest i czym będzie Arktyka. Lód ma kluczowy wpływ na przyrodę, ale też na politykę i gospodarkę. Chodzi oczywiście o to, że pola lodowe Arktyki kurczą się w niesłychanie szybkim tempie. W tym roku w styczniu ich powierzchnia wynosiła 13,78 mln km kw. i była o ponad 1 mln km kw. mniejsza niż średnia dla stycznia z lat 1979-2000.
Cienki lód, który powstaje w ciągu jednego sezonu zimowego, a potem znika w lecie, choć może mieć do 2 m grubości, nie jest wielką przeszkodą dla lodołamaczy, a nawet dla nieco bardziej wzmocnionych statków. Przeszkodą jest lód wieloletni, który może być gruby nawet na kilkanaście metrów. Ale między rokiem 2004 i 2008 ilość lodu wieloletniego zmniejszyła się aż o 40 proc.! Lód jednoroczny to jakieś 70 proc. lodowych pól - znika więc przeszkoda chroniąca skarby Arktyki, i to skarby nie byle jakie. Opublikowany w 2008 r. raport Amerykańskiej Służby Geologicznej wywołał dreszcz emocji na cały świecie. Geolodzy ogłosili, że w Arktyce, która stanowi jakieś 6 proc. powierzchni naszego globu, mamy około 13 proc. nieodkrytych, ale technicznie dostępnych złóż ropy i 30 proc. gazu ziemnego. 84 proc. tych złóż znajduje się pod dnem morskim.
Strategiczne znaczenie Arktyki to również morskie szlaki. Wystarczy spojrzeć na globus. Najkrótsza droga z Europy do Chin to tak zwane przejście północno-wschodnie (wzdłuż Syberii) lub między arktycznymi wyspami Kanady (przejście północno-zachodnie). Droga wzdłuż wybrzeży Syberii jest niemal o połowę krótsza od tej przez Kanał Sueski. Nic dziwnego, że Rosjanie przewidują, że port w Murmańsku, w którym dziś rocznie przeładowuje się 25 mln ton towarów, już w roku 2025 może przeładowywać pięć razy więcej.
Ciastko już podzielone?
Na konferencji Arctic Frontiers, która odbyła się w styczniu w norweskim Tromso, zjawili się nie tylko naukowcy oraz przedstawiciele takich energetyczno-paliwowych gigantów jak Statoil czy Shell. Byli też przedstawiciele rządów, i to nie tylko państw arktycznych, czyli mających dostęp do Oceanu Arktycznego, takich jak: USA, Norwegia, Dania, Kanada czy Rosja, ale i Chin, które z coraz większym zainteresowaniem patrzą na tę część świata. Chińczyków nie tylko interesuje udział w pozyskaniu arktycznej ropy, gazu czy ryb, ale przede wszystkim to, kto i jak będzie kontrolował strategiczne trasy morskie w tym regionie.

Jakie państwa mają tereny w Arktyce
W oficjalnych prezentacjach dominował optymizm i duch współpracy. Wszyscy deklarowali, że uznają podział Arktyki i suwerenność państw arktycznych nad kontrolowanymi przez nie obszarami. Ale w kuluarach i w czasie niektórych prezentacji w czasie konferencji Arctic Frontiers można było usłyszeć, że im bardziej topnieje lód, tym bardziej rośnie temperatura sporów o podział Arktyki.
Państwa arktyczne prowadzą intensywne badania szelfu kontynentalnego, bo składające się z kilku konwencji oenzetowskie prawo morza pozwala na rozszerzenie wód terytorialnych i strefy ekonomicznej. Jeżeli uda im się udowodnić, że dno morskie jest geologiczną kontynuacją terytorium lądowego, mogą rozszerzyć swoją 200-milową strefę ekonomiczną do 350 mil, ale tylko w wodach do głębokości 2500 metrów. To na tej podstawie Rosja rości sobie prawo do bieguna północnego. Twierdząc, że przebiegający przez biegun Grzbiet Łomonosowa ma identyczną strukturę geologiczną jak szelf kontynentalny, czyli "półka" w dnie morskim będąca kontynuacją terytorium rosyjskiego. By to potwierdzić, w 2007 r. Rosjanie wysłali na dno morskie bieguna okręt podwodny i zatknęli tam swoją flagę. Nikt jednak rosyjskich roszczeń nie uznał. Z drugiej strony podobne badania prowadzą Kanadyjczycy i Duńczycy.
Sporów jest wiele. Norwegia nie może dogadać się z Rosją co do spornych terytoriów na Morzu Barentsa. Dania, a właściwie będąca jej autonomiczną częścią Grenlandia spiera się o granice z Kanadą, Kanada natomiast jest w sporze z USA, i to nie tylko o granicę morską między Arktyką kanadyjską i Alaską. Amerykanie i Kanadyjczycy nie mogą się porozumieć, jaki status ma przejście północno-zachodnie. Władze Kanady uznają je za swoje wody terytorialne, natomiast kolejne administracje amerykańskie za międzynarodową drogę morską. Amerykanie negują więc prawo Kanady do wydawania zezwoleń i kontrolowania wpływających tam statków.
Wreszcie pozostaje cały basen arktyczny poza 200-milową strefą ekonomiczną rozszerzoną o ewentualne strefy powiększone na podstawie badań szelfu. Czy państwa arktyczne powinny podzielić te wody między siebie, czy ma to być terytorium międzynarodowe wyłączone z pozyskania złóż? Na jakiej zasadzie i przez kogo mają być wykorzystywane, czy o tak łakomym kąsku będzie decydować wyłącznie Organizacja Dna Morskiego Narodów Zjednoczonych, która dotąd ustalała podział zasobów na wodach międzynarodowych?
