
Model tankowca w skali 1:24 wykorzystywany do nauki pilotażu ma 13,5 metra długości. Prawdziwy mierzy ponad 300 metrów
autor zdjęcia: Iwona Trusewicz
źródło: Fotorzepa
Coolibaly Katanhonkoun jest pilotem portowym w Abidżanie, stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Abidżan to wielki port Afryki Zachodniej. Liczy 4 miliony ludzi i leży nad laguną Ebire, którą od Zatoki Gwinejskiej i oceanu oddziela mierzeja Virdi Plage. Holowanie tu wielkich tankowców i kontenerowców jest dla miejscowych pilotów nie lada wyznawaniem.
Aby sobie z tym poradzić, zarząd portu wysłał trzech ludzi na tygodniowy kurs do najlepszego na świecie ośrodka uczącego trudnych manewrów na wodzie. Ośrodek leży w Polsce, pod miastem Iława i wsią Kamionka, nad maleńkim jeziorem Silm, zanurzony w gęstych lasach bukowych rezerwatu Pojezierza Iławskiego.
Nie prowadzą tu żadne drogowskazy, strona internetowa jest tylko po angielsku. Ale chętni ustawiają się w kolejce.
Pierwsi byli Finowie
Po tygodniu szkolenia Coolibaly napisał w księdze pamiątkowej: „Trening jest zawsze potrzebny do poprawy naszej pracy. Daje szansę naszej firmie na sukces”. Jego kolega Adrien Paraiso był jeszcze bardziej wylewny: „Czy mogę zostać? Czy mogę wrócić? Nie zależy to ode mnie, ale tam, gdzie żyję, mam dobrą, satysfakcjonującą pracę. A Iława tutaj nauczyła mnie tak dużo o statkach”.
– Byli naprawdę dobrzy – pamięta trzech czarnych abidżańczyków prof. Lech Kobyliński, przewodniczący rady nadzorczej Fundacji Bezpiecznej Nawigacji i Ochrony Środowiska, która od 1990 r. prowadzi ośrodek w Kamionce.
Liczącego 86 lat profesora trudno zadziwić. Sam za to zadziwia otoczenie aktywnością zawodową i świetną kondycją. Pochodzący z Wilna kawaler orderu Virtuti Militari to wybitny, o międzynarodowym autorytecie, budowniczy statków z Politechniki Gdańskiej, konstruktor m.in. pierwszych polskich wodolotów i poduszkowców. Pilotów z Wybrzeża Kości Słoniowej zapamiętał, choć przez ośrodek przewinęło się już ponad 3200 kursantów (w tym pół setki kobiet) z 35 krajów świata.
Pierwsi zjawili się 19 lat temu Finowie. Po nich byli Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie, Niemcy, Polacy (rzadko), piloci i kapitanowie z innych krajów Europy, z: Kanady, Australii, USA, Nowej Zelandii, Malezji, Filipin, Korei Płd., Brazylii, Rosji, krajów afrykańskich. Tych ostatnich profesor zapamiętał szczególnie.
– Piloci z Nigerii byli tak słabi, że w drodze wyjątku przyjeżdżali do nas przez dwa kolejne lata na wydłużone kursy dwutygodniowe. Na żądanie swoich armatorów ćwiczyli w nieskończoność kilka manewrów, które musieli wykonywać w swoich portach – opowiada.
Woda zamiast ropy
Portowych manewrów uczą jeszcze także Francuzi w Port Revel koło Grenoble (byli pierwsi w branży) oraz Anglicy w Warsash koło Southampton. Ostatnio powstał też prywatny ośrodek w Australii. Na czym polega wyjątkowość polskiego ośrodka?
– Jestem tutaj po raz drugi i uważam, że to najlepsze miejsce na takie szkolenie. Na jeziorze zbudowano wiele najtrudniejszych do manewrów miejsc – mostów, kanałów, śluz, doków, rzeki z ostrym prądem – wylicza Cal Smith z Kanady, uczestnik pierwszego czerwcowego kursu.
W sumie jest ich pięciu – czterech kanadyjskich pilotów i kapitan żeglugi wielkiej z Korei Płd. Lee Yun Ki pływa na statkach handlowych ponad 20 lat, przede wszystkich po morzach Azji. W Kamionce trenuje manewry wielkim tankowcem, który, jak większość używanych tu modeli, wykonany jest w skali 1:24. Taki tankowiec w rzeczywistości ma długość 324 m i wyporność prawie 233 tys. ton. Pan Ki wsiada do modelu 13,5-metrowej długości, który waży prawie dziesięć ton.
Katastrofy tankowców, takie jak „Exxon Valdez” niedaleko Alaski czy osiem lat temu „Prestige” u wybrzeży Hiszpanii, pokazały, jak ważna dla ochrony środowiska i bezpieczeństwa żeglugi jest umiejętność manewrowania wielkimi jednostkami.
"Przez ośrodek, w którym można ćwiczyć manewry przydatne w dowolnym miejscu świata, przewinęło się już ponad 3200 kursantów (w tym pół setki kobiet) z 35 krajów"
– Zbiorniki wypełnione są wodą, która symuluje ładunek ropy – wyjaśnia instruktor Wojciech Sobkowiak, lokując się przed kabiną, w której jest już koreański kapitan. Sobkowiak to kapitan żeglugi wielkiej pływający na pasażerskich promach. Jest specem od manewrów statkami dwuśrubowymi.
– W Kolumbii Brytyjskiej, skąd jestem, wybrzeże jest pełne zatok, cieśnin i fiordów. Wpływanie do Vancouver i mniejszych portów to nieustanne manewrowanie w wąskich cieśninach i między wyspami. Tutaj możemy to dobrze przećwiczyć, przygotować się na sytuacje awaryjne i niespodzianki – mówi Edward Rainer.
Jego instruktor Jarosław Kondraciuk, kapitan żeglugi wielkiej z ponaddziesięcioletnim stażem, od trzech lat szkoli pilotów portowych. – W odróżnieniu od aut czy samolotów ćwiczenia na rzeczywistych statkach są bardzo kosztowne. Ćwiczenia na modelach są bardzo rzeczywiste, ale o dobry ośrodek do ćwiczeń trudno. Przez tyle lat gospodarki rynkowej nikt inny nie wykreował podobnego do naszego centrum szkolenia – zaznacza Kondraciuk.
Iwona Trusewicz
Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"
{jathumbnail off}
