- To najtrudniejszy maraton, w jakim brałem udział, ale biegło mi się rewelacyjnie - mówił zwycięzca III Maratonu Brzegiem Morza, Marek Dzięgielewski. - Walory przyrodnicze, widokowe, towarzyszące temu biegowi są niepowtarzalne w skali kraju - mówiła najlepsza ze startujących pań, Aleksandra Jachimczyk.
Na starcie biegu, który odbył się w minioną sobotę na Półwyspie Helskim, stanęło 121 zawodników z Polski i zagranicy. Pogoda na trasie Jastarnia-Władysławowo-Jastarnia tym razem sprzyjała biegaczom.
- Rok temu był straszny upał, poza tym po nawrocie, we Władysławowie w twarz wiał bardzo silny wiatr , co mocno osłabiało - opowiadał Marek Dzięgielewski. - Ta edycja była pod względem pogody najlepsza z dotychczasowych - nie było słońca, wiatru, w miarę chłodno, w sam raz - dodawała Aleksandra Jachimczyk.
Oboje za swój wyczyn otrzymali kryształowe puchary ufundowane przez prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego oraz nagrody pieniężne.
Dla pani Aleksandry, pochodzącej z Chrzanowa, niewielkiej miejscowości niedaleko Krakowa, która w klasyfikacji generalnej - z czasem 3:45:31 - zdobyła 16 miejsce, to trzeci start w tym maratonie. Miała już opracowaną strategię, nad którą głowią się biegnący po raz pierwszy: biec boso czy w butach?
- Wystartowałam w butach, na półmetku zastanawiałam się, czy ich nie ściągnąć, ale ostatecznie zostawiłam je na trzydziestym kilometrze i resztę dystansu przebiegłam boso - tłumaczyła.
Pochodzący z Dłużniewa, nieopodal Płońska pan Marek, startował w maratonie brzegiem morza po raz drugi.
- W ubiegłym roku osiągnąłem czas 3 godziny 6 minut, w tym roku poprawiłem wynik o 4 minuty - mówi. - Wówczas chciałem przebiec maraton boso, specjalnie się do tego przygotowywałem biegając po drogach żwirowych, by przystosować stopy do takiego podłoża. Ale od 30 kilometra nogi miałem już od spodu "pościnane", więc w tym roku postanowiłem przebiec w butach ile się da, a potem je zrzucić. I tak też zrobiłem - do osiemnastego kilometra biegłem w butach, później je zdjąłem i dalej biegłem boso. To najlepsza metoda, mam tylko drobne otarcia.
To najtrudniejszy z 25. maratonów, w których startował. - Bardzo łatwo o kontuzję, na które szczególnie narażone są kostki - tłumaczy. I dodaje: - Miesiąc temu skończyłem 50 lat, biegam od dziesięciu, chciałem sobie zrobić tym zwycięstwem prezent z tych okazji. I się udało! Biegło mi się bardzo dobrze, na trzydziestym kilometrze świetnie się czułem, a gdy zawodnik, z którym biegłem osłabł i został w tyle, stwierdziłem, że uda mi się pobić ubiegłoroczny rekord i przyśpieszyłem.
Drugi na mecie był Andrzej Cechmann z Gdańska (3:10:37), trzeci Roman Elwart z Pucka (3:15:58). Nagrody zwycięzcom wręczali Anna Wypych-Namiotko, podsekretarz stanu w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, Sylwia Bogacka, wicemistrzyni olimpijska z Londynu w strzelaniu z karabinka pneumatycznego, Andrzej Królikowski, szef Ligi Morskiej i Rzecznej oraz Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni.
Maratończycy nie szczędzili słów uznania organizatorom (a byli nimi: Miasto Jastarnia, Liga Morska i Rzeczna, Urząd Morski w Gdyni, Związek Miast i Gmin Morskich oraz Miasto Władysławowo) i już umawiali się na spotkanie za rok.
Czesław Romanowski
Zdjęcia: Czesław Romanowski, puck.naszemiasto.pl