Zamieszanie może być jeszcze większe, bo wkrótce Grenlandia, która wystąpiła już dawno ze Wspólnoty Europejskiej, ogłosi niepodległość. Obecna na konferencji minister zdrowia autonomicznego rządu Grenlandii Agathe Fontain nie kryła, że niepodległość jest celem Grenlandczyków.
Wpływ na to, co dzieje się w Arktyce, chcą mieć Chiny, które wzbogaciły w 1994 r. swoją flotę o naukowy lodołamacz "Śnieżny smok". Natomiast Unia Europejska, a raczej konsorcjum europejskich krajów buduje "Zorzę polarną" - nowoczesny lodołamacz przystosowany do wierceń w dnie morskim. Europa coraz śmielej zabiera głos w sprawie Arktyki, i choć żadne z państw należących do Unii nie ma dostępu do Oceanu Arktycznego, żąda dopuszczenia jej do decydowania o tym regionie. Europejskie społeczeństwa wydają miliardy, by konsumować arktyczne zasoby, i to nie tylko gaz czy ropę, ale również ryby. Europejskie firmy biorą udział w eksploatacji tych zasobów. To, co się dzieje w Arktyce, wpływa na klimat w Europie, bo tam kończy swój bieg ogrzewający nasz kontynent Golfsztrom. I wreszcie - to Europejczycy wydają setki milionów euro na badania Arktyki.
Jednak na razie efektów zabiegów unijnych urzędników nie widać. Może dlatego, że Unia zabrała się poważnie za sprawy Arktyki dopiero w 2008 r., kiedy to Komisja Europejska wydała komunikat o polityce Wspólnoty wobec Arktyki. Komisja musi przyglądać się z boku dyskusjom toczonym w jedynym wspólnym, międzyrządowym ciele, czyli Radzie Arktycznej. To ekskluzywny klub stworzony przez państwa arktyczne w 1991 r. i niezwiązany z ONZ. Zasiadają w nim przedstawiciele USA, Kanady, Rosji, Norwegii, Finlandii i Szwecji oraz Danii reprezentującej Grenlandię. Komisji nie udało się uzyskać statusu obserwatora, bo musiałyby się na to zgodzić wszystkie państwa Rady. Co prawda jest tam Dania, która jest członkiem Wspólnoty, ale głównie reprezentuje pozostającą poza Unią Grenlandię. Są też Szwecja i Finlandia, ale ich terytorium arktyczne to wyłącznie lądowa Laponia, część półwyspu Skandynawskiego, a nie Ocean Arktyczny.
Status obserwatora mają za to poszczególne unijne kraje: Niemcy, Francja, Holandia, Wielka Brytania, Hiszpania oraz - co może być zaskoczeniem - Polska. Wielu analityków wskazuje, że rola Rady będzie rosnąć. To jedyne forum skupiające głównych arktycznych rozgrywających i jedyna platforma, na której mogą zostać wypracowane rozwiązania dla całej Arktyki. Dlatego poza Komisją Europejską o status obserwatora starają się też Chiny, Japonia, Korea Południowa i Włochy.
Liczy się wiedza
Polska znalazła się jako obserwator w Radzie Arktycznej i jest krajem liczącym się w dyskusji o przyszłości Arktyki, choć nie mamy lodołamaczy ani gigantycznej floty rybackiej. Nasze firmy wydobywcze nie mają tam wielkich interesów, nie załatwili nam też tego politycy.
Zawdzięczamy to naukowcom. Pierwsze polskie zimowanie w Arktyce, na Wyspie Niedźwiedziej, odbyło się w latach 1932-33, potem Polacy jako pierwsi przeszli Spitsbergen, a od 1956 r. Polska Akademia Nauk utrzymuje tam całoroczną stację. To jedyna stała placówka unijnego kraju w dalekiej Arktyce. Dane dotyczące prądów morskich, planktonu, temperatury wody zbierane przez naukowców z Instytutu Oceanologii PAN wykorzystują uczeni z całego arktycznego regionu. Oczywiście nie możemy się porównywać z takim państwami jak Niemcy czy Wielka Brytania, które wydają znacznie więcej pieniędzy na badania w Arktyce, ale na pewno jesteśmy tuż za nimi, w europejskiej czołówce.
Nie chodzi o to, byśmy wydarli dla siebie pola naftowe, co jest mało realne, ale byśmy mogli współdecydować o tym regionie. O znaczeniu poszczególnych krajów decyduje nie tylko położenie, ale też znajomość Arktyki. Ale by móc decydować, potrzebna jest solidna wiedza i naukowe dane. Tym Polska akurat dysponuje, i dlatego jest cenionym partnerem. Nasze podejście do Arktyki, nastawione bardziej na poznanie, łatwo może zyskać poparcie światowej opinii publicznej. Niedawno polskich naukowców pracujących w Arktyce pochwalił "Financial Times". Felietonista Harry Eyres pokazał nas jako wzór. Jako kraj, któremu przede wszystkim zależy na poznawaniu Arktyki, zdobywaniu wiedzy o niej, a nie tylko eksploatacji jej zasobów.
Arktyka to przecież nie tylko bogata w ropę i gaz kraina, ale też najszybciej zmieniająca się pod wpływem globalnego ocieplenia część naszej planety. Niezwykle wrażliwe środowisko arktyczne już odczuwa jego skutki. Nie chodzi tylko o niedźwiedzie polarne. Jak domki z kart walą się całe ekosystemy zależne od polarnego planktonu. I nie są to prognozy. Katastrofalne zmiany w arktycznym środowisku widać już teraz.
Chciałbym podziękować ambasadzie Królestwa Norwegii za pomoc w zorganizowaniu wyjazdu na konferencję Arctic Frontiers.
Adam Wajrak
{jathumbnail off}