Najlepszy polski dyplom architektoniczny roku 2020 powstał na Politechnice Wrocławskiej. Paweł Lisiak, absolwent Wydziału Architektury PWr, zdobył główną nagrodę w ogólnopolskim konkursie na najlepsze prace dyplomowe organizowanym przez Stowarzyszenie Architektów Polskich.
Wyniki tegorocznej edycji konkursu Doroczna Nagroda SARP im. Zbyszka Zawistowskiego Dyplom Roku ogłoszono podczas piątkowej gali w Warszawie. Za najlepszą pracę magisterską obronioną w 2019 r. uznano projekt "Laudato si’: klasztor OO. Franciszkanów" Pawła Lisiaka, absolwenta Politechniki Wrocławskiej.
Dyplom powstał pod opieką dr. inż. arch. Tomasza Głowackiego z Katedry Architektury i Sztuk Wizualnych na Wydziale Architektury PWr.
Lisiak stworzył projekt obiektu sakralnego w strukturze gdyńskiej poniemieckiej torpedowni Babie Doły (Torpedenwaffenplatz Hexengrund) z 1942 r. Miałaby ona stać się domem dla zakonu franciszkańskiego.
Autor nawiązał w ten sposób do początków tych zakonów, które jeszcze w XIII w. przejmowały opuszczone, niechciane i zniszczone obiekty takie jak szpitale czy nieużywane kaplice.
Zakonnicy ciężką pracą stopniowo przywracali tym miejscom świetność, a bliskość natury i odcięcie od świata miały im umożliwiać bliższą relację z Bogiem.
Klasztor i obiekty mu towarzyszące powstałyby z plastikowych pustaków wytwarzanych na miejscu przez mieszkańców zakonu. Zbierane z morza i plaży tworzywa sztuczne trafiałyby do magazynu w kompleksie klasztornym, a następnie byłyby segregowane.
Te z grupy tzw. termoplastików, które stanowią 80 proc. wszystkich plastików na świecie, posłużyłyby do produkcji pustaków w technologii RPL (recycled plastic lumber) w linii produkcyjnej zbudowanej na miejscu.
Plastikowe mury
Tak powstałe materiały budowlane byłby wykorzystywane do rozbudowy obiektów klasztornych oraz trafiały do ubogich i ofiar katastrof, a część byłaby sprzedawana. Jak podkreśla autor pracy, pustaki z tworzyw sztucznych ze względu na ich właściwości nie łapią wilgoci, są odporne na sól, a stworzona z nich konstrukcja muru nie zostałaby naruszona nawet przez bardzo silny wiatr, co zostało potwierdzone laboratoryjnie. Dlatego plastik nadaje się idealnie do wykorzystania w obiektach położonych na morzu.
Kiedy sacrum mierzy się z profanum, a opuszczona "dryfująca" torpedownia zamienić ma się w pobożną przestrzeń modlitwy i pracy, to rezultat takich działań i przemyśleń zawsze wydaje się interesujący. "Laudato si’: klasztor OO. Franciszkanów" to projekt zdecydowany i odważny, w którym ujawnia się duża dojrzałość i wrażliwość autora - uzasadniało przyznanie nagrody konkursowe jury.
Jak twierdzi jury - współczesna rehabilitacja opuszczonego klasztoru na monaster odnosi się bezpośrednio do średniowiecznej formuły, w której mnisi transformowali opuszczone miejsce, nadając mu nową formę i wnosząc w nie nowe życie. Autor w sposób odpowiedzialny ubiera brutalny i zdegradowany technicznie obiekt w nowe życie zakonne, skromne i surowe, lecz niepozbawione wrażliwości i wyczucia, dające wytchnienie, ale i skupienie tak potrzebne podczas medytacji.
Transformowana przestrzeń nie jest jedynie inwencją architektoniczną. Transformacją autor obejmuje również historię tego miejsca, ale i otoczenie krajobraz. Wynoszone na brzeg odpady, zbierane przez zakonników, mają być następnie przetwarzane na prefabrykowane materiały budowlane. To również swoista transformacja średniowiecznej pracy zakonnej. Nowe okoliczności, nowe wyzwania, a stale pierwotna formuła zakonna.
Laureat zyska nagrodę finansową i możliwość odbycia stażu w renomowanej szwajcarskiej pracowni architektonicznej.
Co zaplanował architekt?
Zaprojektowane przez Lisiaka założenie konwentualne tworzyłyby: kościół, dom zakonny, dom gości, fraternia (miejsce wspólnej pracy zakonników), wirydarz i molo - dyplomant rozpisał nawet kolejność powstawania kolejnych obiektów, która pozwoliła ograniczyć koszty i przeprowadzić sprawnie całą inwestycję. Autor, by lepiej przygotować się do opracowania projektu, odwiedził też kilka zakonów franciszkańskich w Polsce i spędził cztery dni w klasztorze trapistów w Dobrej Vodzie w Czechach.
Kościół w projekcie Pawła Lisiaka zostałby wkomponowany w żelbetową pozostałość po niemieckim budynku poligonu torpedowego. Byłby jedynym miejscem bezpośredniego styku historycznej struktury z nową substancją.
- Jego architektura nawiązywałaby do architektury pierwszych kościołów zakonów żebraczych, pozbawionych zbędnego detalu prostych, funkcjonalnych brył. Operowałaby masą i pustką, a przestrzenie byłyby tam grą światła i cienia – opowiada autor projektu, Paweł Lisiak.
Nawy kościoła zostałyby przekryte prostym (żelbetowym) stropem, a prezbiterium miałoby sklepienie kolebkowe. Od przestrzeni nawy i transeptu odcinałoby się wyeksponowanym łukiem tęczowym z centralnie umieszczonym krzyżem greckim. Pod ścianami znalazłyby się stalle dla 18 zakonników.
W centralnej części kościoła między dwoma wieżami umieszczono by ołtarz. Przestrzeń nad nim byłaby wyższa i lepiej doświetlona, a on sam zostałby wykonany z polerowanego betonu z domieszką plastiku z odzysku, podobnie jak posadzka. Kościół miałby także dwie symetryczne kaplice - poświęcone św. Maksymilianowi Kolbe i św. Franciszkowi z Asyżu. Patronką świątyni byłaby zaś Najświętsza Maryja Panna Gwiazda Morza.
Zaskakująca sakralna funkcja byłego luku torpedowego
W miejscu dawnego luku torpedowego autor dyplomu umieścił baptysterium. Lustro wody basenu chrzcielnego licowałoby tam z taflą Morza Bałtyckiego, a światło trafiałoby do pomieszczenia przez dwa dawne otwory do wypuszczania torped i dziurę w stropie wokół kolumny patronki kościoła.
Z kolei dom zakonny stanąłby na stropie dawnej torpedowni. Pomieściłby 12 zakonników. Parter zajęłyby tam pomieszczenia wspólnotowe, a piętro byłoby poziomem mieszkalnym. Przed wejściem powstałby niewielki dziedziniec z ogródkiem, a wnętrza mieściłyby m.in. zakrystię, wspólną jadalnię, kuchnię z magazynem, toalety i pralnię oraz dormitorium ze skromnymi celami zakonników.
Dom gości byłby miejscem, w którym nocują rodziny zakonników, pielgrzymi i turyści. Miałby także niewielki sklepik z wyrobami klasztornymi, salę seminaryjną i jadalnię, małą bibliotekę i kaplicę.
Przeszklone wnętrza promujące ekologię
Fraternia - w której powstawałyby plastikowe pustaki - stanęłaby na żelbetowej płycie na konstrukcji palowej. Kształt budynku wynikałby z linii produkcyjnej.
Zebrane przez zakonników i organizacje pozarządowe plastikowe opady trafiałyby do znajdującego się po wschodniej stronie magazynu. W centrum obiektu znalazłaby się wysoka na dziewięć metrów hala produkcyjna, a od zachodu budynek kończyłby magazyn gotowych produktów.
Parter budynku do wysokości płyty istniejącej struktury torpedowni byłby przeszklony na przestrzał, co pozwalałoby na obserwację produkcji przez osoby postronne i byłoby formą reklamy działalności zakonników i promocją ekologii.
Tradycyjnie centrum klasztoru stanowi wirydarz - kwadratowy lub prostokątny ogród umieszczony wewnątrz murów klasztornych. Jako że ten klasztor powstałby w obiekcie położonym na wodzie, autor projektu zaproponował, by wnętrze wirydarza zajął zamknięty w ścianach monastyru fragment morza z kolumną maryjną.
– Kawałek morza, na tle prostej architektury, bez kontekstu pobliskiej plaży i zgiełku codzienności - wyjaśnia architekt. – Otoczenie przez ściany ma znaczenie symboliczne. To granica między światem zewnętrznym i wewnętrznym, miedzy sacrum i profanum - twierdzi Paweł Lisiak.
Projekt nie zakłada odtworzenia stałego połączenia dawnej torpedowni z lądem, co ma wzmacniać kontekst samowystarczalności klasztoru. – Zakonnicy stają się w ten sposób "zbiegami ze świata" - fuga mundi - tłumaczy Paweł Lisiak.
W miejscu reliktów niemieckiego pomostu łączącego wybrzeże z torpedownią zaprojektował więc molo, które jest przedłużeniem ulicy. Znalazłyby się tam zejścia na plażę i parking. Przy molo mogłaby cumować łódka, którą zakonnik zabierałby na pokład chętnych do uczestniczenia w niedzielnej mszy w klasztorze.
Z gdyńskiej plaży doskonale widoczne byłyby wieże kościoła (jedna z nich to zaadaptowana do nowej funkcji dawna wieża obserwacyjna torpedowni) oraz figura patronki świątyni.
Energia z morza, wyposażenie jak na statkach
Samowystarczalność klasztoru zapewniałyby m.in. szklarnie z warzywami i owocami na dachu części produkcyjnej zespołu obiektów. Zakonnicy pozyskiwaliby też energię z morza (poprzez małą elektrownię mechaniczną umieszczoną wzdłuż falochronu oddalonego od murów klasztoru o 24 m) oraz energię słoneczną z paneli fotowoltaicznych i kolektorów słonecznych. Korzystaliby także z rozwiązań stosowanych na jachtach i statkach - instalacji małej oczyszczalni ścieków i instalacji odsalającej wodę morską.
rel (Lucyna Róg / Politechnika Wrocławska); red. PBS (PortalMorski.pl)
Czytaj także:











